sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 34

 34. No i musiał być patos. Całe szczęście, że nie w wydaniu "ołowianym", a przynajmniej takie było moje odczucie po przeczytaniu tekstu. Szkoda mi trochę Octavii i szkoda mi trochę mnie, bo właśnie zdałam sobie sprawę, że... Tajemnica Griphe powoli się kończy. Poza tym jest też dobra informacja: FERIE! Tak, mam dwa tygodnie słodkiej wolności na pisanie ;)


Otwarła drzwi. Był sam. Siedział przy oknie, cały spięty, ale nawet nie drgnął, gdy Octavia weszła do środka. Widocznie na nią czekał, bo nie odwracając ku niej twarzy, zaczął mówić.
 - Nie zatrzymuję cię, bo uważam, że to rozsądne. Zatrzymuję cię, bo się boję. Boję się, że już tu nie wrócisz.
 - Wrócę. Obiecuję. - Podeszła i położyła mu dłonie na ramionach. Z nieznanych sobie przyczyn chciała być blisko niego. Już tęskniła, w pewnym sensie, bo pomimo swoich obietnic, nie znała przecież kolei losu.
 - Przyszłaś się pożegnać, prawda? - Dopiero teraz wstał i zrównał ich spojrzenia.
 - Tak - odparła, skinąwszy lekko głową.
 - Idę z tobą.
 - Wiesz, że tak nie można. Trudniej będzie nam przedostać się przez bariery ochronne razem. Muszę iść sama. - Gdy to mówiła, czuła, jak wypełnia ją lodowata pustka. Parodia strachu. Przytuliła się do Alana i zamknęła oczy, gdy poczuła oplatające ją silne ręce. Nie chciała nic mówić, ale mogłaby przysiąc, że poczuła na swoim policzku wilgoć kilku łez, które nie należały do niej. Było jej przykro, bo wiedziała, jak Alanowi jest ciężko z jej powodu. I tak miał już dużo kłopotów, dużo zmartwień, a teraz jeszcze to. Naprawdę nie chciała go skazywać na rozłąkę. Nie chciała również skazywać siebie.
 - Musisz wiedzieć, że jesteś najważniejszym, co mnie w życiu spotkało - mówił głosem zupełnie niepodobnym do tego, który znała. - Nie znoszę gdy się upierasz, złoszczę się, gdy wciąż się kłócimy i nienawidzę tego, że zawsze musisz postawić na swoim, ale gdyby ktoś kazał mi żyć bez ciebie - nie umiałbym.
 - Nie żegnaj się ze mną - powiedziała, spoglądając z lękiem w jego oczy.
 - Nie żegnam się - obrysował dłonią jej policzek - chcę tylko, żebyś pamiętała o tym, kiedy będziesz daleko ode mnie. Żebyś pamiętała o tym cały czas. - Po tych słowach pocałował ją mocno, tak mocno, że niemal boleśnie, ale Octavii w ogóle to nie przeszkadzało. To był najpiękniejszy pocałunek w jej życiu, najprawdziwszy, pozbawiony wszelkich kurtyn i barier. Właśnie zrozumiała, że musi tu wrócić, że musi wygrać, bo... kocha tego człowieka.
 - Octavio - w uchylonych drzwiach stał Vaill, przyglądając się im, już bez zdziwienia - Pora ruszać.
 - Już? - spytali chórem Octavia i Alan.
 - Millius twierdzi, że zwłoka nie ma sensu. Tym bardziej, że czeka cię jeszcze jedno ważne wydarzenie.
 - Chcę wiedzieć? - jęknęła, idąc w stronę drzwi, ale nie puszczając ręki Alana. Gdy przemierzali zimnne korytarze, a potem wychodzili na dziedziniec, ujrzawszy Foris z jej mieczem i plecakiem podróżnym, rzeczywistość chlasnęła ją w twarz. To dzieje się naprawdę i nie ma już odwrotu.
 - P-p-panno Octavio! - zawyła Foris, mocno przytulając się do kolan dziewczyny.
 - Będzie dobrze - odpowiedziała, gładząc zalaną łzami skrzatkę. - Niedługo wrócę.
 - Proszę - Foris podała jej miecz i plecak, a potem hałaśliwie wydmuchała nos w swoją chusteczkę.
 - Weź to - powiedział Vaill, wciskając jej w dłoń skórzaną sakiewkę. - W środku są płatki Gladyjskich Lilii. Leczą rany, mogą ci się przydać.
 - Dziękuję, mistrzu.
 - Bądź dzielna.Uważaj na siebie, Octavio. - Pocałował ją w czubek głowy, dodając tym otuchy. Król i królowa podali jej ręce, życząc powodzenia i gratulując odwagi.
 - Całą resztą zajmę się osobiście - obiecał jej król Bravius - Osłonię Griphę, Pense i Coidę przed atakami. Nie pozwolę skrzywdzić też twojej matki, możesz być pewna. Skup się na swoim zadaniu, moje dziecko. 
 - Dziękuję, wasza wysokość. Proszę przekazać mojej matce, że... że nie pożegnałam się z nią osobiście tylko dlatego, że byłoby nam trudniej. I że bardzo ją kocham. - Po tych słowach król jeszcze raz uścisnął jej dłoń, a królowa Sagesse wzruszyła się do tego stopnia, że uroniła kilka łez. Alan, nie bacząc zupełnie na spojrzenia zebranych, pocałował ją i patrzył jak odchodzi w stronę Milliusa, który podał jej rękę.
 - Pewnie jeszcze nie teleportowałaś się w ten sposób - rzekł z uśmiechem. - Na trzy. Trzy... dwa... jeden... - w tej chwili straciła z oczu niknący w półmroku dziedziniec, Alana, Vailla, królową, króla i Foris, a poczuła się tak, jakby niewidzialna, wielka ręka wciskała ją w szybki pęd zimnego powietrza. Włosy spadały jej w locie na twarz, a klinga miecza boleśnie wbijała się w jej żebra. Przez chwilę bała się, że wypuści go gdzieś w tej dziwnej przestrzeni, ale czując w pobliżu Milliusa, była całkowicie spokojna.
 - Lądujemy - ostrzegł ją chwilę przed tym, jak po prostu spadli na marmurową posadzkę. Nim zdążyła odgarnąć włosy z twarzy i rozejrzeć się, Millius znów złapał ją za rękę - Witaj w krainie Pasmort - rzekł. Idź ostrożnie, nie chcę, żebyś spadła.
 - Żebym... NA BOGA! - spojrzała w dół i sparaliżował ją strach. Do Pasmort wiodła jedynie szeroka, marmurowa ścieżka, a po obu jej stronach, także pod nią, rozpościerał się... po prostu wszechświat. Zewsząd mrugały do niej gwiazdy, księżyce i widok najróżniejszych krain Galaktyki.
 - Spokojnie, nic ci nie grozi, póki jesteś ze mną. Poza tym jesteśmy już niedaleko. - Wskazał jej jaśniejącą srebrzystym blaskiem, wysoką na dziesięć stóp bramę, która zaczęła rozwierać się przed nimi posłusznie. Przed samym wejściem do krainy umarłych Millius zatrzymał się i poważnie spojrzał na Octavię.
 - Wiem, o co chcesz zapytać. Vaill powiedział ci, że przed twoją misją czeka cię jeszcze jedna, ważna rzecz. Myślę, że zapomniałaś o tym, przez natłok informacji, ale spotkasz tu kogoś, kto bardzo chciałby się z tobą spotkać.
 - Artax - wyszeptała, łapiąc się za usta. Coś mocno ścisnęło ją za serce. Była wręcz odrętwiała, gdy przekraczali srebrzystą bramę. Blade, jaśniejące perłową poświatą postacie przyglądały jej się z uśmiechami, niektóre pozdrawiały Milliusa gestem, inne szeptały, pokazując ją sobie niedyskretnie. Ale nie mogła o tym wiedzieć, zajęta wypatrywaniem tylko jednej postaci. To głupie. Przecież nie mogła wiedzieć, jak wyglądał. Była małą dziewczynką, gdy go zabito, a jednak wstrzymała oddech na widok tej postaci. Millius puścił jej rękę i oddalił się, gdy spostrzegł, że Octavia przygląda się wysokiemu, szczupłemu młodzieńcowi o jasnych włosach i oczach łudząco podobnych do jej własnych. Rodzeństwo stało naprzeciwko siebie, wpatrzone ze zdumieniem i ogromem miłości w swoje twarze. Dziewczyna nieświadomie zaczęła płakać i drżeć na całym ciele, a Artax uśmiechnął się szeroko.
 - Octavio...
 - Braciszku... - zaczęli pędzić ku sobie, nie mając nawet pewności, czy będą mogli się przytulić. Zupełnie otępieni padli sobie w ramiona i ściskali się, co rusz spoglądając sobie w oczy i chwytając twarz w dłonie.
 - Jesteś taka śliczna... Wyglądasz prawie zupełnie jak mama.
 - A ty masz takie same oczy, jak ja - zauważyła z rozbawieniem. Policzki wciąż miała mokre od łez, ale nigdy przedtem nie czuła większej radości. - Właśnie wyruszyłam na misję, muszę uratować tatę, muszę dotrzeć na Noisang, ocalić Perłę i...
 - Wiem - rzekł spokojnie Artax. - Wiem o wszystkim. Jestem z ciebie bardzo dumny. Wierzę, że ci się uda.
 - Ale... myślisz, że mogłabym poprosić Milliusa, żeby pozwolił ci wrócić do Coidy? Wtedy znów bylibyśmy razem, ty, ja, mama i tata. Millius się zgodzi, pozwoli ci wrócić, na pewno... - Jej narastający entuzjazm musiał zostać zgaszony przez łagodny uśmiech brata.
 - Tu jest moje miejsce, Octavio. Ale kiedyś spotkamy się tu wszyscy, obiecuję ci to.
 - Artax, błagam! Przecież mógłbyś wrócić...
 - Nie. Kochanie, posłuchaj - teraz chwycił ją za ręce i patrzył na nią dokładnie tak, jak powinien patrzeć starszy brat na młodszą siostrę. - Droga do Noisang wiedzie przez Pasmort nie bez powodu. Mauvias myślał, że ludzie zatracą się w tej krainie, że osłabną. Ale mylił się. Ty jesteś tu, by odbyć pierwszą lekcję w tej podróży - nie możesz chcieć więcej, niż daje ci los. I nie możesz oglądać się za siebie. Zaszłaś tak daleko, dzięki własnej sile, dlatego polegaj na niej do końca. Nie pozwól swoim słabościom, by przejęły nad tobą władzę.
 - Ja po prostu za tobą tęsknię! - pisnęła, znów wtulając się w brata.
 - Wiem, ja za tobą też. Za wami, za mamą i tatą. Ale wiem, że nie mogę wrócić i że wszyscy będziecie tu ze mną. Jesteś silna, siostrzyczko. Ze wszystkim dasz sobie radę. Bardzo cię kocham - rzekł i westchnął głęboko. Cały czas czekał na to spotkanie, cały czas marzył, że kiedyś będzie mógł jej czegoś nauczyć i wreszcie jego marzenie się spełniło. Udzielił jej najcenniejszej lekcji, jakiej mógł. Lekcji najprawdziwszej odwagi.

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 33

 33. Ostatni raz tu byłam jakoś wtedy, kiedy Noe ładował zwierzęta na Arkę. Ale powracam. Z rozdziałem w całości poświęconym Tajemnicy Griphe. Wreszcie wyjaśniłam tytuł. No, może jeszcze nie w stu procentach ;) Dzięki za cierpliwość i pozdrawiam.


Millius, tak, jak obiecał, zaczął ją przygotowywać. Ku ogólnemu oburzeniu, rzecz jasna. Octavia wszystkie swoje siły, fizyczne i psychiczne, poświęciła jego pouczeniom. Słuchała tego, co mówił, choć pierwsza "lekcja" dotyczyła tylko i wyłącznie tego, co czuła i na co była gotowa. Właśnie zdała sobie sprawę, że determinacja, odwaga i zawziętość to nie jest wszystko, co czuje. W jej głowie pojawił się również strach, wyrzuty sumienia względem mamy, niepewność... W zasadzie nie wiedziała przecież, co ją czeka ani czy w ogóle jej się uda.
Dziś miała doprowadzić rozmowę do końca. Millius czekał na nią w jednej z pałacowych sal. Na małym stoliku pomiędzy nimi leżał list od Mauviasa. Octavia usiadła naprzeciwko niego, czekając w napięciu, co powie.
 - Mówiłaś, że Feleon powiedział ci niewiele o drodze do Noisang.
 - Praktycznie nic - odrzekła zgodnie z prawdą. - Wiem tylko o jakichś strażach, reverianach czy...
 - Zaczekaj - przerwał jej anioł. - Chcę, abyś najpierw poznała cały powód swojej wyprawy.  - Nerwy w ciele dziewczyny napięły się do ostatnich granic. Czasu było niewiele, więc to prawdopodobnie jedyna szansa, by dowiedzieć się tego, czego chciała.
 - Podczas posiedzenia Rady mówiłem, że Mauviasowi chodzi o coś znacznie więcej niż śmierć twoją czy twojego ojca. On zacznie wojnę, jeśli nie dostanie tego, czego chce. A chce posiąść obiekt Tajemnicy Griphe. W liście pisał, że będzie czekał nie więcej, niż 10 dni.
 - Mów - pisnęła błagalnie. Millius, widząc, że dłużej już nie wytrzyma, zaczął wyjaśniać.
 - Meglany mieszkające na Griphe od siedmiuset siedemdziesięciu siedmiu lat skrywają tajemnicę swej mądrości. Jest to rzecz materialna, o której dziś naprawdę wiemy niewiele i nawet ja, jako istota ponadludzka mogę ci przekazać jedynie legendy. Pewnego dnia, gdy meglany zawdzięczały swą moc i wiedzę jedynie naukom i filozofii, jeden z nich, Askar, wybrał się do nadmorskiej jaskini, by tam myśleć w samotności. Był wielkim filozofem, jednym z najwybitniejszych w historii. Przez siedem dni i siedem nocy modlił się, poszukując odpowiedzi na pytanie, na które spośród wszystkich nie znalazł odpowiedzi. Pytał sam siebie, czy istnieje jakieś źródło mocy, na tyle potężne, że mogłoby być uosobieniem wszystkich wspaniałości świata i wszechświata.
 - I znalazł je?
 - Znalazł to nie jest dobre słowo. Przyszło do niego. A może zostało zesłane przez kogoś, o kim nie mamy pojęcia. Po tych siedmiu dniach i siedmiu nocach Askar zdał sobie sprawę, że takowe źródło mocy istnieje, tyle, że nie w jednym miejscu. Wiedział już, że wspaniałości świata biorą się z istnień, a jego gorycze z niebytu. Chciał, by chociaż Griphe, jego ukochana kraina, była na wieki zabezpieczona przed złem wynikającym z nieistnienia. Potrzebował jeszcze tylko jednego - symbolu. I wtedy wyłowił z morza wielką perłę, naprawdę nienaturalnych rozmiarów. Była ogromna i jaśniała niesamowitym blaskiem. Uznał to za znak mocy i wziął ją, po czym zaniósł do pałacu i bezpiecznie ukrył. Wszyscy mieszkańcy Griphe zastanawiali się długo, co zrobić, by plan Askara o ocaleniu Griphe przed złem się powiódł i wszelkie myśli oraz rozważania powiodły ich do magii.
 - Za pomocą magii chcieli uzyskać źródło? - zaytała znów Octavia, którą ta opowieść wciągnęła niczym bajka.
 - Tak. To nie było proste do wykonania, bo Askar wpadł wreszcie na pomysł, że aby perła miała swą moc, każda z żywych istot w pobliżu musi oddać część siebie. I tak doszło do tego, że po wielu miesiącach eksperymentów za pomocą magicznych zaklęć meglany mogły przenosić do perły nie tylko części roślin, żywiołów czy zwierząt, ale także samych siebie - swoje myśli, pragnienia, marzenia i lęki. Perła wchłaniała to wszystko i promieniowała nabytą energią. Promieniuje nadal. To właśnie ona jest źródłem, z którego Griphe czerpie spokój, mądrość i siłę, której apogeum osiąga w rocznicę swojego znalezienia.  To właśnie dlatego tak trudno jest wszcząć i wygrać wojnę z meglanami i to właśnie dlatego Mauvias chce dostać źródło w swoje plugawe łapska właśnie podczas święta. On chce wykorzystać tę perłę do czynienia zła. I z pewnością jest to możliwe, z czego meglany zdały sobie odpowiednio szybko sprawę. To właśnie dlatego postanowiły chronić swój skarb i uczynić wiedzę  nim Tajemnicą Griphe. - Po tych słowach zapadła cisza.
 - Gdzie jest ukryta? Jak mogę ją wykorzystać?
 - Octavio! - zganił ją samym głosem. - Masz ją CHRONIĆ, a nie wykorzystywać. Twój ojciec chronił ją przez tyle lat... Nie możesz tego zaprzepaścić. Musisz ratować ojca, musisz wyjawić Mauviasowi sekret meglanów, a nam zostaw obronę samej perły, rozumiesz? - Dziewczyna skinęła głową.
 - Przysięgam, że zrobię wszystko, by Griphe nie straciło perły. I sprowadzę ojca do domu.
 - Wspaniale! - klasnął w dłonie, a na stole znikąd pojawiła się ogromna mapa, przedstawiająca chyba całą galaktykę. - Feleon powiedział ci, że droga wiedzie przez krainę umarłych. To prawda. Przeprawię cię przez nią, ale dalej będziesz musiała iść sama.
 - Czym? Wimanem?
 - Wimanem możesz dolecieć do kilku wysp kosmicznych, tylko tyle. Do samej krainy Noisang musisz dostać się inaczej. Mniej widocznie. Jest na to sposób. 
 - Jaki? Mów, mistrzu!
 - Pewną maleńką, bezludną wyspę i Noisang łączy most. I zakładam się o wszystko, że jest to już pierwsza przeszkoda, jaką szykuje dla przybyszów Mauvias. Nie mogę ci powiedzieć, co cię tam czeka. Nikt się tam nie zapuszcza, a o tym, co strzeże samą krainę wiemy tylko od tych, którzy na niej byli i uciekli, lub zostali wypędzeni.
 - Co dalej? - pospieszała go.
 - Później natkniesz się na reverian. Musisz bardzo uważać. Ich hipnoza jest zgubna, zdajesz sobie z tego sprawę? Nie próbuj ich też ominąć, wyczują cię doskonale.
 - Wiem. Jestem w stanie się im oprzeć. Mów dalej.
 - Reveriany są strażą pierwszą. Straż druga to sześć najprawdziwszych, najgroźniejszych enigmorów. Aby przejść dalej, trzeba je pokonać. I wreszcie dotrzesz do trzeciej straży. Różnie się o niej mówi. Upiory Przeszłości, Zaklinacze Czasu, Fałszerze...  Mogę ci o nich powiedzieć tylko, że mają wielką moc i wszystko, o czym mówią, mogą spełnić, a jednak nigdy tego nie zrobią. Uważaj na nich. Nie będą używać siły, ale ból, jaki potrafią zadać słowem, czy obrazem, czymkolwiek, jest ogromny.
 - Czym są? To demony? Potwory? Jak wyglądają? - Millius uśmiechnął się ponuro.
 - Nie wiem. To zależy, jak je widzisz. Każdego boli co innego. Nie mam pojęcia, jaki kształt przybiorą przed tobą. - Octavia poczuła, jak ogarnia ją straszliwe zimno strachu. - Dalej Mauvias wpuści cię sam. Wiem, że chce cię tylko osłabić, zanim go zobaczysz. Będzie wiedział, kiedy przybędziesz, zanim zjawisz się w pałacu.
 - To wszystko? -  chciała, by jej głos brzmiał pewnie, ale ten jak na złość drżał. Nie było tak łatwo, jak się wydawało, gdy widmo tej misji było odległe i rozmazane. Teraz wiedziała już wszystko i temu "wszystkiemu" musiała stawić czoła. W pojedynkę. Serce tłukło jej się o żebra, a powietrze nerwowo przenikało płuca, jakby chciało dać jej do zrozumienia, że być może już naprawdę niewiele oddechów zostało w jej życiu.
 - Tak, Octavio. To wszystko.
 - Kiedy mogę wyruszać?
 - Nawet dziś, jeśli jesteś gotowa.
 - Dobrze - rzekła twardo. - Muszę jeszcze tylko coś załatwić  - powiedziała i, drżąc na całym ciele, udała się do komnat Alana.

czwartek, 10 stycznia 2013

Słowem wyjaśnienia

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Za niepisanie winę mogę zwalić tylko na moje szczególne zdolności do psucia. Komputerów w szczególności. Nie mam na czym i kiedy pisać, o dodawaniu nie wspomnę, ALE opowiadanie zostanie doprowadzone do końca, jak wszystkie inne, to Wam mogę obiecać. 
Dzięki z góry za cierpliwość. I mam nadzieję, że nie chcecie mnie rzucić enigmorom na pożarcie ;)
Pozdrawiam, mały wandal.