4. Pierwsza niemiła konfrontacja Octavii z jednym z mistrzów. Ten rozdział praktycznie otwiera „właściwą fabułę”. Następny postaram się napisać w miarę szybko. Najważniejsze, że mam wenę, czas nie jest już tak dużą przeszkodą, zwłaszcza, że za kilka dni wakacje ;)
Z niecierpliwością wyczekiwała
przybycia mistrza Vailla i cały czas zerkała przez okno. Uderzała
palcami w blat stołu, walcząc z wątpliwościami. Wyrzuty sumienia
kotłowały się w niej wraz z ciekawością i podnieceniem, tak, że
sama nie wiedziała, co przeważa. Zdawała sobie sprawę, że matka
obserwuje ją bacznie, licząc na zmianę decyzji. Nie chciała jej
jednak dawać złudnej nadziei – już postanowiła, że wstąpi do
Akademii.
Wreszcie, po (jej zdaniem) długim
wyczekiwaniu, zobaczyła mistrza wkraczającego na ich posesję.
-Jest! - pisnęła, uradowana.
-Uważaj na siebie. -powiedziała
Chantall, mocno przytulając córkę.
-Będę, mamo.
-Pamiętaj, co mi obiecałaś, dobrze?
-dziewczyna pokiwała głową.
-Będę cię odwiedzała tak często,
jak to będzie możliwe. I będę pisać listy, obiecuję.
-przyrzekła.
-Kocham cię, Octi.
-Ja ciebie też. -ich pożegnanie
przerwało pukanie do drzwi. Chantall podeszła i otworzyła je,
stając oko w oko z Aracnym. Nie dała po sobie poznać, że się
znają.
-Witam panie. -zaczął Vaill.
-Przyszedłem, oczywiście, po moją nową uczennicę.-uśmiechnął
się serdecznie i obrzucił Octavię przychylnym spojrzeniem.
-Nie mogłam się doczekać! - wypaliła
dziewczyna.
-To dobrze. Takiego entuzjazmu
oczekujemy od wszystkich uczniów. Czy wszystko już gotowe?
-Oczywiście. Jestem spakowana i gotowa
do drogi.
-Fantastycznie. -rzekł mistrz. -Pani
godzi się na wszystko, tak? -zwrócił się do Chantall.
-Przyznaję, że nie bez obaw.
-odpowiedziała kobieta.
-Cóż... szkolenie zawsze wiąże się
z jakimś ryzykiem, ale ze swojej strony mogę pani obiecać, że
zrobię wszystko, by było ono jak najmniejsze. Proszę podpisać
zgodę. -rozwinął przed nią pergamin. Chantall obrzuciła córkę
jeszcze jednym pytającym spojrzeniem, a gdy ta dała do zrozumienia,
że jest pewna, podpisała. Vaill zwinął pergamin i wsadził go do
kieszeni.
-W takim razie w drogę. -zarządził.
Octavia zarzuciła na ramię dużą, skórzaną torbę i pierwsza
wyszła przed dom. Była tak podekscytowana, że nawet nie zauważyła,
jak jej mistrz rozmawia z mamą.
-Uważaj na nią, Arc. -szepnęła
Chantall.
-Będę, przecież wiesz. -zapewnił
ją.
-Postaraj się o niczym jej nie mówić,
dobrze?
-Oczywiście. -przytaknął. -Do
widzenia, pani Conely. -dodał głośniej i również opuścił dom.
Szli dobre kilka minut, nim zaczęli
rozmawiać.
-Na skraju Coidy czeka na nas wiman.
Każdy mistrz zabiera nim swojego ucznia na Pense. Kiedy tam
dotrzemy, udasz się prosto do akademika i zakwaterujesz się. Potem
spotkamy się w sali wejściowej, dobrze?
-Tak jest, mistrzu Vaill.
-odpowiedziała dumnie.
-Podoba mi się twoje podejście do
tego szkolenia.
-Cieszę się. Mogę o coś zapytać?
-Pytaj.
-Jak pana zdaniem wypadłam podczas
Wielkiej Selekcji? - dręczyło ją to od chwili, w której
dowiedziała się, że została przyjęta.
-Gdybym sądził, że źle, nie byłoby
cię tu. Mogłaś lepiej poradzić sobie z enigmorem, ale i tak nie
było najgorzej, jak na twój wiek. -nie dała po sobie poznać, że
drażni ją wypominanie, ile ma lat.
-Być może. Po prostu spanikowałam,
gdy zobaczyłam, jak ten chłopak zrywa swoją szarfę. Byłam pewna,
że ten potwór zaraz mnie rozszarpie.
-Prawdę mówiąc – ja też. Był
moment, w którym myślałem, że już po tobie. -przyznał. To wcale
nie dodało jej otuchy. Resztę drogi przebyli w milczeniu. Na skraju
Coidy rzeczywiście czekał na nich nieduży wiman – wielki,
latający pojazd, kształtem przypominający piramidę. Gdy tylko
zbliżyli się do jego wejścia, schody same się wysunęły, a drzwi
otwarły. Octavia weszła za swoim mistrzem i położyła torbę w
miejscu na bagaże. Potem zajęła miejsce pasażerskie, a Arcany
siadł za sterami. Usłyszeli wycie silnika i powoli zaczęli wzbijać
się w powietrze. Octavia lubiła latać, choć do tej pory zasiadała
tylko na grzbiecie kelmelotów – uskrzydlonych tygrysów o końskich
ogonach. Według niej były to najpiękniejsze zwierzęta całej
galaktyki – dostojne, wielkie, silne, budzące w każdym respekt.
-O czym myślisz? -spytał nagle
Vaill,wyrywając ją z zamyślenia.
-Ja... o niczym ważnym.
-Nie myśli się o czymś, co nie jest
w jakikolwiek sposób ważne. Więc?
-O lataniu. -odparła krótko. -Lubię
to robić, a wielu twierdzi, że całkiem nieźle mi to wychodzi.
-Mówisz o kelmelotach, tak?
-Owszem. Uwielbiam je.
-Też na nich latałem, gdy byłem
młodszy. -zaczął opowiadać. -Do tych zwierząt po prostu trzeba
mieć rękę. Tego nie można się nauczyć. Od kiedy latasz?
-zdziwił się, gdy na to pytanie dziewczyna spuściła lekko głowę
i westchnęła cicho.
-Odkąd pamiętam. Mama mówiła mi, że
po raz pierwszy na grzbiet kelmelota wsadził mnie brat. Nie mogłam
mieć wtedy więcej niż 2 lata. -uśmiechnęła się smutno, a Vaill
dla odmiany spoważniał. Doskonale pamiętał, jak świetny w
lataniu był Artax. Nigdy jeszcze nie spotkał człowieka, który
latałby tak świetnie, jak on. Kelmeloty dosłownie chyliły czoła
przed tym chłopcem. Ufały mu i pozwalały na każdy manewr, bez
żadnego oporu.
-Wszystko w porządku,
mistrzu?-spytała.
-Oczywiście. To dobrze, że latasz tak
długo.
-Słyszałam, że to może pomóc w
nauce walk.
-Zgadza się. W walce płynność i
szybkość ruchów są bardzo ważne, a nic nie wpływa na nie tak,
jak umiejętność opanowania wielkiego zwierzęcia podczas lotu. Tak
myślę.
-Sądzi pan, że nadaję się do walki?
- przez chwilę obrzucił ja oceniającym spojrzeniem, po czym
podrapał się po głowie.
-Myślę, że wszystkiego da się
nauczyć. Jeśli potrafisz trzymać miecz, to nie widzę żadnych
przeszkód, byś w przyszłości nauczyła się nim władać. -jego
odpowiedź nie do końca ją zadowoliła. Mimo wszelkich zapewnień,
że tak nie jest, czuła na sobie pewną presję. Nieraz już
słyszała, że jej ojciec i brat byli znakomici w walce i bardzo
chciała iść w ich ślady. Jakby czytając w jej myślach, Vaill
powiedział: - Jeśli nie będziesz oglądała się na innych i
znajdziesz swój własny styl, staniesz się niepokonana. Jednak
zanim to nastąpi, czekają cię lata ciężkiej pracy.
-Jestem na to przygotowana.
-Nie wątpię. -mruknął. -Sęk w tym,
że na początku wszyscy tak mówią. Mam nadzieję, że twoje słowa
znajdą potwierdzenie w czynach.
-Mogę to panu obiecać. -rzekła z
zaciętą miną.
-Nic mi nie musisz obiecywać.
Wystarczy, że obiecasz to sobie.
Kilka godzin później wylądowali na
Pense. Octavia była w tej krainie tylko dwa razy i nigdy nie
widziała Akademii Królewskiej. Widok był naprawdę imponujący –
była to marmurowa budowla, licząca trzy piętra. Parter ozdabiały
wymyślne ornamenty i wysokie, grube filary, na których wyryte były
jakieś napisy. Sam akademik również robił wrażenie. Z wyglądu
przypominał renesansowy zamek, choć był nieco mniejszy. Plac
pomiędzy Akademią i akademikiem ozdobiony był klombami rozmaitych
kwiatów i małą fontanną w kształcie muszli.
-To jest twój klucz. -powiedział
Arcany, wręczając swojej uczennicy mały, srebrny kluczyk. -Pokój
217. Idź i rozpakuj się, a potem spotkamy się w holu. -dziewczyna
tylko skinęła głową i weszła do środka. We wnętrzu budynku
panował błogosławiony chłód. Wspięła się po kamiennych
schodach na pierwsze piętro i rozejrzała się. Najwyraźniej
największym numerem, jaki się tu znajdował, był numer 150. Weszła
na kolejne piętro i została bardzo „mile” przywitana. Tuż za
rogiem wpadł na nią jakiś wielki facet.
-Uważaj, jak chodzisz!
-Przepraszam. -mruknęła, podnosząc z
ziemi swoją torbę.
-Jesteś tu nowa? - zapytał blondyn.
-Tak. -odparła. Sam jego lekceważący
ton sprawiał, że zaczynała go nie lubić.
-Jak się nazywasz?
-Octavia Conely. -zaraz zauważyła
zmianę w twarzy mężczyzny. -A pan to kto? - starała się, by jej
głos brzmiał pewnie.
-Mistrz Alan Feyrevy. -odpowiedział,
prostując się z godnością. -Conely... -powtórzył i parsknął
śmiechem. -Vaill cię przyjął, co? Jesteś pewna, że zasłużyłaś?
-postanowiła już jawnie okazywać mu niechęć.
-Skoro zostałam przyjęta, to chyba
tak. I albo mi się wydaje, albo podważa pan autorytet mistrza
Vailla.
-Uważaj, do kogo mówisz. -syknął
Feyrevy. -Być może inni będą cię rozpieszczać z powodu nazwiska,
Conely, ale nie licz, że będę jednym z nich. Miłego dnia.
-sarknął. Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wyminął ją i
szybkim krokiem zszedł po schodach. Obejrzała się za nim, chcąc
zadać jakiekolwiek pytanie, które choć w małej części
pozwoliłoby jej się dowiedzieć, o co chodzi. Dlaczego miałaby być
inaczej traktowana z powodu nazwiska? Dlaczego facet, który nawet
jej nie zna, od początku wchodzi z nią na wojenną ścieżkę? W o
wiele gorszym humorze powlekła się do drzwi z numerem 217.
Jak Cię znam to od nienawiści do miłości jeden krok ;) Na wspomnianego przez Julię partnera w postaci mistrza typowałabym Alana :D
OdpowiedzUsuńZnasz już dobrze mój styl pisania, dlatego powinnaś też przewidzieć, że zanim jakiś konkretny romans się wywiążę, do bólu skomplikuję życie wszystkim bohaterom ;)
UsuńA Alan już na wstępie wprowadza komplikacje :)
UsuńAlan się dopiero pojawił, więc wcześniej nie mogłam go typować, ale pozostaje przy tamtym typie na razie. Muszę ufać, że pierwsze wrażenie będzie trafne. ;) Poza tym, może pojawi się trójkąt. :D A odpowiedź, kto, dopiero na samym końcu. :)
UsuńPoison, nie podoba mi się, jak zapisujesz dialogi. Przede wszystkim spacja przed pauzą koniecznie musi być. Gdy po wypowiedzi bohatera następują takie słowa jak: powiedziała, rzekła, odparła, wymruczał, sarknął, czyli bezpośrednio odnoszące się do wypowiedzi, to po wypowiedzi (przed pauzą) nie stawiamy kropki, np.
- Mogłabyś zrobić mi kanapkę - powiedziała Monika.
Nie:
- Mogłabyś zrobić mi kanapkę. - powiedziała Monika.
Kropkę stawiamy, gdy następujące po wypowiedzi zdanie nie odnosi się do niej bezpośrednio:
- Mogłabyś mi zrobić kanapkę. - Monika spojrzała na mamę, po czym zrobiła słodkie oczy, którym kobieta nie potrafiła odmówić.
Cenna uwaga, dzięki. Będę na to zwracać uwagę, ale ze względu na przyzwyczajenie pewnie trochę czasu to zajmie.
UsuńCo do romansu - miałam jedną koncepcję, po czym postanowiłam ją zmienić, następnie zmieniłam jeszcze raz i tak w kółko, więc trudno jest zgadnąć ;) W każdym razie miło, że próbujesz trafiać
Tez mi sie wydaje ze pomiedzy nimi wyniknie jakis romans :-))
OdpowiedzUsuńWitam nową Czytelniczkę na blogowym pokładzie :)
UsuńStaram się nie spoilerować, dlatego też nie powiem na ten temat ani słowa. Czas pokaże ;)
Witam serdecznie :)
UsuńRozdział fajny! Nie wiem dlaczego, ale ja też myślę, że będą mieli romans. Lecę czytać rozdział 5.
OdpowiedzUsuń