piątek, 13 lipca 2012

Rozdział 7


7. Przepraszam za długą przerwę. W nagrodę naskrobałam dość długi rozdział, w którym sporo się dzieje. Postanowiłam dłużej nie męczyć mdławych opisów lekcji i życia w akademiku. Miłego dnia wszystkim!


Kolejne dni w Akademii sprawiły, że Octavia miała dość wszelkich ćwiczeń fizycznych. Nie sądziła, że Vaill będzie ją oszczędzał,ale nie pomyślała też, że będzie się nad nią pastwił tak, jak to robił teraz. Pięciokilometrowe biegi były codziennością. Rany zadane mieczem uważane były za chleb powszedni. Mordercze wspinaczki, tarzanie w błocie, spotkania z niebezpiecznymi stworzeniami – to wszystko było na porządku dziennym. Ale wszystko straciło znaczenie, gdy po dwóch tygodniach szkoleń przyszedł czas na pierwszy egzamin, który Octavia zdała z bardzo wysoką ilością punktów. Z nieukrywaną radością patrzyła, jak uczeń Alana oblewa dwa zadania, a potem kłóci się ze swoim mistrzem.
W liście do matki wspomniała tylko, że jest ciężko, ale mimo wszystko spełniają się jej marzenia. Tym bardziej, że wkrótce miały się zacząć zajęcia z latania, a tego nie mogła się doczekać.
W międzyczasie zaznajomiła się z uczniem Audara, Felixem. Chłopak okazał się równie sympatyczny, co jego nauczyciel, z tym, że – przynajmniej według Octavii – nie był tak przystojny.
Alan, oczywiście, gnoił ją, kiedy tylko miał okazję i zawsze udawało mu się wylawirować w ten sposób, że wychodziła na winną. O nim nie wspomniała mamie, obawiając się, że mogłaby się martwić.
Właśnie tak minęły pierwsze tygodnie szkolenia. Dziś jednak było inaczej.
O siódmej rano w Akademii zapanował chaos. Mistrzowie biegali jak oparzeni, a w akademiku pojawiło się kilku nieznanych mężczyzn ubranych w długie, fiołkowe szaty. Uczniowie opuszczali pokoje i nasłuchiwali, choć niewiele się z tego harmideru dało zrozumieć.
Octavia właśnie starała się podsłuchać, o czym rozbawia Audar z Felixem, gdy nadbiegł zdyszany Vaill.
- Dziś zajęcia są odwołane – oznajmił – Masz czas dla siebie, ale nie wolno ci opuszczać terenu szkoły, jasne?
- Jasne – odpowiedziała szybko – Co tu się właściwie dzieje?
- Nie czas na pytania! Audar, rusz się! - klepnął drugiego mistrza w ramię i razem popędzili korytarzem. Chwilę potem zniknęli jej z oczu. Octavia spojrzała wyczekująco na Felixa, ale chłopak tylko wzruszył ramionami.
- Mnie też nic nie powiedział. Wiem tylko, że wszyscy mistrzowie mieli natychmiast stawić się w pałacu królewskim. Podobno sam Millius przybył do króla.
- Czyli dzieje się coś złego... - mruknęła Octavia – Sądzisz, że by nam powiedzieli, gdyby krainie groziło jakieś niebezpieczeństwo?
- Nie wiem. Może to rodzaj jakichś ćwiczeń?
- Wątpię. Vaill wyglądał na zdenerwowanego. - Dziewczyna rozejrzała się, jakby oczekując, że ktoś wyjaśni im, dlaczego dzisiejszy dzień tak wygląda.
- Wygląda na to, że wszyscy wyszli z akademika – powiedział po chwili Felix – Chyba możemy przejść się na dziedziniec. - Już mieli ruszyć schodami w dół, gdy usłyszeli zduszony jęk na półpiętrze.
- Dokąd to? - wysyczał głos, który sprawił, że Octavia mocniej zacisnęła pięści. Alan. - Cała straż królewska już opuściła teren akademii.
- Puść mnie, Feyrevey! - wydyszał z trudem mężczyzna, którego Alan przytrzymywał za gardło przy ścianie.
- Najpierw wyjaśnisz mi, po co pchasz się na piętro, skoro nie ma tam już żadnego z mistrzów.
- A może to ty mi powiesz – wychrypiał – dlaczego nie poszedłeś razem ze wszystkimi?
- Odpowiadaj – zażądał Feyrevey i przycisnął go do ściany tak mocno, że mężczyźnie zsiniała twarz – Chcesz dostać się do pokoju mistrzów, tak?
- Jesteś chory! Puszczaj!
- Myślisz, że nie wiem, kim jesteś? Myślisz, że nie wiem, czego szukasz?
- Mylisz się. Król mi ufa!
- Król jest naiwny – prychnął - Powiedz mi, Feleon, czy ty chcesz mieć we mnie wroga? - Głos Alana ociekał jadem.
- Mam go w tobie od zawsze, co?
- Zjeżdżaj stąd. A jeśli zobaczę cię tu jeszcze raz, osobiście dopilnuję, żebyś nie był w stanie wejść tu po raz kolejny. Nie  o własnych siłach. - Po tych słowach puścił go, a mężczyzna osunął się po ścianie, kaszląc i krztusząc się. Alan zaczął wspinać się po schodach, ale Octavia nawet nie pomyślała o ucieczce. Powinna pomóc człowiekowi, którego Ferevey omal nie udusił. Zdążyła zejść zaledwie po kilku schodkach, gdy...
