poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 3

3. Piszę z prędkością światła, a to dlatego, że mam natłok weny do tego opowiadania. W tym rozdziale poznajemy kilku mistrzów, w tym jednego szczególnie fajnego ;) Rozwija się też tajemniczy wątek dotyczący mistrza i Octavii. Będę wszystko wyjaśniać w kolejnych rozdziałach. Miłego dnia!


Tępy ból głowy. Palące ramię. Obolałe kości. To pierwsze, co zarejestrowała Octavia. Powoli otwarła oczy i usłyszała  westchnienie ulgi. Uniosła się na rękach i rozejrzała.
-Dziecko! - mama przytuliła ją delikatnie, uważając na zranioną już rękę. -Tak się cieszę, że nic ci nie jest! - Octavia odwzajemniła uścisk i dopiero teraz zdała sobie sprawę, gdzie jest. To był jej dom. Jej pokój. Jej łóżko. Przez małe okienko wpadały pierwsze promienie słońca. Zrozumiała. Mimo że przeszła wszystkie próby, ktoś okazał się lepszy. Jęknęła zawiedziona.
-Wszystko na marne... Naprawdę się starałam...
-O czym ty mówisz?
-A jak myślisz? - zrobiła obrażoną minę.-Walczyłam z potworem, rozwiązałam zagadkę, pokonałam hipnozę reverian, a oni po prostu odesłali mnie do domu!
-Chciałaś, żeby w tym stanie zostawili cię na stadionie?
-Mamo! - oburzyła się. -Dobrze wiesz, że mówię o przyjęciu mnie do Gwardii! - Chantall jedynie pokręciła głową i przewróciła oczami, a potem wstała i podała jej zwinięty w rulon pożółkły pergamin.
-Co to jest? - spytała dziewczyna. W oczy od razu rzuciła jej się pieczęć królewska.
-Zobacz. -matka skinęła na nią, by otworzyła list. Jego treść wywołała w Octavii całą gamę emocji.

Szanowna Pani Octavio Conely!
Pragnę Pani pogratulować pomyślnego przejścia wszystkich zadań Wielkiej Selekcji i wyrazić swoje uznanie przyjmując Panią na nauki jako kadeta Gwardii Królewskiej. Szkolenie odbędzie się w krainie Pense, w Akademii Nauk Królewskich.
Z wyrazami szacunku,
Mistrz Arcany Vaill

-To żart, tak? - parsknęła śmiechem i przeniosła wzrok na matkę.
-Nie wydaje mi się. Mistrz przyjdzie po ciebie w południe. Chyba czas się spakować. -matka uśmiechnęła się do niej, ale ten uśmiech nie dosięgnął oczu. Octavia zsunęła się z łóżka wciąż dzierżąc w dłoni list. Przeczytała go jeszcze dwa razy, nim przyjęła do wiadomości, że naprawdę została wcielona w szeregi kadetów.
Usiadła przy stole i zjadła w pośpiechu śniadanie.
-Jesteś pewna, że tego chcesz? - spytała Chantall.
-Mamo...
-Rozumiem, nie tłumacz. -ton córki wyjaśniał wszystko. Nie miała wpływu na jej decyzję, ale nie zamierzała udawać, że się o nią nie boi.
-Widziałaś, że wczoraj sobie porodziłam. Pokonałabym tego enigmora, gdybym miała dać się zabić pierwszemu lepszemu napastnikowi?
-Octavio, zrozum, że to nie to samo! Myślisz, że podczas prawdziwej walki też będziesz mogła zerwać czerwoną szarfę i liczyć na ratunek? Nie! Porywasz się na coś, co możesz przypłacić życiem.
-Wiem o tym, ale...
-Ale co? Tak bardzo chcesz iść w ślady Artaxa i ojca? - Octavia nie miała pojęcia dlaczego, ale poczuła się bardzo źle. Do tej pory po prostu odpyskowałaby na to pytanie, ale teraz, gdy rzeczywiście szła w ich ślady... nie mogła.
-Sama mi mówiłaś, że tata został porwany podczas walki, a Artax żyłby, gdyby za wszelką cenę nie próbował go pomścić. -po tym zdaniu zapadła cisza trwająca dobre dwie minuty. -Nie zamierzam popełniać tego błędu.
-Wierzę ci. -zapewniła ją matka. -Po prostu nie chcę stracić CAŁEJ rodziny, rozumiesz? - Octavia poczuła się tak, jakby mama wbiła jej cierń w serce. Rozumiała jej strach, ale także wiedziała, czego pragnie. To było właśnie to. Walczyła o przyjęcie jej do Gwardii i nie zmarnuje tej szansy.
-Nie dam się zabić. Będę do ciebie pisać i odwiedzać cię najczęściej, jak to możliwe.
-Dobrze, kochanie. -mama pogłaskała ją po policzku, ale zaraz spoważniała. - Obiecaj mi coś.
-Co tylko chcesz.
-Nie będziesz próbowała odnaleźć ojca. Obiecaj. -dziewczyna zdziwiła się i jej matka od razu to zauważyła. Postanowiła jej wyjaśnić swoją prośbę. -Odnalezienie taty jest równoznaczne ze starciem z Mauviusem, z wyprawą na Noisnag. Strzeż się tego potwora, Octavio. Wymordował już  tysiące osób, a teraz walczy o podbicie wszystkich krain Galaktyki. -Octavia pokiwała głową.
-Obiecuję, że nie będę próbowała. -powiedziała w końcu. -Mamo? Czy ty wierzysz, że tata jeszcze żyje? - nigdy wcześniej nie odważyła się zadać tego pytania. Chantall na chwilę zamarła, a potem wzięła spokojny oddech.
-Nie wiem. Nie umiem ci odpowiedzieć. A teraz chodź, pomogę ci się spakować.

***

W pokoju Mistrzów zaraz przy stadionie panowała cisza i tylko dwóch z nich rozmawiało ze sobą przyciszonymi głosami. Vaill pochylał się nieco w stronę Lennersa.
-Jesteś pewien, że to ona? - spytał Vaill.
-A co ci jeszcze nie pasuje? Straciła brata i ojca, którzy byli w Gwardii, widziałem przy niej Chantall, a poza tym... wystarczy, że zobaczyłem ją bez opaski na oczach. Wyglądaliby z Artaxem, jak dwie krople wody. Oboje podobni do Titresa... -westchnął Lennars.
-Wiesz, że teraz będziesz miał sporo kontaktu z tą dziewczyną?
-Przecież nie jestem idiotą, wiem o tym.
-I wiesz, że nie powinieneś jej nic mówić, prawda? -Vaill zmierzył mężczyznę twardym spojrzeniem. -Chyba zdajesz sobie sprawę, jak niewiele wystarczy, byś zrobił jej nieodwracalną krzywdę...
-Krzywda  tej dziewczyny jest ostatnim, czego chcę. - Lennars odwrócił wzrok.
-Chantall cię widziała?
-Być może. Zastanawiam się, dlaczego jej na to pozwala... -pokręcił głową. -Za mało wycierpiała? Chce stracić także ją? Pamiętam jak... jak długo nie mogła pozbierać się po porwaniu Titresa, po śmierci Artaxa...
-To było 13 lat temu. Jestem pewien, że sobie z tym poradziła.
-Co nie zmienia faktu, że jeśli straci córkę, nie przeżyje tego. -upierał się Lennars.
-Nie straci. Sam chyba o to zadbasz, co? - klepnął przyjaciela w ramię. Zawahał się chwilę, a potem wypalił nagle. -Octavia o ciebie pytała. Po pierwszym zadaniu.
-Naprawdę? - zdumiał się. -Może... może moje zachowanie wydało jej się dziwne.
-Może.
-Arc?
-Tak?
-Naprawdę uważasz, że nigdy nie powinienem jej powiedzieć prawdy? Przecież będę z nią spędzał tyle czasu... -Lennars wciąż czekał choćby na cień wskazówki. Nie miał pojęcia, jak postąpić. Arc westchnął głęboko.
-Jesteś dorosłym facetem i zrobisz, co będziesz uważał za słuszne, ale... wiesz, że w tej dziewczynie płynie krew Titresa. Ona nie wytrzyma, gdy się dowie. Będzie go chciała za wszelką cenę go odnaleźć, a zważywszy na zadanie, jakie zostanie nam powieżone...
-Zrozumiałem. -mruknął. -Mogłeś po prostu powiedzieć "nie".
-Mogłem, ale to by niczego nie zmieniło. Myślisz, że nie wiem, z czym się zmagasz? Widzisz Chantall, spotykasz jej córkę, która zostaje przyjęta na nauki, masz nowego kadeta, trudne zadanie, a do tego Mauvius dyszy nam wszystkim w karki...
-Ze wszystkim sobie poradzę. Prawie ze wszystkim.
-Chantall. -podsumował krótko Vaill. Lennars już zamierzał odpowiedzieć, gdy drzwi do pokoju otwarły się i stanął w nich jeden z sześciu mistrzów. Wszystkie twarze zwróciły się ku niemu. Mężczyzna przewrócił oczami i zamknął za sobą drzwi.
-Jak zwykle świetny humor, co? -zagadnął go wesoło Audar. Mistrz Alan spojrzał na niego z wyraźną dezaprobatą i mruknął:
-Tyle lat w służbie Gwardii, Audar, a ty nadal zachowujesz się jak kretyn.
-Co cię tym razem wyprowadziło z równowagi?
-To, co zwykle. Ta cała Wielka Selekcja - prychnął i zajął miejsce przy ścianie. Blond włosy  opadły mu na ramiona, a pełne usta wykrzywiły się w gniewie. -Dziesięciu, rozumiecie? Dziesięciu z trzydziestu sześciu przeszło wszystkie próby!
-To nie są proste zadania. -wtrącił się Vaill.
-Chyba wiedzieli o tym od początku, prawda? -warknął Alan. -W Gwardii Potrzeba silnych wojowników, nie gówniarzy, którzy nie potrafią nawet porządnie walczyć ze zwykłym engimorem!
-Tobie też enigmor pocharatał twarz. -przypomniał uczynnie Audar, wskazując na bliznę ciągnącą się przez lewą połowę twarzy Alana.
-Na twoim miejscu nie wkurzałbym człowieka, który siedząc, jest wyższy, niż ty gdy stoisz, Audar. -blondyn uśmiechnął się malowniczo. W istocie był wysoki, ale teraz ewidentie przesadził. -A ta dziewczyna? -kontynuował kpiarskim tonem. -To chyba jakiś ponury żart... Nie przetrwa nawet tygodnia w Akademii...
-Na twoim miejscu nie byłbym taki pewien. -wypalił Lennars. -To Octavia Conely. -w pokoju zapadła głucha cisza. Wszyscy, z Alanem na czele, spojrzeli na niego zdumieni.
-TA Conely? - spytał z niedowierzaniem Alan.
-Dokładnie ta. -Vaill poparł Lennarsa. Alan przeciągnął palcami po nosie.
-Niesamowite... Gdy ją ostatni raz widziałem, sięgała mi do kolan.
-Miała wtedy trzy lata. -parsknął Vaill. -No, czas już na mnie. Muszę ją zabrać z domu. -wstał i wetknął sobie miecz za pas. Gdy zamknął za sobą drzwi, usłyszeli gwizd Audara.
-Jedno jest pewne - Vaill nie będzie miał z nią łatwo.

5 komentarzy:

  1. No! Trochę zamieszałaś mi w głowie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się nic nie pomieszało, bo na razie nie mam żadnych oczekiwań, podejrzeń, ale weszę romans lub co najmniej nieodwzajemnione uczucie uczennicy do nauczyciela. ;)
    Przeczytaj sobie po dniu wklejony tekst, na pewno wtedy wyszukasz pewne niedoskonałości lub literówki. W tym poście zapadło mi w pamięci słowo: porodziłam zamiast poradziłam
    Kiedy kolejna odsłona? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko ciekawa jestem, co do którego mistrza ten romans węszysz ;)
      Przyznaję się bez bicia - literówki, z czegokolwiek bym nie korzystała i czegokolwiek bym nie robiła, to moja pięta achillesowa. Będę nad tym pracować.
      Kolejny rozdział napiszę jak tylko będę miała chwilę czasu na posiedzenie przed komputerem, a w ciągu kilku najbliższych dni powinna się takowa chwila znaleźć.

      Usuń
  3. Tajemniczy mistrz, z którym rozmawiała, gdy miała zasłonięte oczy, oczywiście! :) Lenners chyba go nazwałaś. Wydaje mi się być młodym i stosownym. Ten, który wysłał list, jakoś staro mi się jawi (przyznaję, że nie pamiętam ewentualnych opisów wyglądu). :) I od razu napiszę, że gdybym trafiła, to nie będę rozczarowana, że zgdałam, raczej szczęśliwa, ponieważ czuję chemię i podobałoby mi się takie rozwiązanie sytuacji. Oczywiście jeśli różnica wieku jest niewielka i nie podchodzi pod paragrafy (nawet w fantastyce lepiej trzymać się etycznych norm ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że postawisz na Lennarsa, a tu psikus! :)
      Z tą różnicą wieku u mnie to jest tak, że mam na tym punkcie ostre, literackie skrzywienie i zazwyczaj tworzę pary, w których jedno z partnerów mogłoby być dzieckiem drugiego. W tym wypadku i tak nie będzie tak źle. ;)
      A Vaill dobrze Ci się kojarzy, bo nie jest już młodzieniaszkiem ;)

      Usuń