niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 10

10. Pora na przygodę ;) Pisząc ten rozdział starałam się używać czegoś, co powszechnie  nazywamy samokrytką, stąd też jego napisanie zajęło mi prawie 4 godziny. Tyle było poprawek. Wydaje mi się, że 10 rozdziałów to dostatecznie wiele, by wreszcie zaczęło się coś dziać. W przeciwnym razie chyba wszyscy Czytelnicy w końcu usnęliby przed komputerami ;)


Od czasu znalezienia ciała na dziedzińcu, wiele się w Akademii zmieniło. Przy każdym wejściu stała straż, na wszystkie zajęcia kadeci chodzili w grupach, aż pewnego dnia na tablicy ogłoszeń zawisła notatka, która bardzo Octavię zaniepokoiła.
 - Popatrz - mruknęła Octavia, gdy stali pod tablicą razem z Felixem - W najbliższym czasie nieobecni będą mistrzowie: Vaill, Lennars, Quigley oraz Clipton. Przydzielonych im kadetów prosimy o zgłoszenie się do pokoju mistrzów, gdzie dowiedzą się, kto zostanie ich tymczasowym opiekunem - przeczytała.
 - Wiedziałem - syknął chłopak - założę się, że wysłano ich na jakąś misję...
 - Mam tylko nadzieję, że  Vaillowi nic się nie stanie.
 - Też mam taką nadzieję - rozległ się za ich plecami dobrze znany głos owego mistrza. Octavia zmieszała się lekko. - Mogę cię prosić na słówko?
 - Oczywiście, mistrzu  - odparła i razem z nim stanęła za marmurowym filarem.
 - Zanim wyruszę na misję, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. Rada nalegała, żebym się powstrzymał, ale uznałem, że tak będzie rozsądniej. Posłuchaj mnie i postaraj się dobrze zrozumieć. - Pokiwała głową i wytężyła słuch - To morderstwo... miało związek z tobą.
 - Co?! - krzyknęła.
 - Ciszej! - poprosił Vaill - Ta misja, na którą się wybieramy, również. Morderca, który dopadł tę biedną kobietę, zostawił nam wiadomość : "Wiem, że jest u was" - część o żądaniach wolał pominąć - Podejrzewamy, że chodziło o ciebie. A zostawił nam tę informację ktoś z otoczenia Mauviasa.
  - Dlaczego miałoby chodzić o mnie? - spytała, a Vaill wyjaśnił jej tyle, ile mógł. Opowiedział jej o tym, jak podczas ostatniej misji, która miała miejsce rok temu, widziano jej ojca żywego na Noisnag. Że posiada informację, której treść Mauvias bardzo chce poznać i że Mauviasowi potrzebny jest odpowiedni zakładnik, a skoro jej brat zginął, pozostała mu tylko ona. Wyjawił jej też, że teraz, wraz z innymi mistrzami, wybierają się do krainy Griphe, zamieszkaną przez meglany i Mędrców, którzy mieli im pomóc w podjęciu dalszej decyzji.  - Na pewno będą wiedzieli też, co dokładnie się dzieje. Są w końcu obdarzeni nadludzką mądrością i intuicją - zakończył - Octavio? - dziewczyna stała przed nim, upiornie blada i sztywna.
 - Widziano tatę żywego? Rok temu?
 - Tak, ale to...
 - Więc on żyje! A wy macie się dowiedzieć czegoś na jego temat!
 - Nic nie jest pewne.
 - Chcę iść z wami! - oznajmiła takim tonem, jakby już jej na to pozwolono.
 - Nie ma mowy - powiedział Vaill - Kadeci nie wyruszają na misję!
 - Przecież to nie misja! To znaczy... nie do końca. Teraz macie udać się na Griphe tylko po to, by pozbierać informacje! - starała się go przekonać, choć wiedziała, że nie będzie to proste zadanie, biorąc pod uwagę fakt, że jej namowom miał ulec właśnie Arcany Vaill.
 - A czy zdajesz sobie sprawę, ile niebezpieczeństw czeka na ciebie w tej krainie? Zdajesz sobie sprawę, że trwa wojna i tylko tu jesteś bezpieczna? Zdajesz sobie sprawę, że polują na ciebie ludzie Mauviasa? - wymieniał, ale ona nie traciła zapału - Obiecałem twojej matce, że będę na ciebie uważał i złamałbym słowo Mistrza Gwardii Królewskiej.
 - Rozmawiał pan z moją mamą?  - zdziwiła się.
 - Tak -westchnął - dobrze znałem się z Chantall za czasów, gdy twój ojciec służył w Gwardii. Podobnie Lennars i kilku innych mistrzów.
 - Mama nigdy o was nie wspominała...
- Bo nigdy nie chciała, żebyś wstąpiła do Akademii - wytłumaczył jej Vaill, lekko zniecierpliwiony - Wybacz, ale muszę już iść. 
 - Mistrzu! - zawołała z wyrzutem - Proszę. Muszę się tam z wami udać. Może to jedyna okazja, żebym dowiedziała się czegoś o tacie. Nic nie zrobię, bo... obiecałam mamie, że nie pójdę w ślady Artaxa i nie będę szukać ojca. - Vaill spojrzał na nią i coś w nim drgnęło. Może powinien dać jej szansę? W końcu tu chodziło o jej ojca...
 - Najpierw musisz coś zrobić.
 - Wszystko!
 - Porozmawiasz z mistrzem Feyreveyem - powiedział, a ją zalała fala wściekłości. We wszystko, co dla niej ważne, wciskał się Alan. Nie śmiała jednak zaprotestować. 
- Zrobię to, choć nie bardzo rozumiem... jaki jest tego cel?
 - To mistrz Feyrevey widział ostatnio twojego ojca. Chcę, żeby coś ci wytłumaczył. Jeśli zapytasz go w odpowiedni sposób, na pewno wszystko ci powie. I, przy okazji, postaraj się go wreszcie przeprosić.
- Kiedy mam to zrobić?  - spytała, a odpowiedź spadła na nią, jak grom z jasnego nieba. 
 - Teraz. Nie mamy czasu. Jeszcze dziś chcemy wyruszyć na Griphe.  - Chciała zatrzymać Vailla, ale on właśnie się oddalał. Zaklęła cicho pod nosem - fantastyczny dzień, nie ma co.
 Popędziła schodami na górę, byle jak najszybciej odnaleźć Feyreveya. Zapukała do drzwi i otwarł jej Audar. 
 - Tak, Octavio?
 - Chciałabym porozmawiać z mistrzem Feyreveyem - oznajmiła, a Audar zrobił dość głupią minę.
 - Ach, jasne, Alan jest w swoim gabinecie.
 - Dziękuję - zawołała i żwawym krokiem odeszła.
 - Uważaj na siebie! - zawołał Audar, parskając śmiechem.  Octavia pomachała mu na pożegnanie i pobiegła prosto do gabinetu Alana. Przed samymi drzwiami wzięła dwa głębokie wdechy i zastukała do drzwi. Odpowiedziało jej ponure:
 - Wejść.  - Nacisnęła klamkę i ostrożnie weszła do środka. Feyrevey od razu zwęził podejrzliwie oczy  - Czego chcesz?
 - Muszę z panem pomówić - oznajmiła, a mężczyzna bił się ze sobą w myślach : wyrzucić ją, czy uprzyjemnić sobie życie, uprzykrzając jej własne?
 - O co chodzi?
 - Na wstępie - zaczęła, czując, że ciężko przejdzie jej to przez gardło - chcę pana... przeprosić. Za moje ostatnie zachowanie. Podziałały na mnie emocje i dlatego... dlatego pana uderzyłam.
 - No, nareszcie - fuknął - Nie chce mi się wierzyć, żebyś sama doszła do tego, że należą mi się przeprosiny. Vaill ci kazał.
 - Mistrz Vaill tylko polecił mi do pana przyjść. Sama już rozważałam tę opcję - wysyczała, z trudem powstrzymując kolejny wybuch złości. Widziała jednak, że przeprosiny przyniosły spodziewany rezultat, bo Alan trochę złagodniał i nawet poprosił ją w miarę grzecznie, by usiadła. Zajęła miejsce przed biurkiem i wyjaśniła mu, dlaczego się tu znajduje.
 - Genialne pomysły Arcany'ego Vailla... - mruknął kpiąco mistrz - Sądzisz, że zamierzam tu uskuteczniać tkliwą gadkę na temat twojego ojca?
 - Sądzę, że mógłby mi pan pomóc - rzekła nieśmiało - Naprawdę bardzo mi zależy, żeby pozwolili mi lecieć do Griphe.
 - Wiem, że ci na tym zależy i kompletnie nie rozumiem, dlaczego. Wszystkiego, czego mogłabyś się dowiedzieć od meglanów, możesz dowiedzieć się i tu.
 - Wątpię. Meglany są nadludzko mądre.
 - I w nadludzko irytujący sposób przekazują nam, ludziom, tę wiedzę, szyfrując i mówiąc zagadkami. - Sama w to nie wierzyła, ale Feryevey lekko ją rozbawił. Pozwoliła sobie nawet na nikły uśmiech, ale zaraz spoważniała, nie chcąc się narażać na jego gniew. - Do rzeczy - powiedział w końcu - Sądzę, że Vaill chce, żebym wytłumaczył ci, że szukanie twojego ojca... nie jest dobrym pomysłem.  - Dziewczyna zrobiła taką minę, jakby Alan właśnie oświadczył, że ma zamiar przebrać się za księżniczkę.
 - Jak to "nie jest dobrym pomysłem"? To mój ojciec!
 - Doskonale o tym, wiem, Conely. Jednak, na twoje własne życzenie, muszę cię oświecić, że Titres nie jest już taki, jak był. Tyle lat niewoli, zapewne różnych klątw i tortur wprowadza w człowieku nieodwracalne zmiany. Twój ojciec postradał rozum. Wątpię, by w ogóle zrozumiał, kim jesteś i co robisz. - Teraz dla odmiany poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły kopnął ją w brzuch.
 - Kłamie pan - rzekła, po czym zacisnęła pięści.
 - Nie mam powodu, by cię oszukiwać. 
 - Nie ma pan powodu! - prychnęła - Dobre sobie! Przecież wiem, że mnie pan nienawidzi!
 - Co nie oznacza, że kłamałbym w tej kwestii. Ja widziałem twojego ojca, dziewczyno. I tak nie powstrzymam cię przed tym, co zrobisz, bo jesteś równie uparta, jak on, ale przynajmniej będę miał czyste sumienie. Sama sobie dołożysz zmartwień, kiedy go zobaczysz. 
 - I pan tak nagle zaczął się mną przejmować, co?
 - W ogóle się tobą nie przejmuję. - Na jego wargi wpełzł złośliwy uśmieszek. - Ja jedynie staram ci się uświadomić to, czego nie chcesz zrozumieć - szukanie ojca niczego ci nie przyniesie, a jedynie spełnisz żądania Mauviasa. 
 - Gdyby mój tata postradał rozum, Mauvias nie trzymałby go dłużej w niewoli, to chyba oczywiste! Wiem, że tata ma jakieś informacje, na których mu zależy, ale skoro teraz... oszalał, to nie jest mu już potrzebny.
 - Mauvias nadal sądzi, że przyjdzie cudowne ozdrowienie, albo że Titres coś jednak powie. Teraz potrzebuje ciebie, żeby mieć pewność, że coś z niego wyciągnie, a ty pchasz się prosto w jego łapy. Gratuluję. - Octavia sama nie wiedziała, czy jest bardziej wściekła, czy rozgoryczona. Miała świadomość, że tym razem to nie tylko złośliwość Feyreveya. To fakty. Nigdy wcześniej nie pomyślała o tym w ten sposób. Zawsze słyszała, że jej ojciec jest wielkim, silnym wojownikiem, którego drugim imieniem jest odwaga, a nikt nigdy nie odważył jej się przedstawić takiego wizerunku ojca.
 - Moja mama o tym wie? - wypaliła nagle - Że widziano tatę?
 - Wie - odparł - Nie powinnaś mieć żalu do matki. Nie powiedziała ci i  była to słuszna decyzja. 
 - To nie pańska sprawa - fuknęła gniewnie, na co Alan uśmiechnął się tylko. Dobrze wiedział, dlaczego tak się zdenerwowała. Ktoś wreszcie uświadomił jej, że wielki Titres Conely nie jest jednak takim ideałem, za jakiego go zawsze uważała.
- To chyba wszystko - powiedział, patrząc wymownie na drzwi.
- Tak, tak mi się wydaje - mruknęła, wpatrując się w swoje stopy - Pomógł mi pan. Dziękuję.
- Pomogłem? - parsknął - Zrobiłem, co do mnie należało. Teraz twoja kolej na właściwe posunięcie. - W odpowiedzi rzuciła mu pytające spojrzenie, a Feyrevey przymknął oczy, błagając o cierpliwość. -Zastanów się, dziewczyno, czy naprawdę chcesz pakować się w tę całą misję. Nie będzie ani bezpieczna, ani rozsądna.
 - Właściwe posunięcia nie zawsze oznaczają rozsądne - odpowiedziała, po czym pożegnała się i wyszła, czując, że teraz już naprawdę musi dowiedzieć się wszystkiego. Coraz bardziej skłaniała się ku temu, by złamać obietnicę daną matce.

2 komentarze:

  1. :) ciekawe czy Octavia pójdzie, czy nie :P
    myślę że jednak tak :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłam i zamierzam nadrobić zaległości ;)

    Czuję się zaintrygowana tym co się tu dzieje ;)

    OdpowiedzUsuń