sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 8

8. Znowu muszę przeprosić za przerwę. Usprawiedliwić mogę się jedynie osobistymi problemami i tym, że pojawiła się myśl, żeby przestać pisać. Postaram się w sobie zwalczyć to dziwne posunięcie.  Przeczytałam też wszystkie Wasze komentarze pod poprzednim rozdziałem i muszę powiedzieć, że bardzo się cieszę, że nie lubicie Alana ;) Dziwnie to brzmi, wiem, ale tak właśnie miało być. Na początek ;)


Gdy tylko Vaill wpadł do akademika, zażądał wyjaśnień od Alana, który wcale nie zapierał się, że spotkał Feleona. Fakt, że dał mu popalić, był więcej niż oczywisty. Po dłuższej rozmowie Lenners także przyznał rację Alanowi, twierdząc, że to podejrzana sprawa i dobrze zrobił powstrzymując intruza.
 - Mimo wszystko - rzekł w końcu Arcany - mogłeś o zrobić o wiele delikatniej.
 - Słucham? - Feyrevey wybuchnął śmiechem - Miałem delikatniej powstrzymać człowieka, który - tu zrobił odpowiednio sugestywną minę -  przeszedł na naszą stronę z szeregów Mauviusa, przed wtargnięciem do pokoju mistrzów, w którym znajdują się wojenne plany i opisy strategii?  - na to nawet Vaillowi trudno było znaleźć kontrargument
 - Dobrze, że przynajmniej nie natknąłeś się na żadnego ucznia...
 - No właśnie. O tym też muszę ci powiedzieć, zanim dowiesz się od niej. Conely znowu za mną węszy! - Arc przymknął oczy i wypuścił ze świstem powietrze, modląc się o cierpliwość.  Teraz był już pewien, że wojna między Alanem a Octavią nigdy nie ustanie.
 - Dobrze, porozmawiam z nią. Nie sądzę jednak, by robiła to specjalnie.
 - Teraz już mnie to nie interesuje. Masz sprawić, żeby przestała bawić się w swojego ojca.
 - Alan! - zawołał z wyrzutem Lennars - Ona nie ma pojęcia, co się wydarzyło!
 - Nie byłbym tego taki pewien. A teraz wybaczcie, obowiązki wzywają - wstał i szybko wyszedł z pokoju, a pozostali obaj mężczyźni wymienili spojrzenia.
 - Zaraz mi powiesz, że powinienem wyznać jej prawdę - mruknął Vaill.
 - Powiem. Tak, Arc, myślę, że jeśli ona się nie dowie, konflikt będzie się nasilał, a dobrze wiesz, jaki Feyrevey jest. Będzie ją gnębił i dręczył, aż zrezygnuje.
 - Po pierwsze, wątpię, by istniała taka siła, która powstrzyma ją przed szkoleniem. Po drugie... postaram się jej wyjaśnić, o co chodzi. Zaraz ją znajdę - oznajmił i również opuścił pokój. Układał w głowie wszystko, co miał jej przekazać. Nie będzie to proste, ale ostatecznie im szybciej, tym lepiej, a dziś oboje mieli "wolny" dzień.
Zapukał do drzwi jej pokoju i poczuł niepokój.  Otworzyła mu, widocznie w złym humorze.
 - Mogę wejść?
 - Oczywiście, mistrzu - odrzekła, przepuszczając go w drzwiach - Domyślam się, dlaczego pan przyszedł. Ten...  - w ostatniej chwili powstrzymała się przed użyciem inwektyw - mistrz Feyrevey panu powiedział, prawda?
 - Tak. Wiem, że na siebie wpadliście, kiedy z kimś rozmawiał - dziewczyna spojrzała na niego z wyraźnym szokiem.
 - Że na siebie... wpadliśmy?
 - Coś nie tak?
 - Nie, ale... nie powiedział panu, co się stało w gabinecie?
 - Nie, a zatem chętnie wysłucham ciebie - powiedział, po czym utkwił w niej groźne spojrzenie. Ostrzegał ją przed prowokowaniem tego człowieka, a ona nadal pakowała się w jakieś tarapty.
Dziewczyna opowiedziała mu wszystko, nie umniejszając przy tym swojemu zachowaniu. Pomijając samą treść ich rozmowy, Vaill był naprawdę zły.
 - Uderzyłaś mistrza w twarz?!
 - Przecież pan wie, że mnie obrażał! 
 - Wiem! Mogłaś z tym przyjść do mnie, mogłaś mu odpyskować, jeśli naprawdę nie umiałaś się opanować, ale nic, powtarzam NIC nie daje ci prawa do takiego zachowania! Mistrz Feyrevey miałby ze mną do czynienia, gdybym się o tym dowiedział, a wierz mi - nie pozwolę tak traktować swojej uczennicy. - Na te słowa w dziewczynie zrodziła się dziwna mieszanka poczucia bezpieczeństwa i złości.
 - Wie pan, że mistrz Feyrevey ma nade mną znaczną przewagę. Ja... przepraszam, wiem, że nie powinnam dać się sprowokować, ale gdybym chociaż wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi... - Arc westchnął.
 - Jasne. Właśnie po to przyszedłem. - W jej ciele napiął się każdy nerw.
 - Powie mi pan?
 - Powiedzmy, że postaram się wszystko streścić w najważniejszych faktach, dobrze? Nie obiecuję też, że wszystko, co usłyszysz, będzie łatwe do przełknięcia i, na litość boską, nie waż mi się tej wiedzy wykorzystywać przeciw Alanowi, jasne? - W odpowiedzi pokiwała głową, a Vaill rozpoczął swoją opowieść.
