sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 30

  30. Po długiej nieobecności rehabilituję się długim rozdziałem ;) Musiałam się w końcu sprężyć z wyjaśnieniem całej przeszłości z życia państwa Conely, bo później wszystko byłoby niejasne. Mam nadzieję, że teraz już wszyscy złożą sobie całą historię w jedność. Pozdrawiam z zimnego, mokrego Wrocławia :(


Wybuchł skandal. Po całej Akademii rozeszły się wieści, że Octavia Conely okropnie potraktowała jednego z mistrzów i choć niewiele było prawdy w plotkach o tym, że mają ją wyrzucić ze szkoły czy ukarać tygodniem spędzonym bez jedzenia i picia, to Vaill naprawdę nakazał jej publiczne przeprosiny. Oczywiście odmówiła. I to na tyle stanowczo, że omal nie przeprowadziła podobnej rozmowy ze swoim wychowawcą. Tak czy inaczej - miała kłopoty. Mama oczywiście wspomniała w listach, że bardzo się o nią martwi i prosi, by się uspokoiła, ale było to tym trudniejsze do wykonania, że Octavia czuła przepływający przez palce czas. Było go coraz mniej. Przecież jej ojciec cierpiał! Nie mogła już znieść tej myśli. W głowie cały czas od nowa powtarzała sobie słowa Feleona, o drodze, o tajemnicy Griphe, o wszystkim.
 - Musisz od tego odpocząć - powiedział jej Alan, gdy siedzieli w jego komnacie, przy kominku, w którym trzaskał ogień. Dziewczyna wpatrywała się w szybę, po której spływały strugi zimnego deszczu.
 - Odpocznę, gdy osiągnę swój cel.
 - Nie bądź tak uparta - poprosił Alan, układając głowę na jej ramieniu. - Rozumiem cię, ale ciągłym zadręczaniem się nie pomożesz ani ojcu, ani sobie. Musisz się wszystkiego nauczyć, musisz mieć dużo siły. Choć raz mnie posłuchaj - jęknął żałośnie, już czując, że zamierza protestować.
 - Nie mogę się nie zadręczać, bo teraz podwójnie boję się o mamę. Powiedziałam jej, żeby porzuciła dom w Coidzie i zamieszkała tutaj, a w odpowiedzi usłyszałam jedynie, że to nie takie proste. Co tu nie jest proste? - Alan spoważniał. Nie był pewien, czy zna historię. Wprawdzie Vaill wyjaśnił jej już, dlaczego zły, nielubiany wtedy mistrz Feyrevey nie znosi jej ojca, ale nic nie wspomniał o poważnym konflikcie z innym mistrzem.
 - Posłuchaj mnie. Twoja mama miała rację. Nie mogłaby tu tak po prostu zamieszkać, a to właśnie ze względu na Lennarsa.
 - O czym ty mówisz? - Octavia znacznie się ożywiła. Alan zaczął opowiadać.
 - Wiele lat temu w Akademii, jako młodzi mistrzowie, królowało tak zwanych trzech wspaniałych. Conely, Vaill i Lennars. Wszyscy byli ulubieńcami królewskiej pary, bohaterami narodowymi, wspaniałymi wojownikami i oczywiście obiektami westchnień większości kobiet. Mieli ich wokół siebie pełno, ale mimo to wciąż skupiali się głównie na rozwijaniu własnych zdolności - widział, że dziewczyna słucha go uważnie, dlatego mówił dalej. - Pierwszy wyłamał się Vaill. Podczas festynu poznał Hestię i przez jakiś czas mieszkali razem w krainie Gladius, skąd pochodził. Później urodził im się syn, Eufelius. Wtedy Vaill całkowicie spoważniał i z trójki wspaniałych została dwójka. Twój ojciec i Lennars zgadzali się we wszystkim i rzadko kiedy widywano ich razem. Byli, zdawać by się mogło, kompanami na dobre  i na złe, do czasu pewnej wyprawy. Wszyscy mistrzowie wybrali się na świąteczną paradę do Coidy i tam dostrzegli piękno skupione w jednej osobie. Chantall, twoja mama, szybko została uznana za jedną z najpiękniejszych kobiet w całej Galaktyce. Nie sposób było się w niej nie zakochać, ale na poważnie za podbój jej serca zabrało się dwóch mężczyzn.
 - Tata i on - mruknęła Octavia, a jej oczy błysnęły bystro, na myśl o tym, że przecież wszystko jasne! Lennars miał motyw. Później Alan miał tylko utwierdzić ją w tym przekonaniu.
 - Obaj długo się o nią starali, ale nie ulegało wątpliwości, że Chantall podjęła decyzję. Wprawdzie Lennars pierwszy wyznał jej miłość, ale ona pokochała Titresa. Wtedy pomiędzy twoim ojcem i, od wtedy jego wrogiem, doszło do bardzo poważnej walki, na śmierć i życie. Widziało ją kilku mistrzów, ale gdyby nie Vaill... skończyłoby się naprawdę źle. Później przez wiele lat twoi rodzice żyli szczęśliwie, mieli syna, dom i szczęście, wszystko, czego mogli sobie zażyczyć. Potem urodziłaś się ty, a kilka lat później - wiesz. Porwano twojego ojca i zabito brata. Lennars spróbował zbliżyć się do Chantall jeszcze raz, ale i wtedy odrzuciła jego uczucie. Poczuł się zraniony i poniżony. To dlatego gdy tylko dowiedzieliśmy się, że ty, córka Titresa, stajesz w Wielkiej Selekcji, Vaill spytał Lennarsa, czy poradzi sobie z tym, że będzie widywał cię codziennie. Powiedział, że tak.
  - Ale...  - zaczęła, przypominając sobie dzień Wielkiej Selekcji. To on zawiązał jej oczy przed drugim zadaniem, to on powiedział jej, że jeśli wygra, to przyjmie ją na swoją uczennicę i to o jego godność pytała później Vailla. Wiedziała już, dlaczego to jednak inny mistrz przyjął ją na nauki. Król bał się powierzyć tego zadania Lennarsowi, znając historię.
  - Tak? - spytał Alan, gdy cisza zbyt długo wypełniała pokój.
 - Teraz to chyba jasne, że Lennars miał motyw, by przejść na stronę Zakonu Feupeliadów! - Feyrevey westchnął tylko i przymknął oczy, siląc się na cierpliwość i wyrozumiałość. Mógł przewidzieć, że  z tej historii wyniesie głównie odniesienie do teraźniejszości.
 - Sądzę, że nie przyczyniłby się do skrzywdzenia Artaxa i Titresa z jednej przyczyny. Kochał twoją matkę, a doskonale wiedział, że to ją bardzo skrzywdzi.
 - A może chciał ją mieć tylko dla siebie, co? O tym nie pomyślałeś. Wiedział, że mama nie będzie z nim, dopóki tata będzie blisko.
 - To ty nie pomyślałaś o jednej rzeczy. Najwyższą, niezniszczalną i niemożliwą do obejścia zasadą dla zakochanego mężczyzny jest to, by zapewnić szczęście i spokój jego ukochanej. Żaden facet nie zrobiłby czegoś takiego, kochając szczerze, a jedno wiem na pewno - Lennars naprawdę ją kochał. - Na to nie miała kontrargumentu. Alan miał rację. Ktoś, kto byłby w stanie posłać przyjaciela w ręce wroga, na pewno zakochał się mocno. Zbyt mocno.
- Zwariuję od tego wszystkiego - mruknęła, mocniej wtulając się w jego ramiona. Przyjął ten gest z radością. Prawdę mówiąc sądził, że nigdy nie zdobędą się na coś takiego. Bo nie wypada, bo to nieetyczne, bo różnica wieku jest zbyt duża... Ale przecież to wszystko traciło na znaczeniu. Albo może w ogóle nigdy go nie miało.
 - Nie dam ci zwariować - obiecał. - Może to nie będzie proste, ale myślę, że utrzymam cię w ramach rozsądku. - Dziewczyna parsknęła śmiechem.
 - To nie będzie trudne, tylko graniczące z cudem.
 - Cóż, wydaje mi się, że limit cudów na ten rok został już wyczerpany. - Pocałował ja w czubek głowy. Zdawałoby się, że ten wieczór będzie cudownie leniwy i spokojny, ale nie. Los jak zwykle postanowił zabawić się ich kosztem. Ktoś głośno zapukał do drzwi.

2 komentarze:

  1. No proszę, ktoś ich "nakrył" ale myślę że to będzie jakaś grubsza akcja :)

    Ale coś mi tu nie gra ;p Alan dobra widac było że coś czuje do niej, ale ona hmmm nie było zadnych motylków itd ;p a tu nagle zachowują się jak "para" ;p :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam parę Alan&Octavia. Coraz więcej zaczynia się dziać. Świetne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń