środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 31

  31. Kto chce mnie udusić, ręka do góry ;) Wieki nie pisałam, bo ciężko pisze się   z łapką w gipsie (bo swoim antytalentem sportowym jeszcze się nie chwaliłam, prawda? ;) ) Mam jednak nadzieję, że ten rozdział zaostrzy Wasz apetyt na jeszcze i chętnie poczytacie kolejne rozdziały. Pozdrowionka!


Zanim Alan zdążył choćby wstać, drzwi otwarły się i ku zgrozie Octavii stanął w nich Vaill. Najprawdopodobniej nie dostrzegł jej zanim wstała, bo Alana zapytał właśnie o to,  czy gdzieś ją widział i powiedział, że Felix nie ma pojęcia, gdzie Octavia jest.
 - Cóż... nie spodziewałem się ciebie tutaj - rzekł Vaill,  mrużąc lekko oczy. - Stało się coś?
 - Nie, dlaczego? - odpowiedziała, lekko zmieszana.
 - Chyba nieczęsto przychodzisz sobie do mistrza Feyreveya na pogaduszki, prawda? - Nim zdążyła odpowiedzieć, Vaill miał coś jeszcze do powiedzenia. Mimo to wiedziała, że wrócą jeszcze do tematu Alana. - Przynoszę złe wieści. Dostaliśmy list.
 - Od kogo? - spytał Alan, wyciągając po niego rękę, ale Vaill cofnął zawiniętą w jakąś chustę kopertę.
 - Nie dotykaj tego. Przyniósł ją jakiś starzec, prawdopodobnie zaklęty włóczęga.Umarł zaraz po dostarczeniu. Jest zaadresowany do Octavii i podejrzewam, że tylko ona może go otworzyć bez żadnych konsekwencji.
 - Mowy nie ma! - zaprotestował Alan. - Jeśli to Jadowity Atrament, to nikt nie umknie śmierci, nawet adresat.
 - Spokojnie, Rosanne Clemort sprawdziła kopertę kilkoma zaklęciami i...
 - Tylko ona ją sprawdzała? - Tym razem to Alan przybrał podejrzliwą postawę, co Octavię bardzo ucieszyło. To by oznaczało, że wreszcie zaczął poważnie traktować jej podejrzenia wobec pani Clemort i Lennarsa. 
 - Och, proszę cię! - jęknął Vaill, załamując ręce. - Chyba nie dałeś się wciągnąć w tę fanaberię o spisku Lennarsa i Clemort?
 - To nie jest żadna fanaberia! - oburzyła się Octavia. - Słyszałam ich rozmowę! Lennars mówił, że chce dostać to śledztwo!
- Cóż, może dlatego, że jest mistrzem, i to dobrym? Chciał to śledztwo, bo zależy mu na sprawiedliwości - prychnął gniewnie.
 - Broni go pan, bo jest pańskim przyjacielem, właśnie dowiedziałam się o przeszłości "trzech wspaniałych"! Tylko dlaczego nie staje pan w obronie tego trzeciego, co? Dlaczego nie broni pan mojego ojca, tak, jak Lennarsa?!
 - Dość! - uciął rozeźlony już Vaill.
 - Nie! - zaprotestowała żywo. - Może pan mieć własne zdanie, ale faktom pan nie zaprzeczy! Clemort była na dziedzińcu w dniu, w którym mnie porwano, mogła kogoś powiadomić. Później ta szarpanina z Lennarsem w holu -wyrzuciła mu, że nic nie zdziałał. Chciała mieć ze mną prywatne lekcje,  podczas jednej z nich umyślnie podsunęła mi pomysł porozmawiania z Feleonem, a gdy ten zginął, nagle znów widzę ją z Lennarsem, jak ze strachem dyskutują o tym śledztwie! Wie pan, dlaczego Lennars chciał je dostać? Bo wie, kto jest za śmierć Feleona odpowiedzialny! Nikt z Akademii tego nie zrobił, to bł ktoś z  Zakonu Feupeliadów, doskonale pan o tym wie! - Tym razem Vaill nie skomentował jej słów jakimś krótkim, zjadliwym komentarzem, ale również nie dał po sobie poznać, że w ogóle go to przekonało. Zamiast tego znów skupił się na liście.
 - Mamy teraz coś pilniejszego do załatwienia. Musisz otworzyć ten list, żeby dowiedzieć się...
 - Nie pozwolę na to! - krzyknął znów Alan, instynktownie wysuwając się przed Octavię. Tego Vaill nie mógł już puścić mimo uszu.
 - Co tu się dzieje? - spytał otwarcie.  - Przez ostatnie pół roku skutecznie zwalczaliście się nawzajem, a teraz nagle siedzicie sobie na wieczornych pogaduszkach, bronicie się i podzielacie swoje zdania? Jest coś, o czym powinienem wiedzieć? - Zarówno Alanowi jak i Octavii zrobiło się gorąco. Z całą pewnością niełatwo będzie wytłumaczyć wnikliwemu mistrzowi tą nagłą zmianę.
Na szczęście los znów postanowił ich uratować, bo oto drzwi ponownie się otworzyły i do środka wszedł Audar z ponurą miną.
 - Król wzywa was wszystkich do siebie. Posłaniec przekazał mu już wiadomość o liście. Wezwali nawet Milliusa, więc  to będzie coś naprawdę poważnego.
 - Jasne - mruknął Alan i wszyscy troje udali się za nim do pałacu. Przez całą drogę Octavia milczała. Ilekroć kogoś mijała, obrywała prosto w twarz ciekawskim spojrzeniem, czasem nawet bezczelnie wytkniętym w nią palcem. Nikt się do niej nie odzywał, za to wszyscy szeptali, nieumiejętnie kryjąc swoje współczucie, za jej plecami. Octavię ogarnęła złość - w końcu nikt z tych wielce współczujących nie zapytał, czy może jej jakoś pomóc w uwolnieniu ojca...
Gdy wkroczyli do sali tronowej, byli tam już inni mistrzowie, królowa Sagesse, król Bravius i sam Millius, który jak zwykle przyglądał się wszystkiemu z wielkim spokojem.
 - Posłaniec powiedział mi, że jakiś stary włóczęga przyniósł wam list, a zaraz po tym, jak go doręczył, umarł. Jak to się stało, że ktoś, kto dotknął go pierwszy, nie odczuł klątwy? - spytał od razu król.
 - Jako pierwszy dotknął go strażnik, panie, a więc miał na sobie metalową zbroję - wyjaśnił zaraz Vaill. -Byłem w pobliżu, usłyszałem wezwanie, a potem strażnik wręczył mi ten list, zaadresowany do panny Conely. - Tu wszystkie spojrzenia padły na Octavię.
 - Koperta nie została jeszcze otwarta, prawda? - spytała z lękiem królowa.
 - Nie, pani  - odparł Arcany. - Pani Clemort sprawdziła list kilkoma zaklęciami i oświadczyła, że po jego dotknięciu nie umrze tylko ten, do kogo jest zaadresowany.  - Już chciał przekazać list w ręce Octavii, gdy powstrzymał go gest Milliusa.
 - List z całą pewnością pochodzi z Noisang i dotarł tu z woli i polecenia Mauviasa. To oznacza, że może na nim ciążyć wiele innych, silniejszych i, z całym szacunkiem, niemożliwych do wykrycia przez panią Clemort klątw. - Wyciągnął rękę, dając znak, by podano mu zapieczętowaną kopertę, a potem bez obaw dotknął ją swymi dłońmi. Zamknął oczy, a papier na chwilę rozświetlił się srebrzystymi promieniami. Wszyscy zebrani musieli zmrużyć oczy, bo światło było wręcz oślepiające.
 - Królowo, królu - rzekł po kilku chwilach Millius - czy mógłbym zabrać stąd Octavię? Chciałbym, aby otworzyła list w mojej obecności. - Para królewska bez pytań dała mu swoje przyzwolenie. Octavia dostrzegła zawód na twarzy Vailla i strach w oczach Alana, który z całą pewnością mocno chwyciłby ją za rękę, gdyby nie tłum wpatrujących się w nich ludzi.