 - Wiele lat temu, gdy byłaś jeszcze maleńkim dzieckiem, a Twój ojciec służył w Gwardii, doszło do zbrojnego starcia między wojskami Mauviusa, a naszymi. Titres był wtedy doświadczonym wojownikiem, Alan dopiero zaczynał jako mistrz. Król wyznaczył dowódcę oddziału i tym dowódcą został właśnie twój ojciec. Chciał pomóc Alanowi.
 - Pomóc? - przerwała mu - I za to Feyrevey znienawidził mojego tatę?
 - Zaraz to wyjaśnię. Alan i Titres nigdy nie darzyli się sympatią. Zawsze rywalizowali ze sobą, ale obaj byli tak samo cenieni w Gwardii, choć każdy z innych względów. Niestety, twój tata miał znaczną przewagę, jako starszy wojownik i czasem... choć niecelowo, powodował, że Alan nie mógł się wykazać. Gdy nadszedł czas wspomnianej wcześniej misji, nie chodziło już o demonstrację sił. To była najważniejsza bitwa w całej wojnie, od niej zależał los wielu krain. Twój ojciec, zbierając wojowników, wykluczył Alana. Dla jego dobra. Uważał, że był zbyt młody i zbyt niedoświadczony. Feyrevey się wściekł. Ta misja miała przynieść mu prawdziwe uznanie i sławę. Poza tym chciał walczyć dla dobra nas wszystkich. Poczuł się ośmieszony, sądził, że Titres zrobił to, by go upokorzyć. Wyzwał twojego ojca na pojedynek i oczywiście skończył się on klęską Alana. Potem... Titres zaginął. - Octavia słuchała tego i nie mogła uwierzyć, że można kogoś aż tak bardzo znienawidzić tylko za tę jedną rzecz. Nie, to było nielogiczne.
 - Mistrzu, czy to wszystko?
 - Nie. Powinnaś wiedzieć, że, przynajmniej według mnie, z jego nienawiścią wiąże się coś jeszcze. To on szkolił twojego brata. Artax był pierwszym uczniem Alana.
 - Ale jak to się ma do...
 - Daj mi dokończyć. Gdy Twój ojciec zaginął, a Artax postanowił go pomścić, jak wiesz, został zabity. Sądzę, że Alan obwinia się za jego śmierć, bo tuż po niej powiedział mi, że "nie doszłoby do tego, gdyby go lepiej wyszkolił i nauczył opanowania". Feyrevey to bardzo skomplikowany człowiek. Być może ukrywa swoje poczucie winy i gorycz pod maską nienawiści.
 - Nie rozumiem tylko - spytała, już całkowicie spokojnie - dlaczego mam płacić za przeszłość. Dlaczego mnie też tak traktuje.
 - Octavio - Vaill położył jej rękę na ramieniu - sądzę, że to wygląda gorzej, niż jest w rzeczywistości. W waszych relacjach jest sporo nieszczęśliwych wypadków i sporo niedomówień. Sądzę, że jeśli z nim porozmawiasz i spróbujesz przeprosić za to uderzenie...
 - Mam przeprosić Feyreveya?  - wyglądała, jakby żółć napłynęła jej do ust. Nie miała najmniejszej ochoty tego robić, ale może jej mistrz miał rację.
 - Chociaż spróbuj. Jeśli ci się nie uda - trudno. Przynajmniej będziesz mieć czyste sumienie. - Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
 - Dobrze - powiedziała w końcu - Postaram się. I obiecuję nie wspominać mu o tym, co mi pan powiedział.
 - Cieszę się. - Był z niej naprawdę dumny. To duży krok w stronę opanowania, jeśli brać pod uwagę tak małą przestrzeń czasową. - Gdybyś potrzebowała pomocy, wiesz, gdzie mnie szukać. Ach, byłbym zapomniał - pod koniec miesiąca będziesz musiała wybrać pewien kierunek nauk. Jutro przyniosę ci wszystkie formularze.
 - Dziękuję - powiedziała, gdy  Arcany wstał i pożegnał się z nią. Zamknęła za nim drzwi, po czym oparła się o nie. Jej głowa pulsowała tępym bólem, niby od nadmiaru informacji. Czuła się dziwnie. Nie wiedziała, czy dominował w niej smutek, ulga, czy strach przed przeprosinami... Była więcej niż pewna, że Feyrevey słowem się nie odezwie i jeszcze jej dopiecze, ale skoro obiecała Vaillowi, nie zamierzała łamać danego słowa.
Wtem przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym.
 - Cholera! - zaklęła sama do siebie. Przez tę całą opowieść zapomniała go zapytać o Feleona. Zapomniała mu powiedzieć, jak wyglądała jego "rozmowa" z Alanem. Zaczęła się zastanawiać, czy warto jeszcze to roztrząsać, kiedy wszystko miało iść ku dobremu, gdy nagle ciszę panującą w okolicy przerwał czyjś przerażający krzyk. Zdążyła jedynie dobiec do okna i zobaczyć ulatujący w niebo czerwony pocisk, wielkości człowieka. Spuściła wzrok, który natknął się na przerażający widok. Na dziedzińcu, w kałuży krwi, spoczywało czyjeś ciało.

