niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 2


2. Myślę, że moje 2 godziny pracy nad tym rozdziałem się opłaciły. Mam nadzieję, że spodobają Wam się zadania i nowe stworzenia, które są, oczywiście, wytworem mojej chorej wyobraźni ;) Miłej lektury!


Gdy tylko otwarła oczy, plac, trybuny i nawet zachód słońca wydały jej się mniej przyjazne. Wszyscy patrzyli w ich stronę, ale tym razem nie wszyscy się uśmiechali. Octavia bardzo chciała wyłapać wzrokiem matkę, ale szansa na to była znikoma biorąc pod uwagę wysokość trybun i ilość publiczności. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to plamy krwi na piasku, nadpalone ornamenty na ścianach i coś czarnego, wielkości ludzkiej dłoni, co w rzeczywistości było wielką łuską. W jednej chwili odpłynęła z niej odwaga, a pojawił się strach. Może jednak powinna zrezygnować? I przy okazji zrobić z siebie pośmiewisko? Nie. Tego by nie zniosła.
Zabrzmiał róg i zobaczyła idącego ku nim mistrza Vailla, który wyjaśniał im wcześniej, na czym polega Wielka Selekcja. Był to wysoki, postawny mężczyzna o krótkich, słomianych włosach i surowej twarzy z lekkim zarostem. Stanął przed szóstką bladych ze strachu kandydatów, wśród których, swoją drogą, Octavia była jedyną dziewczyną.
-Ostrzegam – zaczął poważnym tonem – zadania, z którymi przyjdzie wam się zmierzyć, są bardzo niebezpieczne. Nikt wam nie zagwarantuje, że wyjdziecie z tego cało. Jeśli chcecie zrezygnować, to jest ostatni moment, by to uczynić. -Vaill zamilkł i prześliznął się wzrokiem po ich twarzach. Każdy się bał, nie dało się tego ukryć, ale twarz dziewczyny przykuła jego uwagę. Była bardzo młoda, a zdawała się mieć w sobie najwięcej determinacji. Właśnie dlatego nie polecił jej wycofania się. -Wasze pierwsze zadanie polega na sprawdzeniu waszej siły, szybkości i wytrzymałości na strach oraz prawdopodobny ból. Podzielę was dwójkami, każda para dostanie tę samą broń. Możecie używać tylko i wyłącznie jej. Dostaniecie też czerwone szarfy. Jeśli nie będziecie dawać rady lub znajdziecie się w śmiertelnym zagrożeniu, macie je natychmiast zerwać. Mistrzowie przybędą wam z pomocą, ale jest to równoznaczne z zakończeniem prób Selekcji, rozumiecie?
-Tak jest. -odparli chórem. Vaill pozakładał im czerwone szarfy, a następnie każdemu wręczył bardzo długi i ciężki miecz. Na koniec uśmiechnął się złowieszczo i wskazał na olbrzymie wrota po drugiej stronie stadionu.
-A oto wasze pierwsze zadanie. -pobiegł prosto do loży, znów zabrzmiał dźwięk rogu i wrota otworzyły się z potężnym skrzypnięciem. Octavia wstrzymała oddech. Kolana ugięły się pod nią, a ręce zaczęły drżeć. Na stadion wkraczały trzy olbrzymie enigmory, jedne z najstraszniejszych stworzeń w całej galaktyce. Porośnięte czarną łuską, długie jak węże, olbrzymie gady z kłami ostrymi jak brzytwa, kroczyły na swoich krótkich łapskach zakończonych długimi, ostrymi pazurami. Ich żółte ślepia błyszczały złowieszczo, a z kłów ściekała krew.
Octavia była tak przerażona, że nie zauważyła nawet, jak blisko owe potwory się znajdują.
-Uważaj! - dopiero krzyk towarzysza przywrócił ją do rzeczywistości. Chwyciła za miecz i uniosła go. Enigmor zaryczał wściekle i skierował ku niej swój wstrętny łeb. Wzięła zamach, by chlasnąć bestię mieczem, ale nie zdążyła. Tylko ucieczka mogła ją uratować przed potężnym kłem pełnym jadu. Niełatwo biegać z ciężkim mieczem u boku, a tym bardziej nie pomaga świadomość, że pędzi za tobą straszliwy potwór. Usłyszała za sobą wściekły ryk. Jej towarzysz był w tarapatach. Enigmor natarł na niego, gdy ten dźgnął go nożem w łapę. Tym razem to ona postanowiła mu pomóc – uniosła miecz tak wysoko, jak potrafiła i pchnęła prosto w brzuch potwora. Ostrze przebiło twardą skórę, a z rany trysnęła niemal czarna krew. Enigmor raz jeszcze zawył i ponownie zwrócił się w stronę przerażonej Octavii. W mgnieniu oka znalazła się między łapami, a ciosy monstrualnych kłów trzy razy chybiły ledwie o cal. Widziała, jak chłopak z jej pary stara się jej pomóc, ale udało mu się tylko ułamać enigmorowi kieł. Palący jad wytrysnął z psyka monstrum, a Octavia, zyskując chwilę wydostała się spod jego łap. To był błąd. Enigmor wziął wielki rozmach i chlasnął ją kolczastym ogonem. Na jej ręce pojawiło się wielkie, krwawe rozdarcie ciągnące się od obojczyka po samą dłoń. Wrzasnęła z bólu, a przez trybuny przebiegł szmer głębokich wdechów. Wciąż czuła okropny ból, ale