wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 32

32. To, że coś napisałam, to prawdziwy cud. Myślałam, że już nigdy nie naskrobię tu rozdziału ;) Ale udało się i całkiem jestem zadowolona z tego tekstu, być może to dlatego, że wreszcie udało mi się tu napisać coś konkretnego, bez zbędnych niedomówień, za to z lekką nutką mojego ukochanego patosu, ciężkiego, jak ołów ;)


W Akademii zapanowało piekło. Millius jeszcze tego samego dnia, w której Octavia otworzyła swój list,  wydał oficjalne oświadczenie, że na jego własną odpowiedzialność przekaże jej wszystkie informacje dotyczące Tajemnicy Griphe. Reakcje na to obwieszczenie były skrajnie różne - z niejednych rąk zabrzmiały brawa, z innych okrzyki strachu, a jeszcze inni głośno protestowali. Przez kilkanaście godzin sytuacja stała się nie do zniesienia. Wybuchały zamieszki, kłótnie, obelżywe określenia nawet względem samego anioła, burzliwe dyskusje i wszystko, co zakłócało spokój. Octavia zaś zwijała się w sobie ze strachu. Ocalić istnienie i nieistnienie, ocalić życie ojca... i być tak młodą dziewczyną, niedoświadczoną, nienauczoną życia. Teraz myślała jednak tylko o jednym - o tym, że musi działać i wreszcie ma poważne poparcie.
 Nie mogło jednak pójść tak łatwo. Król Bravius natychmiast zwołał Radę Nadzwyczajną złożoną z przedstawicieli wszystkich gatunków ze wszystkich Krain.  Nie zabrakło też dwóch szczególnych osób - Unilii i Angusa, dziadków Octavii.
 - Cisza! - zażądał król, gdy blisko trzydzieści osób zasiadło do długiego, dębowego  stołu. W sali obrad natychmiast zaległa niczym niezmącona cisza. - Zebraliśmy się tu, by omówić sprawę śmiertelnie ważną. Najwyższy Mistrz Zakonu Feupeliadów przysłał pannie Octavii Conely wiadomość, w której zażądał jej przybycia do krainy Noisnag w celu wydobycia z jej ojca informacji dotyczących Tajemnicy Griphe. Panna Conely ma na dotarcie do Mauviasa od dziś zaledwie dziewięć dni. Anioł Millius osobiście ręczy za tę wyprawę - dodał, po czym z bardzo zatroskaną miną zajął miejsce u szczytu stołu.
 - To nonsen! - odezwał się od razu Vaill. - Nie wypuszczę stąd niewykwalifikowanego wojownika, w dodatku jednego! JEDNEGO na cały szwadron sługusów Mauviasa!
 - Popieram - dodał krótko Alan, za co Octavia nie mogła go winić choćby dlatego, że wiedziała, jak bardzo się o nią boi. 
 - Możemy próbować użyć podstępu - zaczął Angus.  - Octavia nie musi się tam wybierać sama, ale trzeba sprawiać, by Mauvias tego nie wiedział.
 - To się nie uda - rzekł poważnie Audar. - Zabezpieczenia skupione wokół Noisang i samego pałacu są zbyt silne, by Mauvias nie zorientował się, że przybyła więcej niż jedna osoba.
 - Wszystko da się zrobić - przekonywał Millius.  - Służę radą.
 - Jak chcesz ją do tego przygotować, mistrzu? - spytał przez zaciśnięte zęby Alan, nie patrząc na anioła. - Poproszę o konkrety, jeśli łaska.
 - Chcę jej wyjawić wszelkie sekrety zarówno dotyczące Griphe jak i samych zabezpieczeń wokół Noisang. Pomogę jej też przeprawić się przez Pasmort, przez które przyjdzie jej przebyć drogę i zostanę z nią tak długo, jak będę mógł.
 - To przecież nie wystarczy!
 - Mówisz tak, bo nie pokładasz w tej dziewczynie nadziei. 
 - Nadzieję mogę pokładać w pogodzie, ale nie w życiu człowieka! - krzyknął Feyrevey uderzając w blat stołu. - To, że Octavia zginie podczas tej wyprawy jest tak samo pewne, jak to, że po nocy następuje dzień!
 - Dajmy jej szansę - nalegała Unilia. - Już nieraz udowodniła, jak wiele ma w sobie siły i męstwa.
  - Mówi tak pani, bo chodzi tu o pani syna - warknął Vaill, również odwracając wzrok.
 - I pańskiego przyjaciela - wypomniała mu  z wyrzutem.
 - Dlatego tym trudniej jest mi w tej sprawie zabierać głos, proszę mi wierzyć. Ale Octavia jest moją uczennicą. Znam ją i jej zdolności, wierzę w nią całym sercem, a jednak wiem, że Titres nigdy nie pozwoliłby tak narażać się własnej córce. Nie chciałby tego.
 - I nie chciałby być w niewoli. - Tym razem to sama zainteresowana zabrała głos. - Jestem to tacie winna. W Akademii znalazłam się z jakiegoś powodu, z jakiegoś powodu dotarłam tak daleko, przeżyłam coś, czego teoretycznie nie powinnam przeżyć i wreszcie mam przed sobą jasny cel! Nie wierzę, że to wszystko przypadek, mistrzu Vaill. - Tu spojrzała na Milliusa, jakby spodziewała się, że i on przemówi.
 - Octavia ma rację - poparł ją spokojnym, łagodnym głosem anioł. - Moi drodzy... Wszyscy doskonale wiecie, że Mauviasowi nie chodzi ani o śmierć Titresa, ani jego córki. Tu chodzi o coś znacznie większego. O Tajemnicę Griphe. On bardzo chce wiedzieć o niej wszystko, ale do tego potrzebny mu jest Titres, który nie rozwiąże języka, dopóki nie zagrozi mu się śmiercią córki. Dlatego proszę was wszystkich zebranych, abyście pomyśleli racjonalnie - zamilkł, rozglądając się po wszystkich twarzach.  - Przecież musicie zdawać sobie sprawę, że taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie. Mauvuas dowie się wszystkiego w ten, czy inny sposób prędzej czy później, ale wtedy bez wątpienia czeka nas krwawa, okrutna wojna. Można temu zaradzić, ale tylko teraz i tylko w ten sposób. Musimy zebrać w sobie siły i pozwolić Octavii walczyć.
 - Proszę - szepnęła błagalnie dziewczyna, ale w sali było tak cicho, że wszyscy słyszeli ją doskonale. - Nie skazujcie na cierpienie sami siebie, a mojego ojca na wieczne męki. Spędził w niewoli tyle lat... Muszę go uratować. To mój OJCIEC. Kto z was chciałby wiedzieć o cierpieniu tak bliskiej sobie osoby?
 - Octavio, to wszystko wspaniale brzmi, ale... - zaczął Vaill, jednak teraz nie zwróciła na to uwagi.
 - Pozwólcie mi zobaczyć twarz człowieka, który dał mi życie. Może mi się nie udać, wiem o tym. Ale spróbuję. Podejmę wyzwanie i być może doprowadzę tę sprawę do końca. Jeśli jest tak, jak mówi anioł Millius, to dobrze wiecie, że wstrzymując mnie tylko tracicie na czasie. Musimy coś zrobić, ale za dziewięć dni będzie już za późno dla jednego istnienia. Błagam! - Po jej słowach atmosfera zgęstniała tak bardzo, że była niemal namacalna. Nikt nie śmiał nawet odetchnąć głośniej. Wszystko wskazywało na to, że czas podjąć decyzję.
 - Kto głosuje za  tym, by panny Conely nie dopuścić do tej misji, proszę o podniesienie rąk - powiedział król i sporo dłoni wystrzeliło w górę. - Kto głosuje za zezwoleniem pannie Conely na podjęcie misji, proszę o podniesienie rąk - i tym razem podniosły się ręce.  - Kto wstrzymał się od głosu, proszę podnieść ręce - nikt się nie poruszył.
Serce Octavii biło mocno. Zdawało jej się, że równo połowa Rady głosowała za i równo połowa przeciw. Szybko przeniosła wzrok na króla.
 - Czternaście głosów przeciw i szesnaście za. Przegłosowane. Panna Conely otrzymuje prawomocną królewską zgodę na podjęcie się misji! - Zabrzmiał gong na który Octavia zakryła sobie twarz dłonią, a Alan poczuł, jak jego serce staje. Po jeszcze kilku minutach protestów i burzliwych obrad wszyscy zaczęli opuszczać salę, a on, nie dbając już o pozory podszedł do dziewczyny i zaraz chwycił ją w ramiona.
 - Ty cholerna wariatko! - jego głos chyba po raz pierwszy drżał ze strachu. Trzymał ją mocno i czuł się tak, jakby lada chwila miał stracić Octavię bezpowrotnie. - Dlaczego?
 - Robię to, co muszę - powiedziała cicho i również porzucając wszelkie zasady etykiety, pozwoliła mu mocno wpić się w swoje usta. Pocałunek był desperacki, silny, wręcz błagalny. "Nie rób tego!" krzyczały wszystkie jego zmysły i cały trzeźwy umysł. Ale wewnątrz już wiedział, że jej nie powstrzyma. Octavia to zrobi.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Świątecznie

Kochani! 
Wszystkim życzę wesołych, zdrowych, spokojnych Świąt, w Nowym Roku dużo uśmiechu, weny, spełnienia marzeń i wytrwałości oraz żebyście wszyscy wytrwali w swoich noworocznych postanowieniach!
Wesołych Świąt!


środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 31

  31. Kto chce mnie udusić, ręka do góry ;) Wieki nie pisałam, bo ciężko pisze się   z łapką w gipsie (bo swoim antytalentem sportowym jeszcze się nie chwaliłam, prawda? ;) ) Mam jednak nadzieję, że ten rozdział zaostrzy Wasz apetyt na jeszcze i chętnie poczytacie kolejne rozdziały. Pozdrowionka!


Zanim Alan zdążył choćby wstać, drzwi otwarły się i ku zgrozie Octavii stanął w nich Vaill. Najprawdopodobniej nie dostrzegł jej zanim wstała, bo Alana zapytał właśnie o to,  czy gdzieś ją widział i powiedział, że Felix nie ma pojęcia, gdzie Octavia jest.
 - Cóż... nie spodziewałem się ciebie tutaj - rzekł Vaill,  mrużąc lekko oczy. - Stało się coś?
 - Nie, dlaczego? - odpowiedziała, lekko zmieszana.
 - Chyba nieczęsto przychodzisz sobie do mistrza Feyreveya na pogaduszki, prawda? - Nim zdążyła odpowiedzieć, Vaill miał coś jeszcze do powiedzenia. Mimo to wiedziała, że wrócą jeszcze do tematu Alana. - Przynoszę złe wieści. Dostaliśmy list.
 - Od kogo? - spytał Alan, wyciągając po niego rękę, ale Vaill cofnął zawiniętą w jakąś chustę kopertę.
 - Nie dotykaj tego. Przyniósł ją jakiś starzec, prawdopodobnie zaklęty włóczęga.Umarł zaraz po dostarczeniu. Jest zaadresowany do Octavii i podejrzewam, że tylko ona może go otworzyć bez żadnych konsekwencji.
 - Mowy nie ma! - zaprotestował Alan. - Jeśli to Jadowity Atrament, to nikt nie umknie śmierci, nawet adresat.
 - Spokojnie, Rosanne Clemort sprawdziła kopertę kilkoma zaklęciami i...
 - Tylko ona ją sprawdzała? - Tym razem to Alan przybrał podejrzliwą postawę, co Octavię bardzo ucieszyło. To by oznaczało, że wreszcie zaczął poważnie traktować jej podejrzenia wobec pani Clemort i Lennarsa. 
 - Och, proszę cię! - jęknął Vaill, załamując ręce. - Chyba nie dałeś się wciągnąć w tę fanaberię o spisku Lennarsa i Clemort?
 - To nie jest żadna fanaberia! - oburzyła się Octavia. - Słyszałam ich rozmowę! Lennars mówił, że chce dostać to śledztwo!
- Cóż, może dlatego, że jest mistrzem, i to dobrym? Chciał to śledztwo, bo zależy mu na sprawiedliwości - prychnął gniewnie.
 - Broni go pan, bo jest pańskim przyjacielem, właśnie dowiedziałam się o przeszłości "trzech wspaniałych"! Tylko dlaczego nie staje pan w obronie tego trzeciego, co? Dlaczego nie broni pan mojego ojca, tak, jak Lennarsa?!
 - Dość! - uciął rozeźlony już Vaill.
 - Nie! - zaprotestowała żywo. - Może pan mieć własne zdanie, ale faktom pan nie zaprzeczy! Clemort była na dziedzińcu w dniu, w którym mnie porwano, mogła kogoś powiadomić. Później ta szarpanina z Lennarsem w holu -wyrzuciła mu, że nic nie zdziałał. Chciała mieć ze mną prywatne lekcje,  podczas jednej z nich umyślnie podsunęła mi pomysł porozmawiania z Feleonem, a gdy ten zginął, nagle znów widzę ją z Lennarsem, jak ze strachem dyskutują o tym śledztwie! Wie pan, dlaczego Lennars chciał je dostać? Bo wie, kto jest za śmierć Feleona odpowiedzialny! Nikt z Akademii tego nie zrobił, to bł ktoś z  Zakonu Feupeliadów, doskonale pan o tym wie! - Tym razem Vaill nie skomentował jej słów jakimś krótkim, zjadliwym komentarzem, ale również nie dał po sobie poznać, że w ogóle go to przekonało. Zamiast tego znów skupił się na liście.
 - Mamy teraz coś pilniejszego do załatwienia. Musisz otworzyć ten list, żeby dowiedzieć się...
 - Nie pozwolę na to! - krzyknął znów Alan, instynktownie wysuwając się przed Octavię. Tego Vaill nie mógł już puścić mimo uszu.
 - Co tu się dzieje? - spytał otwarcie.  - Przez ostatnie pół roku skutecznie zwalczaliście się nawzajem, a teraz nagle siedzicie sobie na wieczornych pogaduszkach, bronicie się i podzielacie swoje zdania? Jest coś, o czym powinienem wiedzieć? - Zarówno Alanowi jak i Octavii zrobiło się gorąco. Z całą pewnością niełatwo będzie wytłumaczyć wnikliwemu mistrzowi tą nagłą zmianę.
Na szczęście los znów postanowił ich uratować, bo oto drzwi ponownie się otworzyły i do środka wszedł Audar z ponurą miną.
 - Król wzywa was wszystkich do siebie. Posłaniec przekazał mu już wiadomość o liście. Wezwali nawet Milliusa, więc  to będzie coś naprawdę poważnego.
 - Jasne - mruknął Alan i wszyscy troje udali się za nim do pałacu. Przez całą drogę Octavia milczała. Ilekroć kogoś mijała, obrywała prosto w twarz ciekawskim spojrzeniem, czasem nawet bezczelnie wytkniętym w nią palcem. Nikt się do niej nie odzywał, za to wszyscy szeptali, nieumiejętnie kryjąc swoje współczucie, za jej plecami. Octavię ogarnęła złość - w końcu nikt z tych wielce współczujących nie zapytał, czy może jej jakoś pomóc w uwolnieniu ojca...
Gdy wkroczyli do sali tronowej, byli tam już inni mistrzowie, królowa Sagesse, król Bravius i sam Millius, który jak zwykle przyglądał się wszystkiemu z wielkim spokojem.
 - Posłaniec powiedział mi, że jakiś stary włóczęga przyniósł wam list, a zaraz po tym, jak go doręczył, umarł. Jak to się stało, że ktoś, kto dotknął go pierwszy, nie odczuł klątwy? - spytał od razu król.
 - Jako pierwszy dotknął go strażnik, panie, a więc miał na sobie metalową zbroję - wyjaśnił zaraz Vaill. -Byłem w pobliżu, usłyszałem wezwanie, a potem strażnik wręczył mi ten list, zaadresowany do panny Conely. - Tu wszystkie spojrzenia padły na Octavię.
 - Koperta nie została jeszcze otwarta, prawda? - spytała z lękiem królowa.
 - Nie, pani  - odparł Arcany. - Pani Clemort sprawdziła list kilkoma zaklęciami i oświadczyła, że po jego dotknięciu nie umrze tylko ten, do kogo jest zaadresowany.  - Już chciał przekazać list w ręce Octavii, gdy powstrzymał go gest Milliusa.
 - List z całą pewnością pochodzi z Noisang i dotarł tu z woli i polecenia Mauviasa. To oznacza, że może na nim ciążyć wiele innych, silniejszych i, z całym szacunkiem, niemożliwych do wykrycia przez panią Clemort klątw. - Wyciągnął rękę, dając znak, by podano mu zapieczętowaną kopertę, a potem bez obaw dotknął ją swymi dłońmi. Zamknął oczy, a papier na chwilę rozświetlił się srebrzystymi promieniami. Wszyscy zebrani musieli zmrużyć oczy, bo światło było wręcz oślepiające.
 - Królowo, królu - rzekł po kilku chwilach Millius - czy mógłbym zabrać stąd Octavię? Chciałbym, aby otworzyła list w mojej obecności. - Para królewska bez pytań dała mu swoje przyzwolenie. Octavia dostrzegła zawód na twarzy Vailla i strach w oczach Alana, który z całą pewnością mocno chwyciłby ją za rękę, gdyby nie tłum wpatrujących się w nich ludzi.
