piątek, 22 marca 2013

Rozdział 38

38. Oto jestem. Chciałabym pisać częściej, ale wiadomo, jak to jest z tym chceniem. Rozdział z gatunku angst delux, więc kto ma dobry humor, niech sobie odpuści. Fani łzawych opisów tudzież porażek głównych bohaterów znajdą coś dla siebie. Miłej "wiosny" która jakoś nie chce nas odwiedzić...

Nie miała wyboru. Przerażające ślepia Mauviasa przewiercały ją na wylot, a ciężar życia ojca spoczywał wyłącznie na jej barkach. Oddychała ciężko i nierówno, myśląc intensywnie. Ale skąd wziąć siły, gdy ciało płonie w bolesnym proteście, gdy dręczy śmiertelne wyczerpanie, rozpacz i bezradność? Potwór wciąż przyciskał ostrze do gardła Titresa, czekając tylko na drobne potknięcie, by bez zastanowienia przeciągnąć po nim z uśmiechem na wstrętnej mordzie. Octavia jeszcze raz spojrzała na zmaltretowane, zakrwawione ciało ojca, usłyszała jego płytki, nerwowy oddech i była już pewna, że jeśli teraz nie spełni żądań Mauviasa, jej ojciec zginie. Nie, żeby wierzyła w jego uczciwość - dobrze wiedziała, że nawet jeśli wyśpiewa mu wszystko, i ona i Titres zginą. A mimo to jakaś jej naiwna cząstka chciała przedłużć to życie i tak skazane na rychły koniec.
- Gadaj! - wrzasnął znów Mauvias, jeszcze mocniej naciskając ostrzem na gardło jej taty.
- Nie wiem wszystkiego - zaczęła. -Nawet meglany nie wiedzą. Źródło ma wielką moc chronienia, budowania i niszczenia, a największe stężenie tej mocy osiąga w święto Griphe.
 - Co to jest? CZYM jest źródło? - syczał z opętańczą żądzą.
 - To perła, wyłowiona wiele setek lat temu przez meglana. Jest nienaturalnych rozmiarów, to wszystko, co o niej wiem. Nigdy jej nie widziałam.
 - Jak działa?
 - Meglany umieściły w niej część siebie, część natury.
 - W jaki sposób?
 - Za pomocą magii, której się nauczyły.
 - Gdzie znajduje się Perła? - to pytanie sprawiło, że Octavia zadrżała na całym ciele. Jeśli mu powie, to koniec.
 - Nie wiem - odparła, modląc się, by tym nie zabiła ojca.
 - Łżesz! - zawył wściekle Mauvias. - Gdzie jest ukryta, pytam ostatni raz!
 - Wiem tylko, że POWINNA być w Griphe, anioł nie powiedział mi, gdzie się znajduje! - zawołała rozpaczliwie, widząc, jak krople krwi pojawiają się na szyi jej ojca.
 - Ale na pewno wiesz, jak jest chroniona? - spytał, gdy jego pozbawione warg usta wykrzywił wstrętny uśmiech.
 - Na pewno magicznymi sposobami. Poza tym król szykuje armię. Nie zdobędziesz jej bez wojny.
 - Tak dobra uczennica Akademii na pewno wie, jak rozstawione będą poszczególne oddziały, co?
 - Nie wie. Ale przecież masz w Akademii Lennarsa i tę szmatę Clemort. Dlaczego nie przynieśli ci informacji? Czyżby w końcu ktoś mnie posłuchał i przejrzał na oczy?
 - Octavio - zacmokał w parodii rodzicielskiej nagany - taki język u tak ślicznej dziewczyny jest nie na miejscu. A swoją drogą... zastanawiam się, czy Lennars tak nieumiejętnie sprawował swoją posługę, czy jesteś taka dobra, że to odkryłaś. A Rosanne nie działa dla mnie, a dla Lennarsa. Zakochała się w nim, to doprawdy obrzydliwe - zaśmiał się podle i wypuścił z rąk jej ojca, który upadł na posadzkę z głuchym łoskotem. Octavia spojrzała z bólem na wielki wysiłek, jaki wkładał w to, by na nią patrzeć. Ona także użyła wszystkich swoich sił, by nie zawyć z bólu i nie zacząć płakać jak dziecko.