musiała walczyć. Tym bardziej, że jej pomocnik właśnie zerwał szarfę. Już mknęło ku niemu trzech mistrzów. Po chwili był bezpieczny, a ona została sam na sam z potworem. Trudno jej było utrzymać miecz, ale starała się przynajmniej blokować nim zębiska enigmora. Kilka razy uratowało jej to życie. Była już wykończona. Nie miała siły walczyć ani uciekać, krwawiąca ręka pulsowała ostrym bólem, sięgała już do szafy gdy nagle pojawiła się nadzieja... Enigmor stanął na dwóch łapach, dziewczyna uniosła miecz najwyżej, jak potrafiła i... łeb potwora spadł prosto na ostrze. Z jego gardła wydobył się ostatni jęk, a potem padł martwy na ziemię. Dziewczyna padła na kolana, tuż obok jego cielska. Drżącymi dłońmi odgarnęła z twarzy posklejane krwią i potem włosy. Jej policzki pokrywał brud, na rękach miała atramentową krew bestii.
Już biegło ku niej dwóch mistrzów, w tym Vaill.
-Żyjesz? -spytał. Odpowiedziało mu skinięcie głowy. Wciąż była w zbyt wielkim szoku, by mówić.
-Trzeba jej opatrzyć tę ranę. -stwierdził drugi mistrz. Rozpoznała ten głos. To właśnie on rozmawiał z nią przed pierwszym zadaniem. Chciała mu się przyjrzeć, ale nie miała szansy, bo od razu została postawiona do pionu, a poza tym kręciło jej się w głowie. Wprowadzili ją do małego, ciemnego pomieszczenia zaraz przy trybunach, gdzie dwie kobiety błyskawicznie opatrzyły jej ranę.
-No – powiedział Vaill z nutką uznania w głosie – nie sądziłem, że dasz radę. Tylko troje nie zrezygnowało.
-Jeśli znów będę musiała walczyć z czymś takim, chyba też się poddam. -rzekła, wypijając kolejną szklankę wody. Mistrz wciąż jej się przyglądał.
-Nie będzie już walk. Przynajmniej nie takich.
-Kolejne zadania są trudniejsze?
-Nie mogę ci nic powiedzieć. -uśmiechnął się tajemniczo, co odczytała jako złą wróżbę.
Gdy ponownie wyprowadzono ją na stadion, nie było już enigmorów ani mieczy. Były za to trzy małe stoliki, za którymi stały meglany – mędrcy z krainy Griphe. Były to wysokie stworzenia o ludzkiej posturze i długich włosach we wszystkich odcieniach niebieskiego. Ich szarą skórę pokrywał srebrzysty pył, a wielkie, niemal białe oczy przyglądały się uprzejmie kandydatom. Gdy cała trójka wytrwałych zbliżyła się do meglanów, te skłoniły lekko głowę. Octavia lubiła meglany. Były spokojne i bardzo mądre, często tajemnicze i skryte. Dlatego też spodziewała się, na czym będzie polegało ich kolejne zadanie.
-Tym razem – powiedział znów mistrz Vaill – sprawdzona zostanie bystrość waszych umysłów. Mędrcy z krainy Giphe przygotowali dla was zagadki. Zaczynajcie.
-Pani pierwsza. -powiedział jeden z meglanów, znów ukłoniwszy się z gracją. Octavia odkłoniła się i wsunęła zabandażowaną dłoń do głębokiego dzbana. Wyczuła pod palcami szklaną kuleczkę i wyciągnęła ją. Meglan nakazał jej ją podać i uśmiechnął się.
-Twoja zagadka sprawia problem wszystkim zamkniętym umysłom. Mogę mówić?
-Oczywiście.
-Nad rwącą rzeką, płynącą daleko, dwóch przyjaciół stało.
Łódź jedną mieli i jeden tylko mógł nią przepłynąć, by się to udało.
Lecz jednak fakt ten przyjaciół nie trapi, przepłynęli śmiało.
Powiedz mi, dziewczyno, jak się to udało?
Octavia zastanawiała się. Przecież to nie może nie mieć rozwiązania. Nie może. W przeciwnym razie ta zagadka nie miałaby sensu... Przypomniała sobie, co powiedział jej meglan na samym początku – ta zagadka sprawia problem wszystkim zamkniętym umysłom. Zaczęła szukać najbardziej banalnego rozwiązania, ale wszystko, co przychodziło jej do głowy, miało jakąś wadę. Milczała już dłuższą chwilę, raz nawet spojrzała na meglana w oczekiwaniu pomocy, ale ten tylko uśmiechnął się. Myślała, szukając rozwiązania, aż wreszcie wpadła na coś tak prostego, że wręcz wydawało się głupie.
-Już wiesz? -spytał meglan, widząc zmianę w jej twarzy.
-Ja... tak mi się wydaje. To znaczy... być może... -wzięła oddech i ze świstem wypuściła powietrze. -Przyjaciele stali na dwóch różnych brzegach. -wypaliła. Meglan uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jej policzki zrobiły się rumiane ze wstydu. Była pewna, że palnęła największym głupstwem, ale on szybo wyprowadził ją z błędu.
-Te najprostsze rozwiązania często przychodzą nam najtrudniej, prawda? Zgadza się. Jesteś wolna. -nim zdążyła jakkolwiek wyrazić swoje zdumienie, Vaill odprowadził ją do małego pomieszczenia. Posadził ją na drewnianej ławce i oparł się o ścianę, milcząc.
-Mistrzu Vaill? -zaczęła nieśmiało.
-Tak?
-Czy ktoś... czy któryś z uczestników dziś zginął?
-Nie. -odparł. -Boisz się?
-Raczej jestem ciekawa, co jeszcze może nas czekać.
-Na pewno same ciekawe zadania. -parsknął śmiechem.
-Mistrzu, czy możesz mi powiedzieć, kto razem z tobą odprowadzał mnie tu po walce z enigmorem?
-Dlaczego chcesz to wiedzieć? - obrzucił ją podejrzliwym spojrzeniem. Nie była pewna, czy chce mówić mu o dziwnym zachowaniu mistrza. Może tylko jej się zdawało, że zachowywał się dość... tajemniczo?
-Ja... właściwie nie chcę. Nie wiem, dlaczego zapytałam. -skłamała.
-Nie wiesz? -powtórzył sceptycznym tonem mistrz. -Wydaje mi się, że próbujesz oszukać mistrza Gwardii Królewskiej.
-Nie okłamać! - oburzyła się. -Po prostu... zmieniłam zdanie. Nie muszę wiedzieć.
-Zawsze jesteś taka wyszczekana?
-Często. -uśmiechnęła się łobuzersko. -Przepraszam, mistrzu Vaill. Powinnam przy panu powściągnąć język.
-I do tego potrafisz okazać skruchę. Bardzo dobrze. -zacmokał z uznaniem. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się, czując się docenioną. Czekała na kolejne zadanie. Nie trwało to długo. Wyglądało na to, że jeden z chłopców poległ przy zagadce, bo gdy wychodziła na stadion, towarzyszył jej już tylko jeden z nich. Gdy drzwi się otwarły, poczuła uścisk na ramieniu.
-Postaraj się dotrzeć do końca, Octavio, a przyjmę cię na nauki. -szepnął mistrz Vaill. Dopiero gdy zamknięto za nią drzwi, zdała sobie sprawę, że ani razu nie powiedziała mu, jak ma na imię. Obejrzała się przez ramię, ale drzwi były już zamknięte. Coś jest nie tak. Czuła to.
Teraz na stadionie panowałaby już całkowita ciemność, gdyby nie trzy księżyce Coidy. Największy z nich pięknie oświetlał środek placu, choć to, co się na tym placu znajdowało, wcale już piękne nie było.
Od razu usłyszała szepty. Szepty, które wywoływały gęsią skórkę u każdego mieszkańca Perłowej Galaktyki. Szepty reverian.
Przed dwójką kandydatów stanął nieznany im dotąd mistrz.
-Waszym zadaniem jest oprzeć się hipnozie reverian.
-Co? -wypalił chłopak stojący obok Octavii. -Mistrzu, to przecież niemożliwe! Nikt, żaden śmiertelnik nie jest w stanie tego dokonać!
-Tak ci się tylko wydaje. -odpowiedział cierpko mężczyzna i popchnął chłopca ku środkowi. Octavia nieśmiało ruszyła naprzód. Nim zdążyła dotrzeć do samego środka placu przyfrunęły do niej dwa piękne demony i od razu zmusiły do uklęknięcia. Reveriany były cielesnymi postaciami odzianymi w jasne szaty. Unosiły się kilka centymetrów nad ziemią, ich twarze skrywały kaptury i długie, srebrne włosy. Wysunęły spod szat długie, szare palce i zaczęły swą hipnozę. Jeden z demonów nucił piękną pieśń, drugi szeptał łagodnie.
-Oddaj nam siebie.
-Nie mogę. -odpowiedziała słabym głosem.
-Możesz wszystko. Bądź wolna. Nie musisz nic udowadniać mistrzom. Czy nie jest ci dobrze? - słodki głos brzmiał tak kusząco... Przymknęła oczy i pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku.
-Biedne dziecko... -szepnął demon. -Jesteś tak wykończona. Dlaczego każą ci się opierać? Oddaj się temu, co przynosi ci spokój. -dziewczyna sennie pokiwała głową. Gdy szara ręka dotknęła jej policzka, poczuła przyjemny chłód. -Oddajesz się nam? Oddajesz nam swój umysł? -znów chciała skinąć głową, ale wtem przypomniała sobie, gdzie jest i jaki jest tego cel.
-Nie. -szepnęła słabo. -Nie oddaję wam siebie! - dodała głośno. Otwarła oczy, by całkowicie skoncentrować się na swoim zadaniu.
-Słodkie dziewczę... czyż nie kusi cię wieczny spoczynek, wieczna błogość? Zabierzemy cię, gdzie tylko zechcesz, ale... musisz nam się oddać. Musimy posiąść twój umysł. -demon szeptał jej wprost do ucha. To było takie przyjemne... takie rozkoszne. Kątem oka zauważyła, jak chłopak, który razem z nią dotarł aż dotąd, zostaje wyniesiony ze stadionu.
-Nie! - powtórzyła. -Chcę w-wygrać! Muszę d-dostać się do Gwardii! - demony były szczerze zdumione. Rzadko kiedy ktoś opierał im się tak długo. Zaczęły krążyć wokół swej upartej ofiary i nękać ją cudowną pieśnią.
-Oddaj nam swój umysł, słodka dziewczyno. Słodka, piękna dziewczyno. -brzmiała słowa -Należysz już do nas, nie chcesz nas pokonać.
-Zrobię to! -zawołała. Wiedziała już, że się nie podda. Nie mogła. Nie po tym wszystkim, co przeszła! Demony kusiły ją jeszcze długo. Wabiły i mamiły, osłabiały, ale nie dała się. Wreszcie, gdy była już na wpół przytomna, ktoś odpędził reveriany i usłyszała gong. Potężny gong obwieszczający koniec prób. Wtedy zapadła w sen.

6 komentarzy:

  1. Świetnie! Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam dalej i jest fajnie. Nie podobało mi się tylko kuszenie demonów. Dlaczego? Bo z perspektywy obrazu było nudne. Fajniej byłoby, gdyby kuszenie polegało na przykład na przedstawianiu czegoś, co się pragnie i żebyś to opisała, zamiast ciągle powtarzać oddaj się nam, nie mówiąc już o posiadaniu umysłu... Ten fragment zabrzmiał dwuznacznie. Wdarła się literówka: zamiast szarfy raz padła szafa. Otworzyła oczy na początku brzmiałoby lepiej. Otwarła jest poprawne, ale rzadziej stosowane i przez to jakoś mi nie pasuje. :)
    Za całość piąteczka! :) Ciekawie piszesz, oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na samym początku muszę powiedzieć, że nie ostrzeżono mnie wcześniej, iż ocenia mnie absolwentka filologii, ale teraz już wiem i czuję się naprawdę wyróżniona ;) Przeczytałam te swoje wypociny i stwierdzam że - no tak, mogłam to napisać ciekawiej.
      Tak na przyszłość - jakbym miała za coś dostać literacką burę, to proszę bardzo. Nie pogniewam się, a będzie to pomocne ;)
      I dzięki za łaskawe oko;)

      Usuń
    2. Ej, jak czytam coś w necie, to głównie dla przyjemności. Co innego betowanie, ale w to się już nie bawię. Izzy za dużo Ci mówi, powinna dostać ochrzan. A z tą filologią to już dawno, nie byłam wzorową studentką i nie pracuję w zawodzie, więc... ;) Niemniej jednak, jak coś tam mi bardzo zazgrzyta, to oczywiście kulturalnie napiszę. :)

      Usuń
    3. Przyda się i kilka wykazanych błędów, łatwiej mi pracować, kiedy wiem, co mam poprawić. No i jeśli uda mi się sprawić, że będziesz czytała z przyjemnością, to będę bardzo zadowolona ;)

      Usuń
  3. Czytałam twoje wcześniejsze opowiadanie. Miała wtedy inny nick. Widać, że się rozwijasz. Piszesz coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń