piątek, 12 lipca 2013

Podziękowania, pożegnania

Miło mi poinformować, że wiman, który wyruszył z Ziemi 15. czerwca 2012 roku, właśnie wylądował. Dziękuję wszystkim, w szczególności Justiii, za zaglądanie, czytanie, cierpliwość i czas włożony w moją historię. Mam nadzieję, że spotkamy się pod kolejnymi tekstami. 
Miałam zostawić informację, gdzie mnie będzie można znaleźć - otwieram nowego bloga, jak tylko dokończę dwa pozostałe, czyli już wkrótce. Zamieszczę tu informację i link dla chętnych ;) 
Dziękuję wszystkim raz jeszcze!
poison

EPILOG 2

EPILOG 2.
No i jest... Ostatnia rozdział. Oczywiście musiało być trochę filozoficznie. Mam nadzieję, że każdy, kto czytał, wyciągnął coś z tego opowiadania dla siebie. Dzięki Wam wszystkim za rok spędzony w Akademii ;)


Dzień pogrzebu Vailla otulił ciszą całą krainę Pense. Ceremonia miała rozpocząć się o zachodzie słońca na starym cmentarzu wojowników. Król miał wygłosić przemówienie, ludzie składać kwiaty, kobiety płakać, a mężczyźni zwieszać głowę. Octavia nie chciała na to wszystko patrzeć w ten sposób. Vaill nauczył ją, że niezależnie od sytuacji trzeba znajdować w sobie dość siły, by sobie z nią poradzić. Tak też zrobiła. Dlatego gdy stali przed kamienną kaplicą, nie rozpaczała głośno i nie mdlała w ramionach Alana - zachowywała powagę. Nie chodziło o to, by nie dać po sobie poznać, że jej jej smutno, ale o to, by nie dać się ponieść słabości.
 Coraz więcej ludzi zbierało się na cmentarzu, aż wreszcie zjawił się król odziany w czarną, atłasową szatę. Uroczyście wkroczył na podwyższenie, przed którym na kamiennym cokole spoczywała otwarta jeszcze trumna. Vailla ubrano w pełną wojowniczą zbroję, a w dłonie wetknięto mu jego miecz, z którym przecież nigdy się nie rozstawał. Wyglądał, jakby spał. Twarz miał spokojną, choć bardzo bladą i wyglądającą tak obco...
Titres wraz z żoną stali w pierwszym rzędzie, ale Octavii pozwolono podejść, by mogła się pożegnać ze swoim mistrzem. Gdy tak stała, pogrążona w myślach, Bravius zaczął przemawiać. 
 - Zebraliśmy się tu wszyscy, aby pożegnać mężnego wojownika, doskonałego nauczyciela, a przede wszystkim wspaniałego człowieka i naszego przyjaciela, Arcany'ego Vailla, który poległ w walce za naszą wolność od zła. Był dla nas wszystkich wzorem i... - reszta jego słów przeleciała gdzieś obok Octavii, która uśmiechnęła się blado na myśl o tym, jak Vaill zareagowałby na takie patetyczne przemówienie pod jego adresem. Nie chciał przecież nosić wiecznie złotego wieńca na głowie - chciał tylko wykonywać swoją pracę i dawać z tego pożytek.
 - Arcany pozostawił w nas wszystkich niezniszczalny ślad. Wszystkie jego dokonania, wszyscy jego uczniowie i wygrane walki będą świadczyć o tym, jak wiele zrobił dla naszego świata - mówił dalej król.  - Myślę, nie jako król, ale jako przyjaciel Arcany'ego, że on chciałby, żebyśmy zapamiętali przede wszystkim, jak żył, a nie jak zginął. - Z tą myślą Octavia całkowicie się zgadzała.
Cała ceremonia trwała długo. Gdy jego trumnę składano do grobowca, po policzku dziewczyny spłynęło kilka drobnych łez. Od razu poczuła dłonie Alana na swoich ramionach.
 - Jestem dumna, że miałam takiego nauczyciela - powiedziała, ocierając oczy wierzchem dłoni.
 - A on był na pewno dumny z takiej uczennicy.
 - Tak myślisz? - spytała całkiem poważnie.
 - Jestem tego pewien. On tego właśnie chciał. Kiedy przyjmował cię na nauki wiedział, że będziesz dobra, ale miał sporo wątpliwości co do samego twojego nauczania. Powiedział mi kiedyś, że jeśli nadejdzie dzień, w którym będziesz gotowa zginąć w walce za słuszną sprawę, a nie poniesiesz śmierci, bo wygrasz tę walkę, będzie to oznaczało, że zarówno twój umysł jak i ciało są gotowe, by nazywać cię wojowniczką, a wtedy on będzie pewien, że jego misja została spełniona. - Octavia odetchnęła z ulgą. A więc udało jej się. Naprawdę spełniła jego oczekiwania.