5 komentarzy:

  1. Hmm, ja się domyślałam, że chcesz poprowadzić tak akcję, aby i w czytelniku zrodziło się podobne uczucie: od nienawiści, do miłości, ale nawet w świetle tego, jakie słowa wyjaśnienia padły w sprawie, Alan nie przedstawia się dobrze, z uwagi na naprawdę za mocne, w moim odczuciu, słowa.
    Przypuszczam, że w związku z tymi kierunkami nauk Octavia będzie miała kontakt bezpośredni z Alanem - bardziej się poznają, może nawet stoczą walkę ramię w ramię przeciw tym złym... ale mnie ciężko go będzie pokochać. Jak doprowadzisz do tego, będziesz wielka! :) No i to ciało na dziedzińcu! Jak walnęłaś taką bombę, to teraz mam nadzieję, że kolejny rozdział napisze się szybko. :) Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może mi się uda sprawić, że go "polubisz", ale miłym, grzecznym mistrzem to on nigdy nie będzie ;)
      Jego słowa, rzecz jasna są mocne i temu nie zaprzeczam, ale nie chciałam też, żeby to zabrzmiało sztucznie, więc jeśli on ma Octavii nienawidzić, to właśnie tak wygląda ta nienawiść. W każdym razie ich stosunki na pewno ocieplę. Za jakiś czas ;)
      Wena jest, gorzej z wykonaniem, co zresztą pewnie po tym rozdziale widać.
      Postaram się jak najszybciej zebrać w sobie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Nie musi być grzeczny. ;) Opryskliwy też być może, ale właściwie nic mu nie dawało powodów do takiej demonstracji uczuć. Jako mistrz powinien przed uczennicą pokazać troszkę więcej opanowania. ;)
      Zbieraj się, Poison. Czekam na to zebranie. :)

      Usuń
  2. Te opowiadanie trochę mi się zaczynało nudzić, ale teraz na nowo mnie nim zainteresowałaś. Kto zginął? Zauważyłam, że ten Alan to strasznie skomplikowany człowiek, trochę jak Snape. Wątpię żeby mieli romans, ale jak to w takich opowiadaniach na pewno z czasem się trochę bardziej polubią. Czekam na kolejny rodział.

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu mi się udało. Przeczytałam. Cieszę się, że powoli wyjaśnia się przyczyna nienawiści Feyreveya wobec Octavii. Podejrzewam jednak, że to nie wszystko co powinniśmy wiedzieć. Czekam na ciąg dalszy i wyjaśnienia w sprawie ciała na dziedzińcu :)

    OdpowiedzUsuń