Octavia opuszczała salę wśród podnieconych szeptów i szyi wyginających się ponad resztę zgromadzonych, by ją lepiej dostrzec. Millius otworzył przed nią drzwi do małej, ciemnej komnaty znajdującej się na prawo od tronów stojących na marmurowym postumencie. Nim zdążyła zadać pierwsze pytanie, anioł sam na nie odpowiedział.
 - Jesteś tu, ponieważ ani ty, ani ja nie chcieliśmy, byś dowiedziała się tak ważnej rzeczy przed publicznością. Będę z tobą szczery, Octavio - dotykając tego listu wyczułem wiele zła i bólu. To, co za chwilę przeczytasz, może być bardzo przykre.
- Tego się właśnie spodziewałam... - przyznała i delikatnie wyjęła kopertę z rąk Milliusa, który chwycił jej twarz w dłonie i ledwie wyczuwalnie pocałował w czubek głowy w geście pocieszenia. Octavia zaczęła powili odpieczętowywać kopertę, a potem drżącą dłonią wyciągnęła pergamin i coś mocno ścisnęło ją za gardło na sam widok - cały jego przód zbryzgany był zaschniętą krwią. Jej puls momentalnie przyspieszył, gdy przeniosła wzrok na ostre, pochyłe pismo, którym najbardziej znienawidzona przez nią istota zapisała kilka upiornych zdań.
  "Oto dowód, że w jego żyłach wciąż płynie  krew. Ale nie jestem cierpliwy, Octavio Conely, nie będę czekał wiecznie. Jeśli będzie trzeba, wyrwę mu Tajemnicę Griphe z gardła, a on wreszcie zginie. Masz czas do najbliższej pełni największego z księżyców, by zjawić się na Noisang. Sama. Bez żadnych sztuczek. Inaczej twój ojciec umrze w potwornych męczarniach.
Najwyższy Mistrz Zakonu Feupeliadów, Mauvias"
Po tym, jak skończyła czytać, była przerażająco blada i jeszcze bardziej słaba. Z panicznym lękiem osunęła się bezwładnie w ramiona anioła. Jej serce biło tak mocno, że niemal wypełniało niestabilnym rytmem zimne ściany komnaty.
  - Do pełni zostało 10 dni - wyrecytowała bezbarwnie. - Nie pozwolą mi go ratować.  Za 10 dni, po tylu latach męki, tata zginie. - Zamilkła, jakby oczekiwała jakiegoś pocieszenia ze strony Milliusa, ale on milczał. - Muszę... muszę uciec. Muszę go uratować...  Nie pozwolę ojcu zginąć. Nie tak! Feleon mówił, że jest uwięziony w najwyższej wieży pałacu Mauviasa, za trzecią strażą, a droga na Noisang wiedzie przez Pasmort, krainę umarłych. Tylko tyle wiem. 
 - Nie możesz umrzeć - szepnął jedwabiście gładkim głosem. Znów ogarnęłaby ją wściekłość, gdyby nie kojąca, pełna łagodności aura roztaczana przez Milliusa. - Ale tak, musisz go uratować. I nie tylko jego, Octavio. Musisz uratować setki, tysiące istnień oraz nieistnień.
 - Nic z tego nie rozumiem...
 - Mauviasowi nie śpieszy się bez powodu. Pełnia największego z księżyców ma miejsce co roku, a zawsze właśnie na nią przypada...
  - Święto Griphe - dokończyła za niego.
 - Tak, a  w tym roku meglany będą obchodzić dokładnie siedemset siedemdziesiątą siódmą rocznicę ustanowienia tego świętego dnia.
 - Tylko co to ma wspólnego ze mną, tatą i Mauviasem? Dlaczego mam ocalać wszystkie istnienia i nieistnienia? Nie wiem, jak! Nie wiem nawet przed czym...
 - Dlatego sądzę - zaczął z pełną powagą - że pomimo wszelkich niebezpieczeństw już czas, byś dowiedziała się wszystkiego o Tajemnicy Griphe.

2 komentarze: