środa, 21 listopada 2012

Rozdział 29

   29. Gdzieś w natłoku spraw zginął mi charakterek Octavii, który w tym rozdziale wraca ze zdwojoną siłą. Mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie,  ile ma w sobie temperamentu. I przepraszam za kolejną dłuuugą przerwę w notce!


Od czasu, gdy podsłuchała z Felixem rozmowę pani Clemort i mistrza Lennarsa minęło kilka dni, a Octavia nie skupiała się na niczym innym. Gdy tylko kończyły się zajęcia, zamykała się w swoim pokoju i rozmyślała całymi godzinami, rozważając różne możliwości. Niewiele jadła, jeszcze mniej spała. Jej koncentracja i precyzja były znacznie mniejsze, przez co i wyniki szkolenia były niezadowalające, o czym nie omieszkał się przypominać jej Vaill.
 - Dlaczego znów nie koncentrujesz się na zadaniach? - spytał ostro. - Octavio, zbliżają się egzaminy semestralne.  Wybrałaś profesję Wojownika, a w niej musisz mieć naprawdę dobre noty.
 - Wiem. Staram się - mruknęła obojętnie.
 - Nieprawda. Twoje myśli są zupełnie gdzie indziej. Walczysz dobrze, bo masz to we krwi, ale ja wiem, że stać cię na więcej. Przypomnij sobie, jak świetnie szło ci na początku. Byłem zdumiony precyzją, siłą i rozsądkiem, z jakim posługujesz się mieczem, a teraz, przyznaję, jestem zawiedziony.
 - Mam gorszy dzień - skłamała.
 - Nie. Myślisz o tym, o czym myśleć nie powinnaś. - Stanął przed nią wyprostowany i całkowicie poważny, jakby był jej ojcem, karcącym za coś złego. - Sprawę śmierci Feleona zostaw w spokoju.
 - Ale...
 - Wiem o twojej umowie z mistrzem Feyreweyem - wpadł jej w słowo. - I pewnie dziwi cię, jeśli powiem, że bardzo mi się ona spodobała. Alan postąpił słusznie, chcąc cię nauczyć pokory. Poznanie przeszkód i barier w dotarciu na Noisang pomogłoby ci zrozumieć, że nie możesz sama porywać się z motyką na słońce.
 - Od pół roku słyszę dobre rady i złote sentencje! - zdenerwowała się wreszcie. - Sęk w tym, że nikt nie robi nic, by odnaleźć mojego tatę, a ja wiem tylko tyle, że muszę przedrzeć się przez krainę umarłych i pokonać mnóśtwo okropności!
 - Nie bądź niedojrzała. Nie poradzisz sobie z tym będąc niewykwalifikowanym Wojownikiem...
 - Czy to nie pan zawsze powtarzał mi, że mam nie dać sobie wmówić, że czegoś nie mogę i iść naprzód mimo wszystko? - parsknęła, formując usta w pogardliwy uśmieszek. Miała już zwyczajnie dość ciągłego siedzenia i wysłuchiwania tych samych umoralniających kwestii. Dobrze wiedziała, co musi zrobić, a nowa wiedza, bardzo przydatna, tylko podsycała płonący w niej płomień.
 - Ale zawsze powtarzałem ci też, że w życiu Wojownika i mistrza rozsądek i rozwaga są tak samo ważne jak siła czy refleks. Nie powinnaś z moich lekcji wynosić tylko tego, co jest ci na rękę. - Na to stwierdzenie nie odpowiedziała, czując, jak traci całą sympatię do Vailla. Przez chwilę ukłuło ją poczucie winy. Wciąż pamiętała, co powiedział jej po tym, jak uderzyła Alana w twarz - "nie pozwolę skrzywdzić mojej uczennicy". Była mu wdzięczna i ufała mu całkowicie, ale albo przestała go rozumieć, albo uważała za tchórza. Najpierw go podziwiała, stawiała za wzór ponad wszystko, a on z uśmiechem na ustach pozwalał jej rozwijać się, jak tylko chciała i wspierał w każdym poczynaniu.  Co się stało z tą ich piękną relacją...
  - Jestem na dziś wolna? - spytała, nie podnosząc nawet wzroku na Vailla.
 - Masz mi za złe, że ratuję ci życie.
 - Pytałam tylko, czy mogę już iść - warknęła i od razu odeszła, za pozwolenie uznając to, że schował swój miecz. Szybkim krokiem przecięła park, potem dziedziniec i wreszcie weszła do holu, w którym natknęła się na Lennarsa.
 - Witaj - zagadnął ją z uśmiechem, na który nie odpowiedziała podobnym gestem. Nie potrafiła się przełamać, wiedząc, że Lennars coś knuje. - Kiepski dzień, sprzeczka z mistrzem? - pytał.
 - Można tak powiedzieć, mistrzu - odparła suchym tonem.
 - To może po obiedzie wpadniesz do mojego gabinetu? Moglibyśmy porozmawiać.
 - Po obiedzie mam Magię i teleportację z panią Clemort - bezwiednie zmrużyła oczy, wymawiając jej nazwisko. Nie uszło to uwadze Lennarsa, który zaczął jej się bacznie przyglądać.
 - Nie lubicie się?
 - Przeciwnie. Z panią Clemort układa mi się bardzo dobrze. Pewnie pan wie, że zaproponowała mi indywidualne lekcje, prawda? Powiedziała, że fakt krwi meglanów w moich żyłach dobrze byłoby wykorzystać, nie sądzi pan?
 - Oczywiście. Pewnie masz wielkie umiejętności magiczne, które trzeba wydobyć.
 - Jasne. Miłego dnia, mistrzu - życzyła mu, choć głosem tak zimnym, że tylko głupiec uwierzyłby w szczerość tego życzenia.
 - Octavio - zawołał za nią. - Wiem, co cię martwi. Wiem, co ci powiedział Feleon, gdy do niego przyszłaś. Ten człowiek był potworem, łgarzem i oszustem. Powiedział ci wszystko, co Mistrz Zakonu Feupeliadów chciał, byś usłyszała, więc proszę cię - bądź rozsądna i nie wykorzystuj tej wiedzy. Martwię się o ciebie.
 - Niepotrzebnie. Sądzi pan, że Mistrz Zakonu Feupeliadów wiedział, że Feleon zostanie aresztowany i zabity? W dodatku przez kogo? - prychnęła. - Ja myślę, że wiedział tylko o tym ostatnim. - Znów zbliżyła się do Lennarsa, który teraz nawet nie starał się udawać, że wszystko jest w porządku. Dziewczyna syczała złowrogim tonem.  - Mauvias doskonale wiedział, że Feleon zginie i nie zrobił nic, żeby tak cenny sługa, który z całą pewnością nie zdradził, nie umarł tu. Jak pan myśli, dlaczego?
 - Śledztwo nie zaszło tak daleko - wyjaśnił jej krótko. - A twoje zdania brzmią jak... jak oskarżenia, Octavio. Chyba nie sądzisz, że ktoś w Akademii ma coś wspólnego ze śmiercią tego człowieka?
 - A pan chyba nie sądzi, że uwierzę w to, że ktoś się tu wdarł i tak po prostu go zabił, po tym, jak wzmocniono straże i wyznaczono dyżury mistrzów? I może jeszcze, że to zwykły przypadek, że zginął po rozmowie ze mną? - Przestała kontrolować swój język, ale w tej chwili miała to gdzieś. Krew szumiała jej w uszach, gdy patrzyła na człowieka, który z całą pewnością był powiązany z tymi bestiami, które przez tyle lat więziły jej ojca i zabiły jej brata. Zrobiłaby teraz wszystko, byle Lennars wiedział, że nie pozostanie bezkarny, że jego winy nie ujdą mu na sucho, bo ona zrobi wszystko, poruszy niebo i ziemię, by poniósł karę.
 - Za dużo sobie pozwalasz. To sprawa mistrzów. Nie będziesz nam sprawiać kłopotów i sama się w nie pakować. To nie zabawa, dziecko. Nikt nie pozwoli ci zginąć.
 - Nam? Tobie i pani Clemort? Słyszałam waszą rozmowę. "Postaram się dostać to śledztwo, odejdź, jeśli nie chcesz wzbudzać podejrzeń..." - cytowała. - Sądziliście, że nikt się nie domyśli?
 - Nie masz pojęcia, o co chodziło - wysyczał z twarzą tuż przy jej twarzy. - Byłem przyjacielem twojego ojca, a Titres gardził zdradą. I tak samo nie byłby dumny z córki, która podejrzewa jego przyjaciela o taką podłość.
 - Ale bardzo byłby rad, gdyby wiedział, że jego córka nie daruje tym, którzy zawinili jego zniewoleniu. - Uśmiechnęła się złośliwie, a potem nagle spoważniała i będąc naprawdę o centymetr od Lennarsa, bez wahania powiedziała wszystko, co powinien wiedzieć.  - Jeśli dowiem się czegokolwiek, co wskazywało by na to, że miałeś coś wspólnego ze śmiercią Artaxa i porwaniem taty osobiście dopilnuję, żebyś do końca świata konał w piekle, rozumiesz? Jeśli wpadnie mi w ręce choćby poszlaka, zniszczę ci życie. Chcę tylko, byś był świadom, że nie daruję oprawcom, którzy zabrali mi ojca i brata. Dobrze to sobie zapamiętaj - wysyczała i odeszła, nie obracając się za siebie. W tej chwili była pewna, że dobrze zrobiła. Cieszyła się, że jest już ktoś, kto potraktował ją poważnie, bo Lennarsowi wcale nie było do śmiechu. A to oznaczało jedno - istnieje coś jeszcze, czego mogła się dowiedzieć, a czego jej wrogowie bardzo się boją.

Problemem pozostawało tylko to, że nie widziała, jak Lennars oddalił się szybkim krokiem, w konkretnym celu. On też mógł działać. I właśnie dlatego czasami trzeba powściągnąć język.

6 komentarzy:

  1. Oj, niepotrzebnie Octavia się wygadała ;p


    Wiesz kogo mi brakowało ahhh ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tak znów zamilkłaś kobieto ?! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam. Jak zwykle zresztą. Brak czasu itp.
      Btw - czy Ty byłaś na WSZYSTKICH moich blogach? ;)

      Usuń
    2. Haha nie na 3 tylko :-P

      Usuń