wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 32

32. To, że coś napisałam, to prawdziwy cud. Myślałam, że już nigdy nie naskrobię tu rozdziału ;) Ale udało się i całkiem jestem zadowolona z tego tekstu, być może to dlatego, że wreszcie udało mi się tu napisać coś konkretnego, bez zbędnych niedomówień, za to z lekką nutką mojego ukochanego patosu, ciężkiego, jak ołów ;)


W Akademii zapanowało piekło. Millius jeszcze tego samego dnia, w której Octavia otworzyła swój list,  wydał oficjalne oświadczenie, że na jego własną odpowiedzialność przekaże jej wszystkie informacje dotyczące Tajemnicy Griphe. Reakcje na to obwieszczenie były skrajnie różne - z niejednych rąk zabrzmiały brawa, z innych okrzyki strachu, a jeszcze inni głośno protestowali. Przez kilkanaście godzin sytuacja stała się nie do zniesienia. Wybuchały zamieszki, kłótnie, obelżywe określenia nawet względem samego anioła, burzliwe dyskusje i wszystko, co zakłócało spokój. Octavia zaś zwijała się w sobie ze strachu. Ocalić istnienie i nieistnienie, ocalić życie ojca... i być tak młodą dziewczyną, niedoświadczoną, nienauczoną życia. Teraz myślała jednak tylko o jednym - o tym, że musi działać i wreszcie ma poważne poparcie.
 Nie mogło jednak pójść tak łatwo. Król Bravius natychmiast zwołał Radę Nadzwyczajną złożoną z przedstawicieli wszystkich gatunków ze wszystkich Krain.  Nie zabrakło też dwóch szczególnych osób - Unilii i Angusa, dziadków Octavii.
 - Cisza! - zażądał król, gdy blisko trzydzieści osób zasiadło do długiego, dębowego  stołu. W sali obrad natychmiast zaległa niczym niezmącona cisza. - Zebraliśmy się tu, by omówić sprawę śmiertelnie ważną. Najwyższy Mistrz Zakonu Feupeliadów przysłał pannie Octavii Conely wiadomość, w której zażądał jej przybycia do krainy Noisnag w celu wydobycia z jej ojca informacji dotyczących Tajemnicy Griphe. Panna Conely ma na dotarcie do Mauviasa od dziś zaledwie dziewięć dni. Anioł Millius osobiście ręczy za tę wyprawę - dodał, po czym z bardzo zatroskaną miną zajął miejsce u szczytu stołu.
 - To nonsen! - odezwał się od razu Vaill. - Nie wypuszczę stąd niewykwalifikowanego wojownika, w dodatku jednego! JEDNEGO na cały szwadron sługusów Mauviasa!
 - Popieram - dodał krótko Alan, za co Octavia nie mogła go winić choćby dlatego, że wiedziała, jak bardzo się o nią boi. 
 - Możemy próbować użyć podstępu - zaczął Angus.  - Octavia nie musi się tam wybierać sama, ale trzeba sprawiać, by Mauvias tego nie wiedział.
 - To się nie uda - rzekł poważnie Audar. - Zabezpieczenia skupione wokół Noisang i samego pałacu są zbyt silne, by Mauvias nie zorientował się, że przybyła więcej niż jedna osoba.
 - Wszystko da się zrobić - przekonywał Millius.  - Służę radą.
 - Jak chcesz ją do tego przygotować, mistrzu? - spytał przez zaciśnięte zęby Alan, nie patrząc na anioła. - Poproszę o konkrety, jeśli łaska.
 - Chcę jej wyjawić wszelkie sekrety zarówno dotyczące Griphe jak i samych zabezpieczeń wokół Noisang. Pomogę jej też przeprawić się przez Pasmort, przez które przyjdzie jej przebyć drogę i zostanę z nią tak długo, jak będę mógł.
 - To przecież nie wystarczy!
 - Mówisz tak, bo nie pokładasz w tej dziewczynie nadziei. 
 - Nadzieję mogę pokładać w pogodzie, ale nie w życiu człowieka! - krzyknął Feyrevey uderzając w blat stołu. - To, że Octavia zginie podczas tej wyprawy jest tak samo pewne, jak to, że po nocy następuje dzień!
 - Dajmy jej szansę - nalegała Unilia. - Już nieraz udowodniła, jak wiele ma w sobie siły i męstwa.
  - Mówi tak pani, bo chodzi tu o pani syna - warknął Vaill, również odwracając wzrok.
 - I pańskiego przyjaciela - wypomniała mu  z wyrzutem.
 - Dlatego tym trudniej jest mi w tej sprawie zabierać głos, proszę mi wierzyć. Ale Octavia jest moją uczennicą. Znam ją i jej zdolności, wierzę w nią całym sercem, a jednak wiem, że Titres nigdy nie pozwoliłby tak narażać się własnej córce. Nie chciałby tego.
 - I nie chciałby być w niewoli. - Tym razem to sama zainteresowana zabrała głos. - Jestem to tacie winna. W Akademii znalazłam się z jakiegoś powodu, z jakiegoś powodu dotarłam tak daleko, przeżyłam coś, czego teoretycznie nie powinnam przeżyć i wreszcie mam przed sobą jasny cel! Nie wierzę, że to wszystko przypadek, mistrzu Vaill. - Tu spojrzała na Milliusa, jakby spodziewała się, że i on przemówi.
 - Octavia ma rację - poparł ją spokojnym, łagodnym głosem anioł. - Moi drodzy... Wszyscy doskonale wiecie, że Mauviasowi nie chodzi ani o śmierć Titresa, ani jego córki. Tu chodzi o coś znacznie większego. O Tajemnicę Griphe. On bardzo chce wiedzieć o niej wszystko, ale do tego potrzebny mu jest Titres, który nie rozwiąże języka, dopóki nie zagrozi mu się śmiercią córki. Dlatego proszę was wszystkich zebranych, abyście pomyśleli racjonalnie - zamilkł, rozglądając się po wszystkich twarzach.  - Przecież musicie zdawać sobie sprawę, że taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie. Mauvuas dowie się wszystkiego w ten, czy inny sposób prędzej czy później, ale wtedy bez wątpienia czeka nas krwawa, okrutna wojna. Można temu zaradzić, ale tylko teraz i tylko w ten sposób. Musimy zebrać w sobie siły i pozwolić Octavii walczyć.
 - Proszę - szepnęła błagalnie dziewczyna, ale w sali było tak cicho, że wszyscy słyszeli ją doskonale. - Nie skazujcie na cierpienie sami siebie, a mojego ojca na wieczne męki. Spędził w niewoli tyle lat... Muszę go uratować. To mój OJCIEC. Kto z was chciałby wiedzieć o cierpieniu tak bliskiej sobie osoby?
 - Octavio, to wszystko wspaniale brzmi, ale... - zaczął Vaill, jednak teraz nie zwróciła na to uwagi.
 - Pozwólcie mi zobaczyć twarz człowieka, który dał mi życie. Może mi się nie udać, wiem o tym. Ale spróbuję. Podejmę wyzwanie i być może doprowadzę tę sprawę do końca. Jeśli jest tak, jak mówi anioł Millius, to dobrze wiecie, że wstrzymując mnie tylko tracicie na czasie. Musimy coś zrobić, ale za dziewięć dni będzie już za późno dla jednego istnienia. Błagam! - Po jej słowach atmosfera zgęstniała tak bardzo, że była niemal namacalna. Nikt nie śmiał nawet odetchnąć głośniej. Wszystko wskazywało na to, że czas podjąć decyzję.
 - Kto głosuje za  tym, by panny Conely nie dopuścić do tej misji, proszę o podniesienie rąk - powiedział król i sporo dłoni wystrzeliło w górę. - Kto głosuje za zezwoleniem pannie Conely na podjęcie misji, proszę o podniesienie rąk - i tym razem podniosły się ręce.  - Kto wstrzymał się od głosu, proszę podnieść ręce - nikt się nie poruszył.
Serce Octavii biło mocno. Zdawało jej się, że równo połowa Rady głosowała za i równo połowa przeciw. Szybko przeniosła wzrok na króla.
 - Czternaście głosów przeciw i szesnaście za. Przegłosowane. Panna Conely otrzymuje prawomocną królewską zgodę na podjęcie się misji! - Zabrzmiał gong na który Octavia zakryła sobie twarz dłonią, a Alan poczuł, jak jego serce staje. Po jeszcze kilku minutach protestów i burzliwych obrad wszyscy zaczęli opuszczać salę, a on, nie dbając już o pozory podszedł do dziewczyny i zaraz chwycił ją w ramiona.
 - Ty cholerna wariatko! - jego głos chyba po raz pierwszy drżał ze strachu. Trzymał ją mocno i czuł się tak, jakby lada chwila miał stracić Octavię bezpowrotnie. - Dlaczego?
 - Robię to, co muszę - powiedziała cicho i również porzucając wszelkie zasady etykiety, pozwoliła mu mocno wpić się w swoje usta. Pocałunek był desperacki, silny, wręcz błagalny. "Nie rób tego!" krzyczały wszystkie jego zmysły i cały trzeźwy umysł. Ale wewnątrz już wiedział, że jej nie powstrzyma. Octavia to zrobi.

2 komentarze:

  1. Ojej ojej ojej nie wiem czy bardziej się cieszę z tego pocałunku czy z tego że akcja się rozkręca hehe ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ojej, swietnie piszesz! a dotarlam tu dzieki Twojemu opowiadaniu o Belli i Tomie :)

    pzdr.

    OdpowiedzUsuń