6. Mi się wakacje zaczęły, a Octavię wysłałam na nauki – jawny sadyzm grafomana ;) Łatwo mi się pisało ten rozdział, bo i starałam się, żeby nie był jakiś ekstremalnie ciężki i poważny. Wręcz całkiem przeciwnie ;)
Punktualnie o siódmej rano Octavia
stawiła się na dziedzińcu, razem z innymi kadetami. Rozglądała
się, niepewnie wyczekując przybycia mistrzów. Była niemal pewna,
że mistrz Feyrevey powiedział Vaillowi o ich nocnym spotkaniu i
teraz bała się konsekwencji. Nie popisała się dyscypliną, a to
dopiero drugi dzień...
- Dzień dobry! - powitał ją
dziarsko Arcany, a zrobił to tak niespodziewanie, że aż się
wzdrygnęła.
- Dzień dobry, mistrzu Vaill.
- Jak noc? Wyspałaś się? -
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby nic nie wiedział
o jej wczorajszym przewinieniu? A może tylko się zgrywał?
- Tak – skłamała.
- To dobrze, bo przyda ci się dziś
trzeźwy umysł. Będziemy ćwiczyć pozycje bojowe. - Na samo to
stwierdzenie poczuła niemałe podniecenie. Kilkoro mistrzów już
zabrało swoich uczniów z dziedzińca na plac, więc wkrótce i
Vaill poszedł w ich ślady.
Plac przeznaczony do nauki walk był
większy od dziedzińca. Na bruku namalowane były okręgi
wyznaczające pole walki dla jednej pary. Mistrz kazał jej się
ustawić w jednym z nich i przygotować miecz. Octavia nie była
nawet pewna, czy poprawnie go trzyma, dlatego zmieszała się lekko.
- Prawa ręka nieco wyżej – pouczył
ją Vaill – Trzymaj mocno, żeby nie wyśliznął ci się z ręki.
- Skinęła tylko na znak, że zrozumiała i wykonała polecenie.
Vaill wyciągnął swój miecz. - Wyciągnij go przed siebie i
skrzyżuj z moim.
- W ten sposób? - spytała, stykając
swój miecz z jego.
- Dokładnie. A teraz weź rozmach i
uderz w niego najmocniej, jak potrafisz. - Spodobało jej się to
polecenie. Czuła, że wreszcie pokaże na co ją stać. Wzięła
rozmach i uderzyła, po czym zbladła i spojrzała na swojego
mistrza z czymś na kształt wyrzutu. Ręka Arcany'ego nawet nie
drgnęła, a siła jej uderzenia była naprawdę duża.
- Nie zniechęcaj się. Po prostu mam
lata praktyki – rzekł z uśmiechem. Próbowała jeszcze wiele
razy, ale dopiero po piątej próbie jej wysiłek dał jakiś efekt
i miecz wyśliznął się z dłoni Vailla, choć to pewnie tylko
dlatego, że sam Vaill już osłabł.
- Mam za mało siły – jęknęła
Octavia.
- Nieprawda. Twój błąd leży w
technice. Siła uderzeń była naprawdę duża.
- Przecież nawet nie drgnęła panu
ręka!
- Nikt nie obiecywał, że będzie
łatwo. -Spojrzał na nią poważnie, a było to bardzo motywujące
spojrzenie. -Próbuj dalej – rozkazał, więc próbowała przez
najbliższe dwie godziny ze skutkiem, który niezbyt ją zadowalał.
W końcu nadszedł czas przerwy. Zajęła miejsce pod drzewem i
wyciągnęła się wygodnie. Vaill rozsiadł się obok niej i już
miał się odezwać, gdy nagle...
- Uważaj! - odepchnął Octavię w
ostatniej chwili, bo zaledwie o cal od jej głowy śmignął srebrny
sztylet. Dziewczyna była w takim szoku, że od razu zerwała się
na nogi, blada ze strachu. Chwilę potem rozległo się chóralne
„Audar!” i tylko jeden mistrz, który stał na środku placu,
uśmiechał się głupio.
- Proszę mi wybaczyć, panno Conely –
zawołał, machając do niej przyjaźnie – Chciałem po prostu
pokazać swojemu uczniowi, jak rzucać do celu.
- Po prostu pokazać?! - pieklił się
Vaill – Omal jej nie zabiłeś!
- Przeprosiłem! - oburzył się
Audar.
- Tak i zapewne miałoby to wielkie
znaczenie, gdyby ten sztylet wbił jej się w czaszkę! W porządku,
Octavio? - zwrócił się do niej.