Octavia opuszczała salę wśród podnieconych szeptów i szyi wyginających się ponad resztę zgromadzonych, by ją lepiej dostrzec. Millius otworzył przed nią drzwi do małej, ciemnej komnaty znajdującej się na prawo od tronów stojących na marmurowym postumencie. Nim zdążyła zadać pierwsze pytanie, anioł sam na nie odpowiedział.
 - Jesteś tu, ponieważ ani ty, ani ja nie chcieliśmy, byś dowiedziała się tak ważnej rzeczy przed publicznością. Będę z tobą szczery, Octavio - dotykając tego listu wyczułem wiele zła i bólu. To, co za chwilę przeczytasz, może być bardzo przykre.
- Tego się właśnie spodziewałam... - przyznała i delikatnie wyjęła kopertę z rąk Milliusa, który chwycił jej twarz w dłonie i ledwie wyczuwalnie pocałował w czubek głowy w geście pocieszenia. Octavia zaczęła powili odpieczętowywać kopertę, a potem drżącą dłonią wyciągnęła pergamin i coś mocno ścisnęło ją za gardło na sam widok - cały jego przód zbryzgany był zaschniętą krwią. Jej puls momentalnie przyspieszył, gdy przeniosła wzrok na ostre, pochyłe pismo, którym najbardziej znienawidzona przez nią istota zapisała kilka upiornych zdań.
  "Oto dowód, że w jego żyłach wciąż płynie  krew. Ale nie jestem cierpliwy, Octavio Conely, nie będę czekał wiecznie. Jeśli będzie trzeba, wyrwę mu Tajemnicę Griphe z gardła, a on wreszcie zginie. Masz czas do najbliższej pełni największego z księżyców, by zjawić się na Noisang. Sama. Bez żadnych sztuczek. Inaczej twój ojciec umrze w potwornych męczarniach.
Najwyższy Mistrz Zakonu Feupeliadów, Mauvias"
Po tym, jak skończyła czytać, była przerażająco blada i jeszcze bardziej słaba. Z panicznym lękiem osunęła się bezwładnie w ramiona anioła. Jej serce biło tak mocno, że niemal wypełniało niestabilnym rytmem zimne ściany komnaty.
  - Do pełni zostało 10 dni - wyrecytowała bezbarwnie. - Nie pozwolą mi go ratować.  Za 10 dni, po tylu latach męki, tata zginie. - Zamilkła, jakby oczekiwała jakiegoś pocieszenia ze strony Milliusa, ale on milczał. - Muszę... muszę uciec. Muszę go uratować...  Nie pozwolę ojcu zginąć. Nie tak! Feleon mówił, że jest uwięziony w najwyższej wieży pałacu Mauviasa, za trzecią strażą, a droga na Noisang wiedzie przez Pasmort, krainę umarłych. Tylko tyle wiem. 
 - Nie możesz umrzeć - szepnął jedwabiście gładkim głosem. Znów ogarnęłaby ją wściekłość, gdyby nie kojąca, pełna łagodności aura roztaczana przez Milliusa. - Ale tak, musisz go uratować. I nie tylko jego, Octavio. Musisz uratować setki, tysiące istnień oraz nieistnień.
 - Nic z tego nie rozumiem...
 - Mauviasowi nie śpieszy się bez powodu. Pełnia największego z księżyców ma miejsce co roku, a zawsze właśnie na nią przypada...
  - Święto Griphe - dokończyła za niego.
 - Tak, a  w tym roku meglany będą obchodzić dokładnie siedemset siedemdziesiątą siódmą rocznicę ustanowienia tego świętego dnia.
 - Tylko co to ma wspólnego ze mną, tatą i Mauviasem? Dlaczego mam ocalać wszystkie istnienia i nieistnienia? Nie wiem, jak! Nie wiem nawet przed czym...
 - Dlatego sądzę - zaczął z pełną powagą - że pomimo wszelkich niebezpieczeństw już czas, byś dowiedziała się wszystkiego o Tajemnicy Griphe.