 - Powinnaś widzieć minę swojego ojca, gdy zobaczył Lennarsa tutaj. Wył tak głośno, że wszystkie moje tortury zdawały się być nieskuteczne... - mówił, śmiejąc się do rozpuku.
 - Zamknij się - zawarczała Octavia. - Wiesz, co chciałeś wiedzieć, teraz pozwól mi mu pomóc.
 - Myślisz, że to jeszcze możliwe? Spójrz na niego. To wrak. Nie jest już nawet człowiekiem, ale jeśli wierzysz, że możesz mu pomóc... - skinął na Maala, który brutalnie zrzucił Titreasa na podłogę tuż obok stóp Octavi. Dopiero teraz jej oczy zaszły mgłą, a w gardle stanęła rozpalona cegła. Wiedziała, że Mauvias nie zmiękł - to była psychologiczna gra, tortura. Miała mu pomagać i patrzeć, jak nic to nie zmienia. Mimo to wyciągnęła patki Gladyjskich Lilii i zasklepiła nimi kilkanaście ran. Titres nie miał nawet siły, by wić się i krzyczeć z bólu. Jedyną ulgą był głos i dotyk ukochanej córeczki...
 - Będzie dobrze, tato, obiecuję - szeptała. - Zabiorę cię stąd.
 - Uciekaj. Nie możesz tu zginąć - poprosił. Octavia otarła mu twarz z krwi i brudu, by mogła ją choć ten raz ujrzeć i doskonale zapamiętać. Był chudy, zaniedbany i brudny, a wydawał jej się najpiękniejszym mężyczną, jakiego widziała. Był piękny, bo był jej tatą. Kimś, kto byłby przy niej zawsze, kto poruszyłby niebo i ziemię tylko po to, by spełnić jej marzenia, kto otoczyłby ją murem z własnych ramion i przenigdy nie dał skrzywdzić. Kimś, kogo zabrano jej, zanim jeszcze zdążyła zrozumieć, jak cenna jest ojcowska miłość.
 - Nie zostawię cię tu. - Choć mówiła to łamiącym się głosem, była pewna swoich słów.
 - Żałosne... - mruknął z niesmakiem Mauvias. - Koniec ckliwych pogawędek. Czas działać. Mówisz, że Perła ukryta jest w Griphe i strzeżona magią... No to poradzimy sobie i z tym. Maal, zabierz ich i wtrąć do jego celi. Niech spędzą ze sobą trochę czasu przed śmiercią. - Straż przyboczna Mauviasa gruchnęła podłym śmiechem. Maal podniósł ich oboje swoimi wielkimi łapami i poprowadził do dębowych wrót.
 - Brawo, panno Conely. Skazałaś na śmierć siebie, ojca i resztę moich wrogów. Zepsułaś wszystko! - usłyszała za sobą krzyk Mauviasa, a potem drzwi zamknęły się za nimi z hukiem i już wleczono ich ciemnymi korytarzami do zimnej celi, do której wtrącił ich Maal.
 - Przykro mi - mruknął, zatrzaskując za dziewczyną kraty, co wprawiło ją w osłupienie.
 - PRZYKRO ci? Przecież nie masz uczuć, jak może być ci przykro, ty skurwysynu!
 - Octavio... - Titres wyciągnął ku niej rękę. - On... pomagał... mi...- Maal odwrócił się plecami do dziewczyny, która dyszała ciężko z wściekłości. Teraz jednak uspokoiła się.
 - To ty porwałeś mnie z Akademii. To ty jesteś najbliżej Mauviasa. KIM ty jesteś?
 - Nie muszę odpowiadać na twoje pytania.
 - Pomożesz nam?
 - Żegnam - zrobił kilka kroków w przód, a ona padła na kolana.
 - Błagam, nie odchodź! Musisz nam pomóc, proszę! Nie skazuj nas na śmierć. - Wlepiła błagalny wzrok w jego potężną postać, a on tylko obejrzał się przez ramię.
 - Nie będę wam przeszkadzał. Póki co - czekaj. I nie zbliżaj się do Mauviasa. Wojnę wygra z całą pewnością, ale może wy zdołacie uciec. - Potem odszedł, nie mówiąc nic więcej. Zostawił im jednak piękny dar - nową kroplę nadziei.

