Jest i pierwszy rozdział. Tutaj poznacie kilka pierwszych terminów i nazw. Wiem, że są rzeczy, których mogliście nie zrozumieć, dlatego od razu mówię – wszystko będę wyjaśniać w kolejnych rozdziałach. Mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawiłam i mogę liczyć na kilku Czytelników ;)
P.S. Będę wdzięczna za opinie, jako że to mój pierwszy przejaw autorskiej twórczości.
W malowniczej krainie Coidzie zaroiło
się od mężnych chłopców i młodych dziewcząt, które usilnie
poszukiwały wybranka serca. Przybywali zewsząd, z każdej ze stron
Perquein, zwanej również Perłową Galaktyką. Krążyły nawet
pogłoski, że wraz z królem i królową ma przybyć sam anioł
Millius, a zobaczyć go na własne oczy było wielkim zaszczytem,
którego bardzo rzadko można było dostąpić.
Dzień dopiero rozkwitał, a przed
małą, kamienną chatką siedziała już od dobrych dwóch godzin
młoda dziewczyna o długich, karmelowych włosach i bystrych oczach
w kolorze bursztynu. Kreśliła na ziemi bezsensowne znaczki w
oczekiwaniu na początek Wielkiej Selekcji. Nie umiała cierpliwie
czekać, dlatego zerwała się z łóżka zaraz o świcie i ciężko
wzdychała, patrząc na powolnie przesuwające się chmury. Kochała
Coidę, ale ten wieczny spokój zwyczajnie ją nudził.
-Octavio, śniadanie! - dobiegł ją z
wewnątrz chatki pogodny głos mamy.
-Zaraz przyjdę. -mruknęła bez
entuzjazmu i znów westchnęła głęboko.
-Doczekasz się. -poczuła dłoń matki
na ramieniu. -Cierpliwości, czas nie stoi w miejscu. No i sądzę,
że Millius nie będzie przed tobą uciekał. -uśmiechnęła się
radośnie.
-Millius? - powtórzyła zdziwiona
dziewczyna. -Dlaczego wspominasz o Milliusie?
-A nie na niego czekasz?
-Czekam na Selekcję, przecież wiesz!
-Och, daj spokój. Też kiedyś miałam
szesnaście lat i wiem, jak to jest, gdy się czeka na przybycie
istoty nadludzko pięknej. -Chantall puściła córce oko, a ta
poczerwieniała.
-Mamo! Dobrze wiesz, że nie interesuje
mnie uroda jakiegoś anioła! Chcę tylko w końcu dostać się pod
opiekę jakiegoś mistrza i zacząć nauki. -tu Chantall przestała
się uśmiechać. Stała się bardzo poważna. Postanowiła, że raz
jeszcze porozmawia z Octavią, zanim ta wcieli swoje plany w życie.
-Zdajesz sobie sprawę, jaką funkcję
pełni Gwardia Królewska?
-Tak, mamo. I bardzo chcę się do niej
dostać mimo walk, wojen i piekielnie trudnych misji. - mimo swego
zdecydowania w głębi duszy czuła się jednak winna. Wiedziała, że
przydzielenie jej mistrza oznaczało opuszczenie Coidy i szkolenie w
krainie Pense, a to z kolei sprawiłoby, że jej matka zostanie sama.
Zdawała sobie też sprawę z jej obaw – w końcu Artax zginął
właśnie podczas misji, a jej ojciec został wtedy porwany...
-Jak chcesz. -stwierdziła sucho
Chantall, choć miała jeszcze mnóstwo argumentów, by odwieść
Octavię od pomysłu wstąpienia do Gwardii.
-Wiem, że ci się to nie podoba.
-wypaliła dziewczyna.
-Nigdy tego nie ukrywałam.
-Mamo... to jest właśnie to, o czym
zawsze marzyłam. Własny mistrz, szkolenie, nowe umiejętności,
przygody... Zgodziłaś się, żeby Artax zaciągnął się do
Gwardii, więc...
-Dobrze wiesz, że dla Artaxa
wstąpienie do Gwardii skończyło się tragicznie. -te słowa wciąż
ciężko przechodziły jej przez gardło.
-Mam ci obiecać, że nie zginę?