- Conely! - ryknął wściekły mistrz. Dziewczyna obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem – Znowu podsłuchiwałaś!
- Jakżebym śmiała – zakpiła.
- Śmiałabyś! Do mojego gabinetu, natychmiast! - Felix ze współczuciem patrzył, jak Feyrevey bez zbędnych delikatności chwyta Octavię za rękaw, a potem zatrzaskuje za nimi drzwi. - Siadaj! - wysyczał, wskazując jej fotel przed hebanowym biurkiem. Octavia była tu pierwszy raz i mogła stwierdzić, że miejsca z całą pewnością pasuje do jego lokatora. Wszystkie meble były czarne i wypolerowane. Nie było żadnych zbędnych ozdób, a w całym pomieszczeniu panował pedantyczny porządek.
- Nie chciałam podsłuchiwać – wyjaśniła – Schodziłam właśnie po schodach, gdy...
- Milcz – przerwał jej – Chcesz mi wmówić, że zawsze pojawiasz się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie, tak?
- Nie, ale...
- Przyjmij zatem do wiadomości, że nie będę tolerował węszenia i szpiegowania mnie. Nie musisz mnie darzyć zaufaniem, ale masz obowiązek traktować mnie z szacunkiem. - Przez chwilę miała wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, ale wtedy bez wątpienia miałaby bardzo poważne kłopoty.
- Nie miałam zamiaru pana szpiegować, mistrzu Feyrevey – wycedziła.
- Czy ty masz mnie za durnia?! - uderzył pięścią w biurko. Potem szybko znalazł się tuż przed nią. - Jesteś taka sama, jak twój ojciec. Bezczelna i plugawa! Mówiłem to wszystkim od początku, a teraz znajduję potwierdzenie w twoich czynach!
- To nie ja duszę niewinnych ludzi! - krzyknęła, nim zdążyła się opanować. Alan zdrętwiał.
- Nie waż się mówić do mnie w ten sposób. - Jego źrenice zwęziły się niebezpiecznie.
- O wszystkim powiem Vaillowi – zagroziła – Wiedziałam, że z panem coś jest nie tak.
- Powiesz Vaillowi? - powtórzył z kpiącym uśmiechem – A masz dowód? Vaill doskonale wie, że mnie nienawidzisz, nie jest głupi. Pewnie zdaje sobie sprawę, że kto, jak kto, ale ty umiesz doskonale kłamać.
- Skąd pan może o tym wiedzieć?
- Znam wystarczająco dużą część twojej zaplutej rodzinki! - Tego nie mogła już znieść. Zanim zdążyła skonsultować rękę z mózgiem, chlasnęła nią Alana prosto w twarz z taką siłą, że na chwilę stracił równowagę. Odepchnęła go i bez pozwolenia wstała z miejsca. Feyrevey, podobnie jak ona sama, przez krótką chwilę tkwił w bezruchu, kompletnie zszokowany.
- Zapłacisz mi za to, Conely. Przysięgam ci, że mi za to zapłacisz.
- A ja przysięgam panu, że dowiem się, kim jest Feleon i dlaczego chciał go pan zabić.
- Spróbuj – syknął – Powiedz mi, co wiesz.
- Słucham?
- Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi. Podejrzewasz mnie, prawda? Jesteś tak samo głupia, jak Vaill, Lennars i cała banda tych idiotów, tak? - tym razem naprawdę nie miała pojęcia, o czym on mówi.
- Albo pan wyjaśni mi, o czym mowa, albo w tej chwili wychodzę. - Alan zawahał się. Nie był pewien, czy dziewczyna naprawdę jest niczego nieświadoma, czy może tak dobrze gra. - To ma jakiś związek z tym Feleonem, tak?
- Przyznaj, że choć próbowałaś wypytać Vailla, dlaczego... dlaczego cię tak cię traktuję.
- Próbowałam się dowiedzieć, dlaczego twierdzi pan, że dostałam się do Akademii tylko ze względu na nazwisko. Wiem, że nienawidził pan mojego ojca i wiem, że chce pan, żebym stąd wyleciała. Nadal jednak nie wiem, o co miałabym pana podejrzewać i co ma do tego facet, którego właśnie pan dusił.
- Temat Feleona zostaw w spokoju, to nie twoja sprawa – uciął.
- Wątpię.
- Nie pytałem cię o zdanie.
- Trudno. Jeśli sądzi pan, że tak po prostu to zostawię, wyprowadzę pana z błędu.
- Równie szlachetna i dzielna jak tatuś, co? - prychnął kpiąco. - Dobrze ci radzę, nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy.
- Nie musiałabym tego robić, gdyby wyjaśnił mi pan wszystko, co chcę wiedzieć. - Spróbowała z tej strony, a on był szczerze zaskoczony – nie sądził, że można mieć aż taki tupet.
- Podsłuchujesz mnie, choć nie masz do tego prawa, jesteś arogancka i opryskliwa, uderzasz mnie w twarz, a teraz śmiesz żądać, żebym odpowiadał na twoje kretyńskie pytania? - Zadrżał z wściekłości. - Wynoś się – wysyczał, wskazując jej drzwi. Po raz pierwszy odchodziła od niego niechętnie. Była niemal pewna, że wszystkiego się dowie. Wygląda na to, że Alan nie jest do końca godzien zaufania, jak twierdził Vaill.

                                                                           ***


Narada trwała. Wszyscy mistrzowie, strażnicy, doradcy i myśliciele wraz z Miliusem i parą królewską dyskutowali.
- Skoro Mauvius po raz kolejny daje o sobie znać, musimy mu pokazać, że my także nie pozostajemy bierni! - rzekł z przekonaniem Lennars.
- To może być tylko prowokacja – mówił Vaill, a wszystkie twarze zwróciły się ku niemu – może zależy mu, żebyśmy podjęli walkę, żeby mógł oszacować, jak wielką mamy armię i na co nas stać. Ze swojej strony radzę na razie wstrzymać się z odpowiedzią.
- Tam giną ludzie, Vaill! - oburzył się król Bravius – Nie mogę zwlekać w takiej sytuacji.
- On ma rację, Braviusie – poparł go anioł, siedzący po jego prawej ręce – pośpiech jest tu nie wskazany. -Jego głos sprawił, że wszystkich zebranych przeszedł dreszcz.
- Co zatem proponujesz? - spytał król.
- Misję. Ktoś musi zostać wysłany na zwiad. Potrzebujemy przede wszystkim wiedzy, dopiero później siły. - Arcany spojrzał z wdzięcznością na anioła, który posłał mu lekki uśmiech. Bravius zacisnął nerwowo usta. Wszyscy wiedzieli, jak ciężko jest mu siedzieć z założonymi rękoma. Znany był z brawurowych występów i gorącej krwi, a teraz musiał cierpliwie czekać i podejmować racjonalne decyzje.
- Dobrze – zgodził się po chwili – Jeszcze dziś wybiorę dwóch zwiadowców, których wyślę na Noisang. -Rozległy się pomruki i szepty. Niektóre z nich wyrażały aprobatę, inne wprost przeciwnie. Nikt jednak nie śmiał spierać się z mądrością Milliusa, która, niewątpliwie, przewyższała nawet najmądrzejsze meglany. - Wkrótce znów zwołam zebranie – odezwał się znów Bravius – Na dziś jesteście wolni. -Wszyscy ukłonili się i wstali od stołu. Vaill i Lennars spojrzeli po sobie.
- Myślisz, że to ma związek z Octavią? Że Mauvius dowiedział się o tym, że podjęła nauki? - spytał den drugi. -Może o to chodzi. Może liczył, że ona zacznie się interesować wszystkim, co się tu dzieje i sama do niego przyjdzie. Arc, słuchasz mnie? - Arcany wyraźni interesował się czymś innym.
- Zauważ, kogo brakowało na zebraniu.
- Co?
- Nie było Feyreveya i Feleona. Zakładam się o wszystko, że nie próżnowali. Idziemy!

12 komentarzy:

  1. Jej już myślałam że się nie doczekam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poison chcemy więcej Allana i Octavii ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wczoraj rozdział. :) Podoba mi się, ale faktycznie chciałoby się częściej nowe cząstki, bo zanim człowiek na nowo wsiąknie, już się kończy i trzeba czekać. Ja niekoniecznie chcę Alana. Nie wiem, czy specjalnie zrobiłaś z niego takiego brutala, ale nie lubię go i nie widzę w nim nic pociągającego, poza tą nutką tajemniczości. Tak, był moment, że przedstawiał się ciekawie, ale po tym rozdziale znów stracił w moich oczach. No przepraszam, nazwał ją plugawą, a potem na dodatek wyzwał jej rodzinę od zaplutej! Czy Wy tego nie widzicie? To nie jest zwykłe przekomarzanie się typu: kto się lubi, ten się czubi... Teraz muszę dowiedzieć się czegoś więcej o Alanie, żeby ewentualnie zmienić o nim zdanie, ale na razie ma czerwone światło. Poproszę więcej Audara! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Juluś masz rację w każdym zdaniu :)
    1. napięcie opada i człowiek traci wątek jak się długo czeka na ciąg dalszy - ale to jestem w stanie zrozumieć, bo po pierwsze wiem z czego wynikają opóźnienia, a po drugie - czy ja mam prawo narzekać? ;)
    2. Alan wcale nie jest pociągający. Dla mnie jest on tylko źródłem uzyskania odpowiedzi na pytania dotyczące rodziców Octavii.
    3. Aduar natomiast kojarzący mi się z beztroską i uśmiechem, jest takim mistrzem, który mógłby mieć mały romansik z uczennicą :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A propos 1. Ja nie marudzę, żeby nie było! :) Kto nie jak ja ma zrozumieć konflikt twórczy z innym konfliktem twórczym i życiem na dostatek. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie śmiałabym sugerować, że marudzisz :)

      Usuń
  6. A mnie Audar jak to się mówi nie ziębi nie parzy, jakoś on tam dla mnie nic nie wnosi :P
    Jest powiedziane że jest bardzo przystojny, więc myślę że jakąś większą rolę odegra, ale nadal twierdzę że od nienawiści do miłości krótka droga wiedzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, serce nie sługa i czesem największego chama pokocha ;)
      Ale ja twierdzę tak jak Julia, że to chamstwo Alana i słowa, które wypowiada w kierunku Octavii nie działają na jego korzyść :)

      Usuń
    2. Teraz na pewno nie, ale z czasem myślę że jego stosunek do niej się zmieni...
      Może ona w tym czasie będzie "kręcić" z Audarem, on zrozumie że coś go do niej przyciąga hahah

      Usuń
    3. Już to wcześniej stwierdziłam, że dopiero zainteresuje się nią, jak zobaczy, że nie ma szans. Wcześniejsza nienawiść wynika z dwóch czynników: a) podoba mu się - choć to oczywiście zgadujemy, bo autorka nie dała wyraźnych powodów, by tak sądzić, b) nienawidzi jej rodziny, bo mu w jakiś sposób zaszkodziła, weszła na ambicję lub splamił swój honor i męskość przez mężczyzn z rodu Oktavii. W związku z tym obawia się, że i ona będzie go miała za tchórza, szczególnie że jest taka waleczna. :) Nie mówiąc już o tym, że po prostu Oktavia jest dla niego wiecznym przypomnieniem o tej plamie na honorze. Takie tam moje dywagacje. :D

      Usuń
    4. Podobają mi się te Twoje dywagacje ;)

      Usuń