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 37

37. A potorturuję Was jeszcze trochę, co mi tam. Zdałam sobie sprawę, że czarne charaktery też muszą czasem wygrywać, inaczej byłoby nudno i monotonnie. W tym momencie fani happy endów będą chcieli mnie rzucić na pożarcie enigmorom, ale proszę pamiętać, że to nie jest ostatni rozdział ;) Miłej lektury


Wielki pałac zdawał się najbardziej ponurym miejscem we wszechświecie. Zwisając ze ścian, wiły się po obu jej stronach jadowite liany, żółte ślepia strasznych strażników przyglądały jej się wrogo na każdym kroku, jednak żaden z nich nie wykonał ruchu. Już wiedziała, że dotrze do sali, w której będzie czekał na nią Mauvias, bez żadnych przeszkód. Te wszystkie straże były tylko po to, by ją osłabić, by stwierdzając, że ma już dość, powiedziała mu wszystko o Tajemnicy Griphe. Dobrze wiedziała, że nawet gdyby to zrobiła, zabiliby i ją i jej ojca. Na to nie mogła pozwolić. Miała też świadomość, że już za kilka godzin rozpocznie się najprawdziwsza wojna. Akademia miała zorganizować wojska, co pewnie już uczyniła, ale los wszechświata nadal był zagrożony.
Z ostatkiem sił wspinała się po kamiennych schodach wiodących do wielkich, stalowych drzwi. Wlokła się, zostawiając za sobą lepkie ślady krwi. Rany paliły ją tym boleśniej, że serce przyspieszyło w swoim rytmie kilkakrotnie. Bała się. Była przerażona. Co czeka ją za drzwiami? Tortury? Martwe ciało ojca? Kolejne próby? Śmierć?
U szczytu kamiennych stopni była już wycieńczona. Oddałaby wszystko, by znajdować się teraz daleko od tych drzwi. Gdy sięgnęła do nich ręką, bez żadnych szans na pchnięcie na tyle mocne, by się otworzyły, one rozwarły się przed nią same. Jej oczom ukazała się wielka sala za ogromnym tronem, bodaj zbudowanym z kości. Na owym tronie siedziała ukryta w półmroku postać. Posadzka, co zapewne było jej naturalnym stanem, zbryzgana była krwią. Kolumny piętrzące się pod wysokie sklepienie oszpecone były ludzkimi czaszkami, w których oczodołach błądziło złowrogo rozedrgane światło pochodni. Przy tronie rozstawiona była gwardia przyboczna Mistrza Zakonu Feupeliadów - jej głównego członka Octavia rozpoznała od razu - Maal. Oprawca, który porwał ją podczas ćwiczeń w polu.
Szła pomiędzy strasznymi kolumnami, słysząc jedynie własny oddech, powłócząc nogami i drżąc na całym ciele. Choć każdy mięsień skręcał się z bólu w proteście, każdy nerw napinał boleśnie, a wszystkie myśli wrzeszczały o wolności i powrocie do Akademii, wiedziała, że nie może się poddać. Z każdym krokiem widziała go lepiej. Twarz potwora, który zmienił życie jej rodziny w piekło.
Mauvias podnosił się powoli, ukazując jej w pełni swoją wielką, straszną postać i szpetną, pomarszczoną, bladą jak papier gębę. Jego oczy pozbawione były tęczówek, widniały w nich tylko dwie czarne kropki. Ciemne włosy skrywał obszerny kaptur. Ust nie miał prawie wcale, a w policzki, oprócz zmarszczek, wkomponowały się liczne blizny. Stał więc przed nią, w czarnych szatach, patrząc z obleśnie złym uśmiechem na swoje dzieło. A więc udało mu się ją zniszczyć... O to właśnie chodziło.
 - Nareszcie - wysyczał, obnażając przy tym wężowy język. - Tyle lat czekałem na ciebie, Octavio Conely.
 - Gdzie on jest? - warknęła przez zaciśnięte zęby, ani na moment nie spuszczając wzroku z jego twarzy, jakby chciała móc znienawidzić go jeszcze bardziej, do ostatnich granic, do szaleństwa. Żeby zabicie go było najpiękniejszym, co mogło jej się przytrafić.
 - Nie tak prędko. Jesteś tu w konkretnym celu. Musisz powiedzieć mi wszystko o Tajemnicy Griphe, o tym, gdzie się znajduje i jak ją wykorzystam. Co to jest? CZYM jest źródło?
 - Nie usłyszysz ode mnie ani słowa, dopóki nie zobaczę ojca. Dopóki nie będzie bezpieczny.
 - Octavio, moja słodka kruszyno - zaśmiał się okrutnie, zbliżając się do niej na kilka kroków. - To ja tu stawiam warunki. Lepiej, żebyś o tym pamiętała.
 - Nie podchodź do mnie! - wrzasnęła, błyskawicznie chwytając za miecz. Ustawiła  się w pozycji bojowej, gotowa ciąć w każdej chwili.
 - Po co te nerwy? Twój ojciec tu jest, ale zdechnie, jeżeli natychmiast nie dowiem się wszystkiego, czego chcę, rozumiesz?
 - Nie zabijesz go. Jest ci potrzebny.
 - Już nie - rzekł, stojąc zaledwie kilkanaście centymetrów od niej. - Był mi potrzebny do momentu, do którego się tu nie znalazłaś. Wiem, że ten wasz aniołek wszystko ci powiedział. Oczywiście mógłbym go zabić i torturować ciebie, by mieć wszystkie informacje, ale jeśli jesteś tak samo uparta, jak twój ojciec, trwałoby to za długo. Dlatego powierzam ci życie Titresa, Octavio. Od ciebie zależy, czy przeżyje, czy po tylu latach męki jednak skona u moich stóp. - Grał dobrze. Wiedział, gdzie musi uderzyć, żeby pomyślała, że nie ma wyjścia.
 - Możesz mnie torturować nawet tysiąc lat, możesz rozpocząć wojnę i zamordować wszystkie bliskie mi osoby, ale jeśli nie uwolnisz mojego ojca, nie usłyszysz ani słowa o Tajemnicy Griphe - zawarczała, zaciskając ręce na rękojeści miecza.
 - Cóż, więc będziemy grać... Cudnie. Maal, przyprowadź więźnia! - Na te słowa całe jej ciało pomdlało. Zobaczy go. Naprawdę go zobaczy.
Kilka chwil później przywleczono wpół przytomną postać mężczyzny, w którym, nawet, gdyby mogła, nie rozpoznałaby swojego ojca. Jego twarz, szyja, ręce i nogi były poranione i zakrwawione. Jedynym nienaruszonym punktem była lewa dłoń, wyciągnięta ku Octavii w błagalnym geście. Dziewczyna chciała do niego podbiec, pomóc mu, ulżyć w cierpieniu, zrobić cokolwiek, by nie czuł bólu, lecz gdy zrobiła ledwie kilka kroków, potężna łapa Maala zatrzymała ją, powalając na ziemię. W tym czasie Mauvias chwycił jej ojca i przytknął mu do gardła ostry miecz.
 - Koniec żartów, Octavio. Chcę wiedzieć o Tajemnicy wszystko, rozumiesz? Czym jest, gdzie jest, jaką ma moc i jak mam ją zdobyć. - Octavia wahała się. Ocalić świat, czy ojca? Co począć, gdy musi wybrać? - MÓW! - zaryczał wściekle Mauvias, którego twarz przybrała wyraz obłędu.  - Zabiję go, słyszysz? Zarżnę, jak świnię, jeśli nie zaczniesz gadać i to będzie tylko TWOJA WINA! - Po kolejnej chwili milczenia tylko ułamek sekundy dzielił Mauviasa od przeciągnięcia ostrzem po gardle Titresa.
 - NIE! - wrzasnęła w ostatniej chwili.
 - Nic... mu... nie mów... kochanie... - wychrypiał Titres. - Ten głos, mimo że słaby i cichy, ledwo słyszalny, sprawił, że wybór pomiędzy światem, a życiem Titresa, stał się oczywisty. Ojciec był ważniejszy.
 - Powiem ci... powiem wszystko, co wiem, ale wypuść go. Pozwól mi mu pomóc, a powiem ci wszystko.