niedziela, 2 grudnia 2012

Świąteczne marudzenie 1

Drogie Czytelniczki! Mam dla Was pewną propozycję i nadzieję na odkrycie (lub pogłębienie swojej wiedzy) na temat Waszych pisarskich talentów...



Propozycja to coś, co zawsze wychodzi fajnie. Konkurs mianowicie! I skoro świątecznie się robi w całym kraju to i świąteczny konkurs musi być. 

Zabawa będzie polegała napisaniu świątecznej miniaturki:
 - w fandomie Avengers
 - w fandomie Harry Potter 
 - w fandomie jednego z moich opowiadań (również autorskiej Tajemnicy Griphe)
 - listu do Świętego Mikołaja w imieniu własnym lub któregoś z bohaterów

 - w formie wiersza lub rymowanych życzeń (minimalnie 10 zdań) 

Praca może być dowolnej długości. Najmilej widziane komedie, ale jeśli ktoś lepiej czuje się w nieco poważniejszych klimatach - proszę bardzo. Teksty należy wysyłać na mojego maila od dziś do 20. grudnia 2012 roku, w temacie podając tytuł utworu i swój nick. 
Zwycięskie teksty zostaną opublikowane na moim blogu (odpowiednio do treści). 

Wygranie konkursu grozi nagrodami. Mogą to być :
 - napisane specjalnie dla Was miniaturki w dowolnym fandomie
 - własnoręcznie robione ozdoby świąteczne ( pojawią się tu ich zdjęcia ) 
 -  realizacja Waszych innych, własnych pomysłów

Serdecznie zapraszam do udziału!
pauli

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 30

  30. Po długiej nieobecności rehabilituję się długim rozdziałem ;) Musiałam się w końcu sprężyć z wyjaśnieniem całej przeszłości z życia państwa Conely, bo później wszystko byłoby niejasne. Mam nadzieję, że teraz już wszyscy złożą sobie całą historię w jedność. Pozdrawiam z zimnego, mokrego Wrocławia :(


Wybuchł skandal. Po całej Akademii rozeszły się wieści, że Octavia Conely okropnie potraktowała jednego z mistrzów i choć niewiele było prawdy w plotkach o tym, że mają ją wyrzucić ze szkoły czy ukarać tygodniem spędzonym bez jedzenia i picia, to Vaill naprawdę nakazał jej publiczne przeprosiny. Oczywiście odmówiła. I to na tyle stanowczo, że omal nie przeprowadziła podobnej rozmowy ze swoim wychowawcą. Tak czy inaczej - miała kłopoty. Mama oczywiście wspomniała w listach, że bardzo się o nią martwi i prosi, by się uspokoiła, ale było to tym trudniejsze do wykonania, że Octavia czuła przepływający przez palce czas. Było go coraz mniej. Przecież jej ojciec cierpiał! Nie mogła już znieść tej myśli. W głowie cały czas od nowa powtarzała sobie słowa Feleona, o drodze, o tajemnicy Griphe, o wszystkim.
 - Musisz od tego odpocząć - powiedział jej Alan, gdy siedzieli w jego komnacie, przy kominku, w którym trzaskał ogień. Dziewczyna wpatrywała się w szybę, po której spływały strugi zimnego deszczu.
 - Odpocznę, gdy osiągnę swój cel.
 - Nie bądź tak uparta - poprosił Alan, układając głowę na jej ramieniu. - Rozumiem cię, ale ciągłym zadręczaniem się nie pomożesz ani ojcu, ani sobie. Musisz się wszystkiego nauczyć, musisz mieć dużo siły. Choć raz mnie posłuchaj - jęknął żałośnie, już czując, że zamierza protestować.
 - Nie mogę się nie zadręczać, bo teraz podwójnie boję się o mamę. Powiedziałam jej, żeby porzuciła dom w Coidzie i zamieszkała tutaj, a w odpowiedzi usłyszałam jedynie, że to nie takie proste. Co tu nie jest proste? - Alan spoważniał. Nie był pewien, czy zna historię. Wprawdzie Vaill wyjaśnił jej już, dlaczego zły, nielubiany wtedy mistrz Feyrevey nie znosi jej ojca, ale nic nie wspomniał o poważnym konflikcie z innym mistrzem.
 - Posłuchaj mnie. Twoja mama miała rację. Nie mogłaby tu tak po prostu zamieszkać, a to właśnie ze względu na Lennarsa.
 - O czym ty mówisz? - Octavia znacznie się ożywiła. Alan zaczął opowiadać.
 - Wiele lat temu w Akademii, jako młodzi mistrzowie, królowało tak zwanych trzech wspaniałych. Conely, Vaill i Lennars. Wszyscy byli ulubieńcami królewskiej pary, bohaterami narodowymi, wspaniałymi wojownikami i oczywiście obiektami westchnień większości kobiet. Mieli ich wokół siebie pełno, ale mimo to wciąż skupiali się głównie na rozwijaniu własnych zdolności - widział, że dziewczyna słucha go uważnie, dlatego mówił dalej. - Pierwszy wyłamał się Vaill. Podczas festynu poznał Hestię i przez jakiś czas mieszkali razem w krainie Gladius, skąd pochodził. Później urodził im się syn, Eufelius. Wtedy Vaill całkowicie spoważniał i z trójki wspaniałych została dwójka. Twój ojciec i Lennars zgadzali się we wszystkim i rzadko kiedy widywano ich razem. Byli, zdawać by się mogło, kompanami na dobre  i na złe, do czasu pewnej wyprawy. Wszyscy mistrzowie wybrali się na świąteczną paradę do Coidy i tam dostrzegli piękno skupione w jednej osobie. Chantall, twoja mama, szybko została uznana za jedną z najpiękniejszych kobiet w całej Galaktyce. Nie sposób było się w niej nie zakochać, ale na poważnie za podbój jej serca zabrało się dwóch mężczyzn.