Potem, gdy wszyscy siedzieli na uczcie pożegnalnej, Octavia poszła spakować swoje rzeczy. Wczoraj król Bravius oznajmił jej, że to koniec jej szkolenia, nie tylko ze względu na śmierć mistrza, ale na fakt, że jest już gotowa. Felixowi obiecała, że będzie go odwiedzać, a Audarowi, że będzie codziennie ćwiczyła. Żal jej było opuszczać Akademię, w której spędziła cudowny, choć bardzo trudny i niebezpieczny rok. Wyjrzała przez okno na dziedziniec i zobaczyła śpieszącego ku budynkowi Alana. Zmrużyła podejrzliwie oczy - czyżby coś się stało, że musiał opuścić przyjęcie? Nie, żeby je lubił, a tym bardziej, żeby uważał czyjąś śmierć za okazję do wydawania stypy, czyli nijako przyjęcia, ale przez wzgląd na powinność wszystkich mistrzów miał tam zostać do końca. On jednak bez pukania wszedł do jej pokoju. Wyglądał na podenerwowanego.
 - Pakujesz się - zauważył. 
 - Tak. Król oznajmił, że to koniec mojej nauki. Za jakiś czas otrzymam dyplom mistrzowski i takie tam... Ale nie mogę tak po prostu zostać sobie w Akademii.
 - Foris chyba oszaleje ze smutku, kiedy się dowie, że nie ma już kogo niańczyć - parsknął.
 - Możliwe - odpowiedziała, dalej zbierając swoje rzeczy.
 - Ale nie przyszedłem tu bez powodu - powiedział w końcu Alan.  - Jest możliwość, byś tutaj została.  - Octavia podniosła na niego zszokowane spojrzenie. Bardzo by chciała zostać w Akademii, zdobyć więcej wiedzy, może nawet zostać nauczycielką...
 - Król nic mi o tym nie wspominał.
 - Mi też nie. To królowa podsunęła mi ten pomysł. Właściwie... Powinienem na niego wpaść sam.
 - Powiesz mi wreszcie? - zniecierpliwiła się.
 - Powiem. Wiesz, zanim zaczniesz uczyć minie trochę czasu, a zwykłe mistrzynie nie mogą tak po prostu sobie tutaj mieszkać. Natomiast z całą pewnością mogą tu zostać żony mistrzów. - Wystękał z taką miną, jakby przepytywała go z jakichś trudnych dziedzin magii, o których nie miał pojęcia. Do niej samej dopiero po dłuższej chwili dotarł sens tych słów, a gdy przed nią uklęknął, bez żadnych kwiatów czy pierścionka, jednym słowem bez tego całego zbędnego patosu, uśmiechnęła się szeroko. Alan wyglądał, jakby trzasnął go piorun. Patrzył na nią z lekko otwartymi ustami, walcząc ze sobą. Bardzo nie chciał wyjść na głupka.
 - Więc... - wyjąkał w końcu. - Chciałbym zapytać, czy ty, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko, to czy może... wiesz, jeśli nie chcesz to po prostu powiedz... - Tak więc jego oświadczynom daleko było do egzaltowanego "Czy wyjdziesz za mnie?", ale Octavii podobały się chyba jeszcze bardziej, niż gdyby wyglądały podręcznikowo.
 - Zostaniesz moją żoną? - spytał wreszcie zbolałym tonem.
 - Zostanę - odpowiedziała, bez chwili namysłu. Chwilę potem dała mu się porwać w ramiona i mocno pocałować. Wszystko wskazywało na to, że wkrótce kraina Pense doczeka się hucznej uroczystości.

Tak też stało się już kilka tygodni później. Odgłosy wesela słychać było chyba w całej galaktyce. Ale w końcu było co świętować. Octavia w każdym razie twierdziła, że takie życie, jakie stało przed nią otworem, musiała wygrać na loterii. W zasadzie życie jest jedną wielką loterią - pomyślała. - Nie mamy wpływu na to, jaki los wyciągniemy, ale każdy z losów daje jakąś wygraną.

wtorek, 9 lipca 2013

EPILOG 1

EPILOG 1 No i cóż tu więcej dodać? Po roku kończy nam się i ta przygoda... Przepraszam za przerwę i dziękuję za cierpliwość. Będzie jeszcze jedna część epilogu, nieco dłuższa ;)


Octavia wstała i otarła oczy wierzchem dłoni. Starała się nie patrzeć na spoczywające bezwładnie ciało Vailla. Nie miała też wiele czasu. Porwała szkatułę z Perłą i biegła ile sił w nogach, słysząc coraz wyraźniej bicie dzwonu. Miała jeszcze tylko chwilę, jeszcze tylko kilkanaście sekund. Ale przecież musiało się udać! Wbiegła do sanktuarium, teraz zniszczonego, zbryzganego krwią, z martwymi ciałami leżącymi na podłodze. Aż strach pomyśleć, ile musiało się tu wydarzyć, podczas gdy ona walczyła w podziemiach.
Nagle odgłosy walki jakby ucichły, ręce uniesione do ciosów zamarły wpół drogi, wypływająca z ran krew zgęstniała, chyba nawet czas zatrzymał się w miejscu, a wszystkie spojrzenia zostały skierowane na nią. Nikt nie śmiał się ruszyć.
Dziewczyna, walcząc bezskutecznie z potokiem łez zbliżyła się do postumentu i przy akompaniamencie ostatniego uderzenia dzwonu ułożyła na nim Perłę. Ta natychmiast zajaśniała porażającym blaskiem, zatapiając wszystko w bieli. Octavia bardzo by chciała, by Vaill widział tę chwilę, mimo tego, że nie była taka, jak być powinna. Pozbawiona wszelkiej doniosłości i uroczystości, spowita gruzami, krwią i brudem, była jednak zwieńczeniem strasznej wędrówki przez niezliczone boje i niebezpieczeństwa. Do których on ją przygotował.
Nie zważywszy na to, że wszystko właśnie się kończyło, że moc Perły rzeczywiście tak wsparła walczących, iż zwycięstwo zajęło im tylko chwilę, osunęła się na posadzkę, wyprana doszczętnie ze wszystkich sił. Zdążyła tylko usłyszeć w oddali swoje imię, wykrzykiwane przez roztrzęsiony, dobrze jej znany głos. Potem wszystko spowiła ciemność. Zemdlała.

Gdy się obudziła, nie miała nad sobą wysokiego sklepienia sanktuarium, a jasne promienie słońca. Ktoś obejmował ją mocno i gładził po włosach. Pod ręką wyczuła szorstki materiał, który okazał się łóżkiem polowym.
 - Jak się czujesz? - spytał troskliwym szeptem Alan.
 - Strasznie - jęknęła dziewczyna. Nie kłamała. Bolało ją absolutnie wszystko, poza tym była słaba, jak nigdy wcześniej.
 - Teraz będzie już lepiej. Uratowałaś nas wszystkich, wiesz? Król Bravius przyzna ci najwyższe odznaczenie, będzie wielka gala i mnóstwo badziewnych przemówień na twoją cześć - mówił Alan, chcąc jak najdłużej odciągać jej myśli od tego, co przeżyła.
 - Co z mamą i tatą? Są cali? - spytała, mrużąc oczy przed słońcem.
 - Z nimi wszystko dobrze.
 - A z tobą?
 - Jak widać. Jestem w pełni sił.
 - Maal? - o nim także nie mogła zapomnieć. Gdyby nie jego pomoc, wszystko potoczyłoby się inaczej.
 - Żyje. Jest u króla, zajmują się nim. - Powiedział i czekał, aż zapyta o Arcany'ego, ale nic takiego się nie stało. Musiała wiedzieć.
Octavia bardzo chciałaby wierzyć, że może to wszystko jej się zdawało, że bieg wydarzeń, który zapisał się w jej pamięci, w rzeczywistości był mniej tragiczny, a Vaill wciąż żyje, ale wspomnienia były zbyt silne i żywe, by mogła dać się nabrać na sztuczki swojego umysłu.
 - Zabraliście stamtąd jego ciało? - spytała.
 - Tak - odpowiedział Alan, nie musząc pytać, kogo ma na myśli. Westchnął, czując jak cała drży od powstrzymywanego płaczu.
 - Gdybym rozegrała to jakoś inaczej...
 - Nie waż się! - warknął, zacisnąwszy zęby. - Nie waż się nawet próbować oskarżać siebie o śmierć Vailla. Zrobiłaś wszystko, co tylko można było zrobić uratowałaś nas wszystkich i omal sama nie straciłaś życia. Posłuchaj, mnie też jest... - urwał, czując, że zabrzmi to zbyt płytko.  - Mnie też cholernie dotknęła jego śmierć, nie tylko dlatego, że straciliśmy wspaniałego mistrza, ale przede wszystkim ze względu na ciebie. Wiem, że był dla ciebie kimś ważnym.
 - Był dla mnie... ojcem - wyznała, choć przyszło jej to niespodziewanie łatwo. Może tego właśnie potrzebowała.  - Nauczył mnie wszystkiego, a potem... zginął, żebyśmy mogli zwyciężyć. Nauczył mnie czegoś nawet poprzez swoją śmierć.
 - Był bardzo dobrym nauczycielem.
 - I jeszcze lepszym człowiekiem.

Kilka godzin później, gdy najciężej rannych przetransportowano z Griphe do Akademii, przyszedł czas na Octavię i Alana. Choć upierała się, że może wejść do wimana o własnych siłach, Alan wniósł ją na rękach i nie pozwolił się ruszyć przez całą podróż.
 - Twój ojciec chyba by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że pozwoliłem ci choćby kiwnąć palcem. 
 - Czuję się już lepiej - powiedziała, co w gruncie rzeczy było zgodne z prawdą. Trudno było czuć się dobrze po przebytej wojnie, po oglądaniu takiego ogromu zła i cierpienia, ale eliksiry meglanów i świadomość, że koszmar już się skończył, dodawały jej sił.
W końcu wiman wylądował przed Akademią, wśród tłumu, najwyraźniej czekającego na swoją bohaterkę. Powitała ją sama królewska para, składająca jej podziękowania. Wyściskali ją płaczący ze szczęścia rodzice. Tłum skandował jej imię, rzucając pod nogi kwiaty i wyciągając ręce, by jej dotknąć. Uśmiechała się, choć z całą pewnością nie tak, jak powinien się uśmiechać człowiek, który jest przyjmowany jako bohater wojenny. Jej uśmiech był blady i słaby, a myśli frunęły daleko stąd, do krainy Pasmort, gdzie teraz przebywał Vaill.
Całe szczęście, że nadanie Octavii odznaczenia i wszystkie inne uroczystości miały nastąpić dopiero po skończonej żałobie. Teraz i tak nie zniosłaby tego wszystkiego. Pomijając zwykłe wyczerpanie, musiała mieć trochę czasu, by to wszystko jakoś poukładać w swojej głowie, bo przez ostatnie kilka dni w jej życiu zdarzyło się więcej niż przez wszystkie poprzednie lata jego trwania.
Dopiero późnym wieczorem, gdy słońce chowało się już za szczytami drzew  parku i gdy przekonała już wszystkich, że jest po prostu koszmarnie zmęczona, a nie umierająca, udało jej się wymknąć z Akademii, podczas gdy wszyscy myśleli, że spała. Zajęła miejsce przy drzewie, przy którym kiedyś odpoczywała z Vaillem po treningu i przymknęła oczy. Minęła niecała doba, odkąd go widziała, ale świadomość, że był to ostatni raz powodowała, że tęskniła i czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Poczuła jednak czyjąś obecność i nie musiała się długo zastanawiać, czyją. To Millius zbliżył się do niej bezszelestnie i zajął miejsce obok.
 - Już tęsknisz, prawda? - spytał z bladym uśmiechem.
 - Bardzo - odrzekła, zgodnie z prawdą. - Chciałabym, żeby był tu teraz ze mną.
 - I na pewno jest, Octavio. Ludzie, których kochamy, nigdy nie odchodzą.
 - Chcesz mi powiedzieć, że spotkam go po śmierci, w Pasmort? - spytała, ale anioł najwyraźniej nie to miał na myśli.
 - Nie. Chcę powiedzieć, że spotkasz go zawsze, bo on wcale nie musi być aż tak daleko. Jest blisko, bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Jest cały czas w twoich rękach, kiedy używasz miecza tak, jak cię uczył, jest w twoim umyśle, kiedy go wspominasz, jest wszędzie tam, gdzie razem bywaliście. On jest i zawsze będzie w twoim sercu.

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 43

43. Nie ma to, jak przepaść bez wieści i wrócić z najważniejszym rozdziałem ;) Prawdę mówiąc nie sądziłam, że w ogóle uda mi się zakończyć to opowiadanie, ale wróciłam i już wiem, że zostanie ono skończone. Tak, jak każde inne. Miłej lektury!


Wybuchy, huki i brzęk żelaza towarzyszyły Octavii przez całą drogę. Stoczyła walkę z każdym, kto rozpoznał w niej córkę Titresa, więc gdy dotarła do centrum, była już wycieńczona. Spokojne, opanowane megalny, które znała, zostały zastąpione przez rozwścieczone stworzenia, za wszelką cenę broniące swojego skarbu.
Octavia wrzasnęła z przerażenia i od razu zamachnęła się mieczem, gdy ktoś złapał ją za ramię. Na szczęście w porę powstrzymała się od ciosu, bowiem stała twarzą w twarz z Vaillem.
 - Jesteś ranna - powiedział, uprzednio oceniwszy ją spojrzeniem.  - Możesz walczyć?
 - Mogę. Muszę. - Odpowiedziała.
 - A twoja misja? Czy Titres...
 - Żyje. Jest w Akademii, wszystko poszło dobrze. Ale teraz trzeba skupić się na tej przeklętej Perle! - rozejrzała się nerwowo. Tutaj również dotarła zaciekła walka i trzeba było jak najszybciej podjąć działania.  W przeciwnym razie cały jej trud na nic.
 - Posłuchaj - rzekł Vaill, nachyliwszy się nad nią.  - Nasi mistrzowie są zajęci walką, zostaliśmy tu sami, dlatego musisz mi pomóc. A najlepiej pomożesz mi, kiedy będziesz bez wahania wykonywać moje polecenia, jasne? - spytał, choć wiedział, że w przypadku tej konkretnej osoby to polecenie jest co najmniej niewykonalne.
 - Jeśli każesz mi uciekać, nie zrobię tego.
  - Wiem... - westchnął zrezygnowany. - Dlatego pozwól mi przynajmniej zaplanować, co będziemy robić. Perła jest umieszczona w świętym sanktuarium, ale na czas wojny została przeniesiona do podziemnych korytarzy. Jeden z meglanów powiedział mi, że istnieje sposób na to, by Mauvias nie mógł jej zabrać, ale żeby się to udało, musimy działać szybko.
 - Mów! - pospieszyła go, widząc nadciągającą armię Mauviasa.
 - Perła zwykle umieszczona jest na postumencie pośrodku sali, tam o północy, podczas dzisiejszego święta, osiąga pełnię swojej mocy, dlatego gdy znajdzie się tam w odpowiednim czasie, jej siła tylko meglanom pozwoli na zbliżenie się do niej. Zakładam, że Mauvias będzie wciąż walczył, a ty, jako jedyna masz w sobie krew meglanów, dlatego otrzymasz wsparcie Perły. Możesz wygrać, jeśli będziesz walczyć uczciwie.  - Octavia poczuła, jak strach zaciska się wewnątrz niej, jak wielki wąż. Już walczyła z Mauviasem i wiedziała, jak potężnym jest przeciwnikiem. Tymczasem ona sama była osłabiona, ranna, wykończona walką i swoją misją. Nawet ze wsparciem bogów niemożliwe było, by zwyciężyła.
 - Jak mniemam, jest to najbardziej patetyczne, epickie i dramatyczne wyjście? Jedyne z możliwych?
  - Tak - odparł smutno mistrz. - Musimy znaleźć Perłę, zanim zrobi to Mauvias.
 - Więc chodźmy. - Biegiem ruszyli do sanktuarium wciąż unikając walących się gruzów i śmigających nad ich głowami ostrz. Zniszczenia były ogromne - kraina właściwie w ogóle nie przypominała już samej siebie.
 Wejście do podziemnych korytarzy znajdowało się za kaplicą meglanów i miało postać wąskiej, skalnej dziury, przez którą trzeba było się przecisnąć. Dalej prowadził ciemny, cuchnący wilgocią korytarz, oświetlony tylko prawie wypalonymi pochodniami, których światło dawało tyle, co światło zwykłej świeczki.
 - Umieścić swoją najcenniejszą relikwię w takim miejscu - czy to nie świętokradztwo? - prychnęła Octavia, z lękiem oglądając się za sobą.
 - Nie ma znaczenia wygląd ani stan miejsca. Rozjerzyj się - tutaj nie ma szans na walkę, jest za mało miejsca.
 - Racja... - przyznała. Była już za bardzo zmęczona, by myśleć. - Wiesz, gdzie dokładnie jest ukryta?
 - Nie. Meglan powiedział mi tylko, że mam szukać w podziemiach.
 - Więc szukajmy - powiedziała. Nie chciała teraz rozmawiać. Jej myśli były zajęte tatą, mamą, Alanem, Felixem... Miała wielką nadzieję, że gdy wróci z wojny, oni wciąż będą cali i zdrowi, że zobaczą się i wszyscy razem będą żyli jeszcze długie lata.
Szli długo, a końca okropnego tunelu nie było widać. Po  drodze napotkali rozgałęzienia pełne szczurów i innych obrzydlistw, ale korytarze te były na szczęście krótkie, więc szybko się je sprawdzało. Tu i ówdzie w ścianach znajdowały się małe cele, do których każdy zdrowy na umyśle człowiek wolałby nie wchodzić.
Wkrótce jednak dotarli do miejsca, w którym nie było już nic prócz niskich drzwi wykonanych z brązu.
  - To musi być tutaj  - rzekł Vaill. Drzwi były zamknięte i trzeba było je otworzyć mieczem. Wtedy ustąpiły i... rzeczywiście. Na skalnym wgłębieniu w nisko sklepionej sali, w drewnianej, ozdobnej szkatule spoczywała ona - wielka, piękna perła, jaśniejąca magicznym blaskiem. Moc bijąca od niej wprawiała Octavię w autentyczny zachwyt. Wszystko, co meglany w niej zamknęły, sprawiało, że czuło się w niej całą gamę uczuć, całą paletę barw i dźwięków, to wszystko wchłaniało się własnym ciałem, tym się oddychało, tym się żyło.
 - To niesamowite... - wyszeptała. Naraz porzuciła myśli o tym, że nie wygra z Mauviasem. Jeśli ta wspaniała moc miała dodawać jej sił, to była pewna, że zwycięży. Poczuła, jak ogarnia ją spokój i miłe opanowanie. Była w pełni skoncentrowana, pewna siebie i zrównoważona. Nawet fizyczne zmęczenie ustąpiło. Teraz wiedziała, dlaczego meglany mogły w pełni się rozwijać i dlaczego miały tak wielkie możliwości. Działanie Perły było niesamowite.
Wtem chwilę błogości przerwał głośny huk, za ich plecami. Słuchać było głosy i uderzanie o siebie mieczy. A więc wojna dotarła i tutaj...
 - Znaleźć ich! - usłyszała przerażający głos Mauviasa, drżący od bólu, który mu sprawiła, odcinając dłoń. Teraz miał tylko jedną, by walczyć, za to wspierało go mnóstwo jego żołnierzy.
 - Gdy tu dotrą - mówił szybko Vaill - wpuszczę tylko Mauviasa. Potem zamknę drzwi i przyprę mieczem, ale wtedy nie będę mógł ci pomóc. Musisz jak najszybciej zdobyć szkatułę i biec ile sił w nogach. Do północy zostało już naprawdę niewiele czasu. Pamiętaj, że gdy usłyszysz dzwon, perła musi być na swoim miejscu!
Głosy zbliżały się, a spokój Octavii, którego przed chwilą doświadczyła, zdążył już zniknąć. Spojrzała na Vailla, mając złe przeczucia.
 - Uważaj na siebie - poprosiła. 
 - Ty też  bądź ostrożna - odrzekł i ustawił się tuż przy ścianie tak, by nie było go widać. Krzyki dochodzące z zewnątrz narastały. Octavia dostrzegła już Mauviasa pędzącego ku niej wściekle, a zanim kilku jego ludzi. Gdy Mauvias tylko przekroczył próg, Vaill zatrzasnął drzwi i z wielkim trudem wepchnął za klamki miecz.
 - Zniszczyłaś wszystko! - zawył z furią Mauvias i od razu ruszył do ataku. Dziewczyna w porę przygotowała miecz, choć teraz mogła tylko odpierać ataki. Mauvias, mimo, że walczył jedną ręką, wciąż pozostawał najlepszym wojownikiem, jakiego spotkała na swojej drodze. - Zapłacisz mi za wszystko!
  - Po moim trupie - syknęła napierając na niego z całą mocą, tak, by znalazł się jak najbliżej ściany. Nie zdążyła jednak uchronić się przed ostrzem, które rozcięło jej nogę od uda aż po kostkę. Wrzasnęła z bólu. Nogi zaczęły jej drżeć, a przecież wciąż musiała walczyć.
 - Nie żyjesz, rozumiesz?! Już nie żyjesz! - krzyczał Mauvias, zanosząc się szaleńczym śmiechem. Octavii było coraz trudniej. Był moment, w którym myślała, że już po niej. Gdyby Vaill nie utrzymywał drzwi własnym ciałem, a reszta przeciwników wpadłaby do tak małego pomieszczenia, nie miałaby szans na przeżycie. Walka trwała. Raniła Mauviasa kilka razy, ale sama stawała się coraz słabsza - z długiego rozcięcia wyciekało coraz więcej krwi i chyba tylko cud pozwalał jej jeszcze walczyć.
- Nic nie zdziałasz, Mauvias! Twój najważniejszy więzień uciekł, najwierniejszy sługa cię zdradził, a twoja armia już przegrywa! Co ci jeszcze zostało?
 - Zemsta - wysyczał, przeszywając ją morderczym spojrzeniem. - Zginiesz, choćbym i ja sam miał stracić życie - mówił, nie spuszczając z niej wzroku. Potem znów ruszył do szaleńczego ataku, tak szybkiego, że wręcz nie do odparcia. I wtedy znów skorzystał ze swojej strategii. Chciał skupić jej uwagę na czymś innym - zaatakował więc Vailla, tak, jak uprzednio Maala. Mistrz, którego miecz tkwił w drzwiach nie miał jak się bronić, jedynie uciekał, jednak nie mogło to trwać długo.
 - NIE WAŻ SIĘ GO TKNĄĆ! - krzyknęła, wymieniając serię szybkich cięć z Mauviasem, ale ten był silniejszy i szybszy. Musiała więc stanąć między Vaillem a Mauviasem, lecz zanim zdążyła to zrobić, Mauvias przerzucił ostrzę nad jej głową i pchnął je prosto w pierś Vailla.
- NIE! - rozpaczliwy krzyk dziewczyny niósł się głośnym echem w całym sanktuarium. Przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Dopiero gdy do tej pory utkwiony w nią wzrok Vailla zgasł, uświadomiła sobie, że to już koniec. Jej nauczyciel, człowiek, który w rok nauczył ją więcej, niż ktokolwiek inny, nie żyje. Był dla niej przez ten czas, jak ojciec, jak anioł stróż. A teraz leży martwy, zabity ręką Mauviasa. Właśnie ta myśl spowodowała, że rzuciła wszystko na szalę - żyć albo umrzeć. Dzika furia dodała jej sił, desperacja sprawiła, że nie odczuwała już strachu. Albo ona, albo on. Nawet Mauvias przeraził się, widząc, co się z nią dzieję. Nie było mu już tak łatwo walczyć, gdy ciosy były silniejsze, szybsze, jednoznacznie czyhające na śmierć.
 - Zdychaj! - wrzasnęła Octavia i... udało się. Przebiła potwora ostrzem na wylot. Trzymając w dłoni klingę miecza, który tkwił w jego ciele, patrzyła mu w oczy. - Zamieniłeś moje życie w piekło, a teraz ja cię do niego pośle - wysyczała, po czym szybkim ruchem wyciągnęła z niego miecz. Z ust potwora wyciekła krew, a on sam padł tuż obok Vailla na ziemię. Octavia odetchnęła z ulgą. Zabiła go. Już po wszystkim.
Uklęknęła obok ciała Vailla, mokra od krwi i potu, koszmarnie zmęczona i zdruzgotana. Podniosła jego ciało i przytuliła je do siebie. Z jej oczu pociekły gorące łzy, ani trochę nie zmywające bólu, jakiego właśnie doświadczała.
 - Nigdy cię nie zapomnę. I przyrzekam, że będę takim wojownikiem, jakim chciałeś, bym była, nauczycielu - mówiła, łkając. Był dla niej tak ważny... Nie chciała go wypuszczać z ramion. Zapomniała nawet o tym, że na zewnątrz wciąż trwa wojna, że aby dobra strona odniosła zwycięstwo, Perła musi znaleźć się o północy na swoim miejscu. Pierwsze uderzenie dzwonu natychmiast jej o tym przypomniało...

niedziela, 2 czerwca 2013

Informacji kilka

Po raz kolejny przepraszam za opóźnienia. Już tylko kilka rozdziałów do końca, więc mam nadzieję, że "wytrzymacie" jeszcze tydzień bez notki, ponieważ wyjeżdżam do Wilna i nie będę miała jak pisać. Z pewnością pomyślę jednak nad tym, jak pięknie zakończyć bloga, nad którym pracuję już od roku :) Btw - dzięki, że cały czas jesteście! 
Do zobaczenia za tydzień, Pauli

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 42

42. Rozdziały końcowe. Naprawdę nie chcę już rozciągać tego opowiadania, więc jak tylko wrócę z wycieczki (tj. piątek) napiszę resztę. Tymczasem macie bitwę ostateczną i Alana, na którego wiem, że część z Was czeka. Enjoy!


Wylądowali za niewielkim wzgórzem, a do ich uszu od razu dotarły huki, brzęki i wrzaski. Walka musiała tu osiągnąć apogeum, bo gdy Octavia wyjrzała zza skały, ledwo można było odróżnić jednych walczących od drugich. Miecze siekały wściekle w powietrzu, krew bryzgała we wszystkie strony i właściwie trudno było określić, która z armii ma przewagę. Dziewczyna poszukiwała wzrokiem Alana i Vailla, lecz na próżno.
 - Octavio! - syknął Millius, ciągnąć ją za rękę w dół. - Musisz być bardzo ostrożna. Masz swój miecz?
 - Oczywiście. Co mam robić?
 - Póki co - znaleźć rozsądne miejsce i czekać na odpowiedni moment. Posłańcy przynieśli właśnie Mauviasowi wieści, że więźniowie zniknęli z zamku. Trwają poszukiwania Perły, a dziś przypada święto Griphe, pamiętasz?  - Anioł patrzył na dziewczynę, po której nie dało się już poznać, czy jeszcze się boi, czy już tylko działa instynktownie.
 - Ta Perła... dzisiaj osiąga największą moc. Co Mauvias może z nią zrobić?
 - Wszystko, cokolwiek zechce. Perła usłucha dziś każdego życzenia, które popłynie z wielkiego umysłu, z potężnej siły.
 - Więc trzeba się śpieszyć. Myślę, że... - jej słowa utonęły w ogromnym huku, jakby eksplozji, która zasłała niebo  złotą łuną. Wrzaski i krzyki wzmogły się gwałtownie, jakby jakaś potężna borń zmiotła kilkaset osób z powierzchni ziemi. - Co to było?! - krzyknęła przerażona.
 - Wstawaj ! - odpowiedział Millius, który po raz pierwszy w życiu dał po sobie poznać strach. - Ktoś o bardzo potężnej mocy stara się naruszyć działanie Perły. Musimy iść!
 - Kto?! - spytała, przekrzykując tumult dźwięków. Wyciągnąwszy miecz, biegła za aniołem tak szybko, jak pozwalały jej na to obolałe nogi. Co chwila musiała uchylać się przed strzałą wycelowaną po mistrzowsku w środek jej czoła, co chwila padać na ziemię, by uchronić się przed czyimś mieczem. Nie było łatwo przejść nawet kilkuset metrów, a Millius wciąż ciągnął ją w nieznane. Kilka razy uratował jej życie, przyjmując na siebie ciosy, które, rzecz jasna, nic nie mogły mu zrobić. 
 - Tędy! - krzyknął, prowadząc ją przez zrujnowaną ulice. Meglany również walczyły, wydając z siebie przeciągłe, piskliwe dźwięki. Kilka z nich nawet jej się ukłoniło, rozpoznając w dziewczynie bohaterkę wojny. To wcale nie pomagało. Nie chciała czuć na sobie więcej presji. Wyrzuty sumienia wciąż spływały od czubka jej głowy aż po koniuszki palców u stóp - jak mogła powiedzieć Mauviasowi wszystko, co chciał? Dlaczego w tak ważnym momencie dała się ponieść emocjom, bardzo silnym, ale jednak niezwiązanym ze wszystkim, czeho ją uczono?
 - OCTAVIA! -nagle jej względny sposób runął. Doskonale rozpoznała ten głęboki, pełen odwagi głos. Głos należący do Alana. Odwróciła się, spuszczając wzrok z Milliusa i ujrzała swojego ukochanego. Był poraniony, przez połowę jego twarzy biegła krwawa szrama, dłonie i nogi też miał poranione. Mimo to podbiegł do niej ile sił w nogach, chwycił w ramiona i mocno, wręcz desperacko pocałował.
 - Nic ci nie jest? - spytała pierwsza.  - Tak się o ciebie bałam...
 - Co tu robisz, wariatko?! - wykrzyczał zaraz. - Umierałem ze strachu, myślałem, że już nie wrócisz. 
 - Jestem cała i zdrowa, tatę też sprowadziłam - rzekła z uśmiechem. 
 - Świetnie, a teraz wracaj do Akademii, natychmiast!
 - Nie mogę! Jestem tu z Milliusem i mam do wykonania jeszcze jedną misję. Poza tym nie zostawię cię tu samego. Muszę mieć pewność, że wrócisz ze mną. - Znów mocno się do niego przytuliła i choć odwzajemnił gest, czuł niepojętną wściekłość. Na nią. Na jej głupotę, brawurę i wieczny, nieustający upór.
 - Kochanie, błagam cię, wracaj do rodziców! - wysyczał, starając się wpłynąć na jej psychikę odpowiednim doborem słów.
 - Alan, posłuchaj. Mam tu coś jeszcze do zrobienia i nie mogę tego nikomu zlecić. Będę na siebie uważała, obiecuję.
 - To ma mnie uspokoić?! Wracaj do tej cholernej Akademii i nie waż się wyściubić z niej nosa!
 - Uważaj! - krzyknęła w ostatniej chwili, gdy czerwona smuga przeleciała tuż nad ich głowami i wylądowała ciężko na ziemi. Octavia i Alan natychmiast wyciągnęli miecze, gotowi do walki. Gdy jednak zobaczyli, z kim mają do czynienia, zbledli i poczuli na plecach bardzo nieprzyjemny dreszcz. Stał przed nimi sam Mauvias, rozwścieczony, pełen żądzy śmierci.
 - Zniszczyłaś wszystko, ty mała, plugawa dziwko! Zapłacisz mi za to! - ryknął potwór.
- Jeszcze nie wszystko. Wciąż nie zniszczyłam ciebie! - Nim cokolwiek zdążyło ją powstrzymać, przystąpiła do walki, a był to najcięższy bój, jaki w życiu stoczyła. Mistrz Zakonu Feupeliadów dysponował nie tylko doskonałą techniką, ale także ogromną siłą. Jego ciosy spadały na ostrze dziewczyny tak mocno, że niemal kruszyły żelazo. W amoku walki Octavia nie dostrzegła, że prócz Mauviasa pojawiła się wraz z nim jeszcze jedna postać. Taka, którą dobrze zapamiętała. Której zawdzięczała życie. Na ziemi leżał Maal, ledwo żyjący, choć wciąż z otwartymi oczami. Musiała jednak dostrzec szybki ruch, który wykonał Alan, nieświadom tożsamości przybysza - zamachnął się mieczem, chcąc dobić konającego.
 - Nie! - krzyknęła, ile sił w płucach. - Zostaw go! - Na szczęście refleks mistrza zadziałał błyskawicznie i miecz nie przebił ciała Maala. Wtedy Alan także ruszył do walki z Mauviasem, ale na nic zdała się jego pomoc. Mauvias walczył doskonale, był nie do pokonania. Tymczasem krainą Griphe wstrząsnęła kolejna eksplozja.
 - Słyszysz?! Perła już jest moja! - wysyczał Mauvias z obłąkańczym uśmiechem.
 - Po moim trupie!  - warknęła Octavia.
 - Da się zrobić - to mówiąc zamachnął się z całej siły i gdyby nie potężny kontratak Alana, już padłaby martwa.
Walka trwała i wszystko wskazywało na to, że jej koniec może wyznaczyć jedynie śmierć którejś ze stron. Mauvias zauważył, że Octavia się nie podda. Miał więc zamiar zmusić ją, by skoncentrowała się na czymś innym, niż walka. Nagle jego dzikie ataki ustały, a miecz powędrował w stronę Maala. Tego Octavia nie mogła znieść. Dług, jaki u niego zaciągnęła, po prostu zmusił ją do natychmiastowego działania. Tymczasem Alana oddzieliła od całej sytuacji pędząca na nich czerwona chmura - jeden przeciwnik więcej. Octavia musiała walczyć sam na sam z Mauviasem, o życie swoje i Maala. 
 - Myślisz, że zdołasz się odpłacić? Że uratujesz życie tego śmiecia? O nie, Conely, zdrajcy zawsze giną na wojnie. - Mówił, wymierzając wciąż tak samo potężne ciosy.
 - W takim razie powinieneś zginąć pierwszy - mówiła, z każdym słowem próbując wbić miecz w jego serce. Adrenalina i gniew dodawały jej siły i zdolności, to bardzo pomogło. Jednak zmęczony po niedawnych przejściach organizm musiał dać o sobie znać. Jej pole widzenia uległo zwężeniu, ruchy stały się mniej płynne i lżejsze, a więc było coraz ciężej walczyć.
Wreszcie sytuacja osiągnęła punkt krytyczny. Być albo nie być. Ostrza Octavii i Mauviasa spotkały się tuż przy ciele Maala.
 - Nie zabijesz go, sukinsynu! - wykrzyczała dziewczyna, tylko na moment odzyskując dość sił, by podnieść ostrze i wykonać jeden silny zamach. Sama nie spodziewała się, że uda jej się coś wywalczyć, ale dokonała tego. Jej miecz spotkał się wreszcie z ciałem Mauviasa, który zawył z bólu, gdy jego ręka od miecza spadła na ziemię. Gdy potwór wił się z bólu na ziemi, Octavia przyklękła obok Maala.
- Dasz radę uciec? Musisz, Maal, proszę - jęknęła błagalnie.
 - Muszę - powtórzył. Ostatkiem sił, a może już tylko dzięki instynktowi udało mu się podnieść.
 - Przenieś się do Akademii, tylko szybko! Tata na pewno wszystko wyjaśnił tamtejszym mistrzom.  No już! - Maal dotknął swojej piersi i wzbił się w powietrze jako czerwona chmura. Octavia rozejrzała się po polu bitwy - Mauvias wciąż nie odzyskał sił, a Alan i jego przeciwnik zniknęli. To była jedyna szansa, by dostać się wgłąb walki. Gdzieś, gdzie mogła znajdować się Perła. Być może ostatnia szansa do uratowania Perły przed ową dziwną siłą, o której mówił Millius. Bez chwili namysłu ruszyła do walki.