-Nie możesz mi tego obiecać. Nikt nie
może. Jeśli jednak marzysz właśnie o tym, żeby własną piersią
zasłaniać królową przed smokami, to proszę, życzę powodzenia w
zadaniach Wielkiej Selekcji. -Chantall obróciła się i z powrotem
weszła do domu. Octavia powlekła się za nią. Wiedziała, że nie
przekona matki. Prawdę mówiąc nie miała prawa oczekiwać od niej,
że po tym, jak straciła syna i męża właśnie w służbie Gwardii
Królewskiej, będzie w stanie jeszcze zaufać w szczęście.
-Będziesz wściekła, jeśli przejdę
wszystkie zadania, prawda? - spytała siadając przy stole.
-Nie. Będę się po prostu bardzo
martwiła.
-To wcale nie poprawiło mi humoru.
-Wiem. Nie miało. Jedz, musisz mieć
dużo siły. -dziewczyna niechętnie zabrała się za śniadanie.
Dziś nawet ono ciągnęło się w nieskończoność. Po śniadaniu
przyszło długie i nudne przedpołudnie, po nim letni skwar południa
i wreszcie wieczór. Serce zabiło jej mocniej, gdy nad Coidą
zrobiło się ciemniej, a wokół rozbrzmiewał coraz śmielszy i
głośniejszy gwar rozmów. Wszyscy zmierzali ku placowi głównemu,
który otaczały olbrzymie trybuny, mające pomieścić kilkanaście
tysięcy widzów. Wewnątrz pierścienia trybun wznosiła się wieża,
w której miała zasiąść królewska para, Millius oraz mistrzowie
Gwardii.
Octavia założyła skórzane
rękawiczki, wygodne szaty i wysokie buty ze smoczej skóry, a potem
wraz z matką ruszyła prosto na plac. Przez całą drogę
praktycznie się do siebie nie odzywały i dopiero przed wejściem na
trybuny matka złapała Octavię za ramiona.
-Uważaj na siebie, kochanie.
-pocałowała córkę w czoło.
-Będę. Przyrzekam. -powiedziała
zdecydowanie i ruszyła w przeciwnym kierunku, prosto na okrągły
plac, nad którym wznosił się ogrom publiczności. Gdy wyszła z
cienie ogromnych, żelaznych wrót, powitał ją ryk tłumu.
Najwyraźniej przybyła jako ostatnia z trzydziestu sześciu
kandydatów. Nie będzie łatwo zostać zwycięzcą – pomyślała.
Jeśli się nie myliła, była najmłodszą osobą, która
zdecydowała się podjąć próby. Zerknęła w stronę wieży
królewskiej i na chwilę przystanęła – blask bijący od osoby
Milliusa wręcz zniewalał. Nie ona jedna wpatrywała się w anioła,
czemu nikt się specjalnie nie dziwił, biorąc pod uwagę jego
nadludzkie piękno i olbrzymią moc, którą emanowała cała jego
postać. Gdy spojrzał w jej kierunku swoimi intensywnie błękitnymi
tęczówkami, a w jego długie, białe włosy wkradł się podmuch
wiatru, przeszyło ją bardzo przyjemne ciepło. Mogłaby się tak w
niego wpatrywać godzinami, gdyby nie dźwięk rogu, który przywołał
wszystkich do porządku. Dopiero gdy zamrugała kilka razy dostrzegła
także królową Sagessę i króla Braviusa. Władca wstał i
magicznie zwielokrotnionym głosem zaczął przemawiać do
zgromadzonych.
-W imieniu mojej żony, królowej
Sagesse, władcy krainy Pasmort, anioła Milliusa, wszystkich
mistrzów Gwardii Królewskiej i swoim własnym, pragnę powitać
wszystkich na ceremonii kolejnej Wielkiej Selekcji! - cały plac
wybuchł oklaskami. -Dziś, jak co trzy lata, sześciu mistrzów
wybierze sobie nowych uczniów, którzy według nich będą godnie
reprezentować imię królewskiej rodziny w całej galaktyce! - przez
plac przetoczyła się kolejna fala oklasków. -Młodzi wojownicy! -
zawołał król, zwracając się bezpośrednio do kandydatów.
-Postawimy przed wami ważne i trudne misje, aby się przekonać, kto
z was zdoła udźwignąć brzemię przynależności do Gwardii
Królewskiej. Musicie zdawać sobie sprawę, na co się porywacie.
Krainy Zjednoczone od lat toczą wojnę z krainą Noisang, a wy, jako
oddział elitarny, będziecie musieli zmierzyć się z ciemną mocą
w jej najgroźniejszym wymiarze. Gdy podejmiecie nauki, nie będzie
odwrotu. -mówił z wielką powagą, by wszystko dotarło do młodych
jeszcze głów. -Jeśli jesteście gotowi, zaczynajmy! - klasnął w
dłonie, z których natychmiast trysnęły różnobarwne iskry. Cały
stadion na nowo zatrząsł się od wiwatów.
Król Bravius zajął swoje miejsce, a
na plac wkroczyło sześciu postawnych mężczyzn w czarnych szatach
z mieczami za pasem. Kandydaci szybko ustawili się w szeregu, a
jeden z mistrzów zaczął mówić.
-Każdego z was czekają trzy próby i
dopiero przejście ich trzech gwarantuje wam, że któryś z mistrzów
Gwardii będzie rozważał przyjęcie was na nauki. Każda próba
sprawdzi was z innej strony. Ze swojej strony zalecam porzucić
brawurę i skoncentrować się na trzeźwym myśleniu. -rzekł
spokojnie. - Pierwsza szóstka -krok do przodu. -polecił i sześć
osób, bladych ze stresu, wystąpiło o krok. Octavia na chwilę
odetchnęła z ulgą – stała jako siódma w rzędzie. -Reszcie
zawiążemy oczy i wyprowadzimy za wrota, abyście nie wiedzieli, co
was czeka. -wszyscy skinęli głowami. Każdy z mistrzów zawiązał
reszcie oczy, po czym zostali wyprowadzeni poza plac.
-Siadaj. -ktoś lekko popchnął
Octavię na kamienną ławkę stojącą tuż obok zamkniętych wrót.
Przez chwilę miała ochotę powiedzieć, że wcale nie chce siadać,
a potem przypomniała sobie, że ma do czynienia z samym mistrzem
gwardii. -Ile masz lat? - spytał ten sam głos.
-Szesnaście. -odpowiedziała.
-I nie uważasz, że jesteś na to za
młoda? Na twoim miejscu poczekałbym z tym jeszcze trzy lata.
-Nie chcę czekać. -wypaliła. -Czuję
się gotowa.
-Czujesz się gotowa... -gdyby widziała
kpiarski uśmieszek na twarzy mistrza, z całą pewnością by się
zezłościła. W sumie denerwował ją już sam brak wiary w jej
umiejętności. -Słyszałaś, co powiedział mistrz Vaill?
„Porzućcie brawurę”.
-Słyszałam. Nie zamierzam polegać na
brawurze.
-Więc skąd ta buta?
-To nie buta. To jedynie chęć
podjęcia próby.
-Naprawdę sądzisz, że ci się
powiedzie, czy robisz to po to, aby się sprawdzić? - spytał, tym
razem naprawdę zaciekawiony. Spotykał już wielu młodych, którzy
chcieli wziąć udział w Wielkiej Selekcji tylko po to, by
sprawdzić, na ile ich stać i uważał to za skrajną głupotę.
-Wiem, na ile mnie stać i wiem też,
że istnieją lepsi ode mnie, ale nigdy nie będę mogła służyć w
Gwardii, jeśli nie zwyciężę. Dlatego tu jestem.
-To dobrze. -stwierdził. -Sądzę
jednak, że ktoś wpoił ci to myślenie. Nie mylę się? Ktoś z
twojej rodziny jest w Gwardii?
-Był. -odpowiedziała krótko. Zawsze
w tym momencie spuszczała na chwilę głowę, ale tym razem nie
musiała patrzeć rozmówcy w oczy.
-Zginął?
-Brat tak. O ojcu nie mam pojęcia. Nie
pamiętam go. Został porwany, gdy...
-Octavia. -szepnął mistrz tak, że
nie mogła tego dosłyszeć i odsunął się na kilka kroków.
-Słucham?
-Przygotuj się dobrze do prób.
-powiedział szorstko i oddalił się. Octavia poczuła się bardzo
niepewnie. Dochodzące z wewnątrz odgłosy i krzyki tłumu nie
dodawały jej otuchy. Bardzo chciała ściągnąć z oczu opaskę i
dowiedzieć się, z kim rozmawiała i dlaczego jej rozmówca tak
nagle odszedł. Zdawało jej się, że myślała nad tym zaledwie
chwilę, gdy usłyszała ciężkie skrzypienie wrót i głos jednego
z mistrzów.
-Wprowadzić kolejną szóstkę! -
serce podskoczyło jej do gardła, gdy ktoś złapał ją za rękę i
zaczął prowadzić w stronę placu. Gardło miała tak ściśnięte,
że nie mogła nic powiedzieć. Ogłuszył ją ryk tłumu, poczuła,
jak ktoś ustawia ją ciasno obok innego ramienia i... znów
usłyszała głos tajemniczego rozmówcy.
-Nie daj się zabić. Powodzenia. -znów
nie zdążyła nic odpowiedzieć, a chwilę potem z jej oczu
ściągnięto opaskę.
No i znowu się spotykamy ;). Jestem naprawdę zaciekawiona tą historią i z pewnością będę tu zaglądać częściej :). Zauważyłam też pewne podobieństwo Milliusa do Lucjusza ;P (te długie, śnieżnobiałe włosy...). Pozdrawiam i czekam na 2 rozdział :*. Lilya
OdpowiedzUsuńMiło mi niezmiernie, że się spotykamy ponownie. Postaram się pisać tak, żebyś zaglądała tu z przyjemnością ;)
UsuńPowiem szczerze, że nie tego się spodziewałam, kiedy mówiłaś mi, że Wenecja Cię natchnęła ;) Ale przecież tego powinnam się właśnie spodziewać. Fantastyka to cały Twój świat! :)
OdpowiedzUsuńCoś mi się zdaje, że wiem kim jest mistrz, z którym rozmawiała Octavia ;) Ale mogę się grubo mylić :) Czekam na więcej!
PS. No i oczywiście oficjalnie witam na blogspocie ;)
Wenecja mnie natchnęła do obyczajówki, która też powstanie, jak skończę nieskończone jeszcze blogi. A że fantastykę kocham, to już wiesz ;)
UsuńPlease, podziel się przypuszczeniami, bo aż jestem ciekawa! :D
I dziękuję za słówko oficjalnego powitania, miło ;)
A jak zgadnę to co? Mam wyjawić tę tajemnicę? Nieee... Kiedy Ty wszystko wyjaśnisz to ja powiem co ja sobie wymyśliłam ;)
UsuńI oczywiście już nadajesz mordercze tempo! Lecę czytać rozdz. 2 - mam nadzieję, że mi nikt nie przerwie ;)
Przez Ciebie i Izzy, znów zapragnęłam pisać blogowo na bieżąco, chociaż wiem, że zupełnie się do tego nie nadaje! :) Izzy wysłała mi linka. Wczoraj czytałam fragment, dziś dokończyłam i podoba mi się! :)
OdpowiedzUsuńWitam z ukłonem w moich skromnych blogowych progach ;)
UsuńPo pierwsze - skoro się czegoś chce, to należy to robić. Podejrzewam, że nikt Cię nie ugryzie, nawet jeśli się nie nadajesz (a przecież chyba nie do końca tak jest ;) )
Po drugie - Izzy zdała raport, że podesłała linka i powiem, że zanim tu zajrzałam, nabawiłam się lekkiego stresiku ;)
Cieszę się, że się podobało :)
Mam problem z systematycznością, przez co zupełnie niezamierzenie zostawiam z trudem zebranych czytelników z niczym, a potem mam wielkie wyrzuty sumienia... Teraz mam wizję i nie zawaham się jej użyć, choć muszę się jeszcze powściągnąć, by nie spalić zapału. U Ciebie nie widzę tego problemu, więc zapewne niedługo będzie tu tłum czytelników. Tego życzę! :) Pozdrawiam, Julia.
UsuńKochana, najwierniejsi zawsze zostaną :) A jakbym powiedziała "do trzech razy sztuka" - jeśli chodzi o blogi literackie :)
UsuńMuszę przyznać, że to opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie.Chciałabym umieć pisać tak ja ty. Naprawdę masz talent.
OdpowiedzUsuń