 - Tata i on - mruknęła Octavia, a jej oczy błysnęły bystro, na myśl o tym, że przecież wszystko jasne! Lennars miał motyw. Później Alan miał tylko utwierdzić ją w tym przekonaniu.
 - Obaj długo się o nią starali, ale nie ulegało wątpliwości, że Chantall podjęła decyzję. Wprawdzie Lennars pierwszy wyznał jej miłość, ale ona pokochała Titresa. Wtedy pomiędzy twoim ojcem i, od wtedy jego wrogiem, doszło do bardzo poważnej walki, na śmierć i życie. Widziało ją kilku mistrzów, ale gdyby nie Vaill... skończyłoby się naprawdę źle. Później przez wiele lat twoi rodzice żyli szczęśliwie, mieli syna, dom i szczęście, wszystko, czego mogli sobie zażyczyć. Potem urodziłaś się ty, a kilka lat później - wiesz. Porwano twojego ojca i zabito brata. Lennars spróbował zbliżyć się do Chantall jeszcze raz, ale i wtedy odrzuciła jego uczucie. Poczuł się zraniony i poniżony. To dlatego gdy tylko dowiedzieliśmy się, że ty, córka Titresa, stajesz w Wielkiej Selekcji, Vaill spytał Lennarsa, czy poradzi sobie z tym, że będzie widywał cię codziennie. Powiedział, że tak.
  - Ale...  - zaczęła, przypominając sobie dzień Wielkiej Selekcji. To on zawiązał jej oczy przed drugim zadaniem, to on powiedział jej, że jeśli wygra, to przyjmie ją na swoją uczennicę i to o jego godność pytała później Vailla. Wiedziała już, dlaczego to jednak inny mistrz przyjął ją na nauki. Król bał się powierzyć tego zadania Lennarsowi, znając historię.
  - Tak? - spytał Alan, gdy cisza zbyt długo wypełniała pokój.
 - Teraz to chyba jasne, że Lennars miał motyw, by przejść na stronę Zakonu Feupeliadów! - Feyrevey westchnął tylko i przymknął oczy, siląc się na cierpliwość i wyrozumiałość. Mógł przewidzieć, że  z tej historii wyniesie głównie odniesienie do teraźniejszości.
 - Sądzę, że nie przyczyniłby się do skrzywdzenia Artaxa i Titresa z jednej przyczyny. Kochał twoją matkę, a doskonale wiedział, że to ją bardzo skrzywdzi.
 - A może chciał ją mieć tylko dla siebie, co? O tym nie pomyślałeś. Wiedział, że mama nie będzie z nim, dopóki tata będzie blisko.
 - To ty nie pomyślałaś o jednej rzeczy. Najwyższą, niezniszczalną i niemożliwą do obejścia zasadą dla zakochanego mężczyzny jest to, by zapewnić szczęście i spokój jego ukochanej. Żaden facet nie zrobiłby czegoś takiego, kochając szczerze, a jedno wiem na pewno - Lennars naprawdę ją kochał. - Na to nie miała kontrargumentu. Alan miał rację. Ktoś, kto byłby w stanie posłać przyjaciela w ręce wroga, na pewno zakochał się mocno. Zbyt mocno.
- Zwariuję od tego wszystkiego - mruknęła, mocniej wtulając się w jego ramiona. Przyjął ten gest z radością. Prawdę mówiąc sądził, że nigdy nie zdobędą się na coś takiego. Bo nie wypada, bo to nieetyczne, bo różnica wieku jest zbyt duża... Ale przecież to wszystko traciło na znaczeniu. Albo może w ogóle nigdy go nie miało.
 - Nie dam ci zwariować - obiecał. - Może to nie będzie proste, ale myślę, że utrzymam cię w ramach rozsądku. - Dziewczyna parsknęła śmiechem.
 - To nie będzie trudne, tylko graniczące z cudem.
 - Cóż, wydaje mi się, że limit cudów na ten rok został już wyczerpany. - Pocałował ja w czubek głowy. Zdawałoby się, że ten wieczór będzie cudownie leniwy i spokojny, ale nie. Los jak zwykle postanowił zabawić się ich kosztem. Ktoś głośno zapukał do drzwi.