- Tak jest, mistrzu – odpowiedziała,
wciąż sztywna. Dopiero po kilku głębszych oddechach doszła do
siebie i usiadła. Zaraz dosiadł się do niej Audar i podał jej
rękę, przedstawiając się.
- Jeszcze raz przepraszam, panno
Conely. Powinienem bardziej uważać.
- Nic nie szkodzi – uśmiechnęła
się dość wymuszenie, bo mięśnie wciąż miała spięte.
- Jak się pani podobają zajęcia?
- Są bardzo... ciekawe. - Spojrzała
z obawą na sztylet, którym właśnie się bawił.
- To fantastycznie! Pewnie ma pani
spore umiejętności, prawda?
- Właściwie żadnych.
- Ale pewnie jest pani bardzo zwinna i
szybka.
- Przeciętnie. Proszę mi mówić po
imieniu, mistrzu – poprosiła. Audara dla odmiany od razu
polubiła. Mimo swojej niezdarności, po prostu wzbudzał w niej
sympatię. No i był całkiem przystojny... Wysoki, dobrze
zbudowany, o ciemnych włosach i bystrym spojrzeniu czekoladowych
oczu, naprawdę robił wrażenie. Uśmiechnęła się do niego
głupkowato, a on równie głupi uśmiech odwzajemnił.
- Koniec przerwy! - zawołał chwilę
później Vaill i klasnął w dłonie. Audar pobiegł z chłopięcym
wdziękiem do swojego ucznia, a Arcany złapał Octavię za ramiona.
- Cieszę się, że lubisz Audara,
ale, na litość boską, chyba zdążyłaś zauważyć, jak
nierozważny to jest człowiek!
- Jasne – odparła, szczerząc się
szeroko. Vaill ukrył twarz w dłoniach i wypuścił ze świtem
powietrze. Jeszcze się tak nie zdarzyło, żeby któraś z uczennic
nie była wielbicielką Audara. Był pewien, że to właśnie ten
facet będzie głównym powodem, dla którego osiwieje.
- Wracamy do ćwiczeń – powiedział
i już po kwadransie był mile zaskoczony – Octavia całkowicie
skupiała się na poleceniach i nawet urok osobisty Audara przestał
na nią działać. To wyróżniało ją spośród wszystkich innych
uczennic. Do południa opanowała już podstawy uderzeń, z czego
była diablo zadowolona.
Po lekcjach wszyscy udali się do
akademickiej stołówki i prowadzili ożywione rozmowy. Octavia
trzymała się jednak z boku – chciała pomyśleć. Raz jeszcze
analizowała to, co usłyszała wczoraj w nocy. Wyszukała wzrokiem
Alana przez chwilę zatrzymała na nim spojrzenie, mrużąc oczy.
Strasznie była ciekawa, czym też jej ojciec mógł się mu tak
narazić i jakim cudem ona sama mogłaby pójść w jego ślady.
Jakkolwiek jej tata uprzykrzał życie Alana, ona nie miała takiej
szansy, będąc zaledwie uczennicą. Od kilku minut leniwie grzebała
widelcem w swoim obiedzie i prawdę mówiąc niewiele zjadła. W
pewnej chwili coś pociągnęło ją za skraj skórzanego żupana.
- Odda talerz, jak nie je! - zawołało
coś, co nie mogło mieć więcej niż metr wzrostu, miało spiczaste
uszy, szerokie usta i oczy wielkie, jak piłeczki tenisowe, a wielką
głowę pokrywało niewiele pomarańczowych włosów. Stworzenie
ubrane było niebieską, brudną sukienkę i biały fartuszek.
Uśmiechało się przyjaźnie.
- Kim jesteś? - spytała Octavia,
uznając, że pytanie „czym jesteś” zabrzmiałoby niegrzecznie.
- Foris, leśna elfka – przedstawiła
się, dygając lekko.
- Eee... miło mi cię poznać.
- Ty tu nowa?
- Tak. Nazywam się Octavia Conely.
- Ooo! Foris dużo o tobie słyszała!
Twoja rodzina była bardzo dzielna, prawda? - nim Octavia zdążyła
odpowiedzieć, Foris już zmieniła temat – A teraz odda talerz. -
I bez ostrzeżenia wspięła się na jej kolana, a potem ściągnęła
z blatu naczynie. Dziewczyna wciąż była w lekkim szoku, gdy Foris
poczłapała niezgrabnie do kuchni.
Na wieczorne zajęcia Octavia przyszła
spóźniona, więc musiała wysłuchać krótkiego kazania od Vailla.
Potem było już tylko gorzej. Arcany oznajmił, że teraz cała
grupa kadetów uda się do gaju, wyłącznie pod opieką Alana.
Oczami wyobraźni już widziała, jak będzie się nad nią znęcał,
jak będzie się starał ją poniżyć w oczach innych uczniów.
Vaill zerknął na nią kątem oka i zanim odeszła syknął jej do
ucha:
- Pilnuj się i nie wychylaj, a
wszystko będzie dobrze.
- Wątpię. Jeśli będzie mnie
obrażał...
- Nie daj się sprowokować! Pomyśl,
że on tylko na to czeka.
- Czyli co? Mam dać się znieważać
i nic z tym nie robić? Niedoczekanie! - prychnęła.
- Po prostu naucz się panować nad
emocjami. Idź już! - pchnął ją lekko, żeby jak najszybciej
znalazła się przy grupie, a tym samym nie dostarczyła Feyraveyowi
pierwszego powodu do ukarania jej. Arcany naprawdę obawiał się o
te zajęcia. To nie był dobry pomysł, żeby pozostawiać ją bez
opieki tak blisko Alana. Jeden nieostrożny ruch mógł wszystko
zepsuć...
Dotarli do gaju kwadrans później.
Alan kazał i ustawić się w szeregu i zapowiedział, że po
ćwiczeniach nie będą czuli mięśni. Jej jako ostatniej
przydzielił jakieś zadanie i – jak można było przewidzieć –
było ono paskudne.
- Conely, sześć razy wspinasz się
na to drzewo, bez użycia liny. Masz pół godziny. - Dziewczyna
zmiażdżyła go spojrzeniem. Zrobienie tego w pół godziny było
tak samo prawdopodobne jak to, że wielki enigmor zaraz pożre Alana
żywcem, czego w tej chwili mu życzyła.
- Skończysz mnie wreszcie podziwiać?
- warknął blondyn.
- Oczywiście – syknęła – Z
dwóch opcji mordęga na drzewie jest przyjemniejsza – dodała pod
nosem. Pech chciał, że Alan miał bardzo dobry słuch. -
- Co powiedziałaś? - wysyczał
wściekle, łapiąc ją za łokieć.
- Nic takiego.
- Módl się, żebym się więcej nie
przesłyszał. - warknął i wypuścił jej rękę ze swoich palców.
Odeszła najszybciej, jak to było możliwe i już wiedziała, że
na tym się dziś nie skończy.
Zgredek! Ok, Foris, ale... Zgredek jak malowany! I ani pomarańczowe włosy, ani niebieska sukienka mnie nie zmylą :)Uwielbiam Zgredka, toteż nie będę narzekać :)
OdpowiedzUsuńbtw. a może napisałabyś zgredkową miniaturę do biblioteki? ;)
Nie dam się też nabrać - Audur pojawia się w ramach wprowadzenia zamętu :) Octavia nie zwróci na niego większej uwagi niż zwróciła. Ją nie interesuje piękno ciała (co udowodniła nie przejmując się obecnością anioła). Ona jest waleczna toteż zwróci się w kierunku silnego, stanowczego mężczyzny. Zbliży się do niego żeby dowiedzieć się czegoś więcej o swoim ojcu, a tu nagle wielka miłość uderzy w ich oboje i wybuchnie nieopanowaną namiętnością.
Ale fantazjuję po nocach ;)
Foris to Zgredek jedynie z wyglądu, o czym się zresztą później przekonasz ;)
UsuńPomyślę na zgredkową miniaturką. Pewnie wyjdzie z tego jakaś komedia. Albo tragikomedia, biorąc pod uwagę moje "błyskotliwe żarciki"
Wszystkie trzy to samo o Audarze, no nie wyrobię chyba! :D Nic nie będę zdradzać, wszystko się rozwinie w dalszych rozdziałach ;) Fakt faktem dobrze opisałaś Octavię, podoba mi się, że udało mi się ją taką przedstawić.
Ha dokładnie to samo pomyślałam jak czytałam, Zgredek wypisz wymaluj ;)
OdpowiedzUsuńI tu również zgodzę się z wypowiedzią Izzy
Przystojny Audur to tylko taka zmyłka dla nas :P
Octavia i tak będzie wolała Alana, bo jak to się mówi od nienawiści do miłości krótka droga wiedzie :)
ja to już bym chciała żeby coś zaiskrzyło :P
Wątki miłosne będą, ale spokojnie, nie możemy tak nikogo z prędkością światła pchać ku sobie ;) Twoja stanowczość co do Alana mnie rozbraja :)
UsuńOczywiście, że Alan to TEN! Wcześniej poznaliśmy Audara i coś tam było na rzeczy, dodatkowo ten element tajemniczości, bo go nie widziała z zasłoniętymi oczami mógł zmylić, ale teraz ewidentnie widać, że to Alan (ubolewam nad imieniem. Kojarzy mi się z Alankiem, synem Górniak. Już wcześniej nie darzyłam imienia sympatią, ale jak Górniak nazwała tak swoje dziecko, a plotkarska prasa ochrzciła go Alankiem, to wręcz nie znoszę... Taka dygresja. :) Lubię jak go nazywasz nazwiskiem ;)) będzie no 1, choć Audar namiesza. Pewnie w strategicznym momencie będzie pionkiem, który zdejmie Alanowi klapki z oczu... Czekam na te emocje. Uwielbiam, jak w taką fantastyczną przygodówkę wplątany jest wątek miłosny i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńChciałam zaznaczyć, że obaj są silni, skoro są mistrzami. I na pewno obaj bardzo męscy. :) Tylko, please, nie rób z Audara nieudacznika, bawidamka! :) On ma za to świetne, bardzo męskie imię. :)
Czy Tobie nic nie umknie? ;) Alan - podoba mi się to imię i, podobnie jak Ty, cierpię z powodu tego, że to właśnie Edith tak nazwała swojego syna.
UsuńCo do Audara, nie miałam zamiaru robić z niego ciapowatego casanovy, choć może faktycznie tak to na początku wygląda. Jeśli zaś chodzi o samo imię - nawet nie wiedziałam, że taki istnieje. Byłam święcie przekonana, że sama je stworzyłam :D
Kochana, imienia jako takiego to raczej nie ma. Napisałam tak, bo brzmi męsko to stworzone przez Ciebie imię. Ma za to fajną etymologię (czego się pewnie nie spodziewałaś). Audar jest blisko łacińskiego audio,-ire, czyli słyszeć/słuchać. Jest też jedną z form sztucznie stworzonego języka ido, a ma takie samo znaczenie jak łacińskie.
UsuńFunkcjonuje, jak podpowiada Wiki, jako nazwisko. ;) Po tylu wiekach ery człowieka trudno stworzyć coś swojego. ;) Zawsze można to pod coś podpiąć, często nieświadomie się "coś nowego" na czymś starym opiera. :)
Jakie tu mądre dyskusje się toczą :) Jestem ciekawa jak bardzo będzie to "słuchanie" widoczne w tekście ;)
UsuńMoże nie będzie. Przecież takich znaczeń nie trzeba się trzymać. Gdyby każdy był taki, jak znaczenie jego imienia... ;)
UsuńNo tak, w moim wypadku właściwie nic się nie zgadza ;) Za to - właśnie doznałam objawienia - charakterystyka mojego drugiego imienia pasuje jak ulał! Więc Dziadek miał jednak rację! Jestem Dorotką :)
UsuńPoison nie daj nam długo czekać na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPoison coś zniknęła. Na wakacje wyjechałaś bez zapowiedzi? Nieładnie! :P
OdpowiedzUsuńNigdzie nie wyjechałam, siedzę (nie)grzecznie we Wrocławiu. Postaram się coś napisać, ale ostatnio robię nie 1000 a 100 000 rzeczy na raz, bo akurat wszyscy postanowili nagle czegoś ode mnie chcieć. Poza tym zaczęłam jeszcze bawić się w fandom potterowski. Ehhh, tak to właśnie człowiek odpoczywa w wakacje ;)
Usuń"Zaczęłam się bawić w fandom"? To chyba nie najlepsze określenie jeśli weźmie się pod uwagę milion opowiadań, jakie już w tym fandomie napisałaś :)
UsuńPoison, jeju jeszcze tydzień temu strasznie przeżywałam że nie mieszkam we Wrocku! heh :P
UsuńHaloo Poison?! my tu czekamy! :):)
OdpowiedzUsuńBędę się starać, wybacz ;) Powiem tylko, że nie ma się czego obawiać, bo wenę to ja ciągle mam , z czasem gorzej.
UsuńPoison, nie drecz nas juz tak, tylko napisz kolejny rozdzial :-))
Usuń