poniedziałek, 2 lipca 2012

Rozdział 6


6. Mi się wakacje zaczęły, a Octavię wysłałam na nauki – jawny sadyzm grafomana ;) Łatwo mi się pisało ten rozdział, bo i starałam się, żeby nie był jakiś ekstremalnie ciężki i poważny. Wręcz całkiem przeciwnie ;)


Punktualnie o siódmej rano Octavia stawiła się na dziedzińcu, razem z innymi kadetami. Rozglądała się, niepewnie wyczekując przybycia mistrzów. Była niemal pewna, że mistrz Feyrevey powiedział Vaillowi o ich nocnym spotkaniu i teraz bała się konsekwencji. Nie popisała się dyscypliną, a to dopiero drugi dzień...
    - Dzień dobry! - powitał ją dziarsko Arcany, a zrobił to tak niespodziewanie, że aż się wzdrygnęła.
    - Dzień dobry, mistrzu Vaill.
    - Jak noc? Wyspałaś się? - Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby nic nie wiedział o jej wczorajszym przewinieniu? A może tylko się zgrywał?
    - Tak – skłamała.
    - To dobrze, bo przyda ci się dziś trzeźwy umysł. Będziemy ćwiczyć pozycje bojowe. - Na samo to stwierdzenie poczuła niemałe podniecenie. Kilkoro mistrzów już zabrało swoich uczniów z dziedzińca na plac, więc wkrótce i Vaill poszedł w ich ślady.
Plac przeznaczony do nauki walk był większy od dziedzińca. Na bruku namalowane były okręgi wyznaczające pole walki dla jednej pary. Mistrz kazał jej się ustawić w jednym z nich i przygotować miecz. Octavia nie była nawet pewna, czy poprawnie go trzyma, dlatego zmieszała się lekko.
    - Prawa ręka nieco wyżej – pouczył ją Vaill – Trzymaj mocno, żeby nie wyśliznął ci się z ręki. - Skinęła tylko na znak, że zrozumiała i wykonała polecenie. Vaill wyciągnął swój miecz. - Wyciągnij go przed siebie i skrzyżuj z moim.
    - W ten sposób? - spytała, stykając swój miecz z jego.
    - Dokładnie. A teraz weź rozmach i uderz w niego najmocniej, jak potrafisz. - Spodobało jej się to polecenie. Czuła, że wreszcie pokaże na co ją stać. Wzięła rozmach i uderzyła, po czym zbladła i spojrzała na swojego mistrza z czymś na kształt wyrzutu. Ręka Arcany'ego nawet nie drgnęła, a siła jej uderzenia była naprawdę duża.
    - Nie zniechęcaj się. Po prostu mam lata praktyki – rzekł z uśmiechem. Próbowała jeszcze wiele razy, ale dopiero po piątej próbie jej wysiłek dał jakiś efekt i miecz wyśliznął się z dłoni Vailla, choć to pewnie tylko dlatego, że sam Vaill już osłabł.
    - Mam za mało siły – jęknęła Octavia.
    - Nieprawda. Twój błąd leży w technice. Siła uderzeń była naprawdę duża.
    - Przecież nawet nie drgnęła panu ręka!
    - Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. -Spojrzał na nią poważnie, a było to bardzo motywujące spojrzenie. -Próbuj dalej – rozkazał, więc próbowała przez najbliższe dwie godziny ze skutkiem, który niezbyt ją zadowalał. W końcu nadszedł czas przerwy. Zajęła miejsce pod drzewem i wyciągnęła się wygodnie. Vaill rozsiadł się obok niej i już miał się odezwać, gdy nagle...
    - Uważaj! - odepchnął Octavię w ostatniej chwili, bo zaledwie o cal od jej głowy śmignął srebrny sztylet. Dziewczyna była w takim szoku, że od razu zerwała się na nogi, blada ze strachu. Chwilę potem rozległo się chóralne „Audar!” i tylko jeden mistrz, który stał na środku placu, uśmiechał się głupio.
    - Proszę mi wybaczyć, panno Conely – zawołał, machając do niej przyjaźnie – Chciałem po prostu pokazać swojemu uczniowi, jak rzucać do celu.
    - Po prostu pokazać?! - pieklił się Vaill – Omal jej nie zabiłeś!
    - Przeprosiłem! - oburzył się Audar.
    - Tak i zapewne miałoby to wielkie znaczenie, gdyby ten sztylet wbił jej się w czaszkę! W porządku, Octavio? - zwrócił się do niej.
    - Tak jest, mistrzu – odpowiedziała, wciąż sztywna. Dopiero po kilku głębszych oddechach doszła do siebie i usiadła. Zaraz dosiadł się do niej Audar i podał jej rękę, przedstawiając się.
    - Jeszcze raz przepraszam, panno Conely. Powinienem bardziej uważać.
    - Nic nie szkodzi – uśmiechnęła się dość wymuszenie, bo mięśnie wciąż miała spięte.
    - Jak się pani podobają zajęcia?
    - Są bardzo... ciekawe. - Spojrzała z obawą na sztylet, którym właśnie się bawił.
    - To fantastycznie! Pewnie ma pani spore umiejętności, prawda?
    - Właściwie żadnych.
    - Ale pewnie jest pani bardzo zwinna i szybka.
    - Przeciętnie. Proszę mi mówić po imieniu, mistrzu – poprosiła. Audara dla odmiany od razu polubiła. Mimo swojej niezdarności, po prostu wzbudzał w niej sympatię. No i był całkiem przystojny... Wysoki, dobrze zbudowany, o ciemnych włosach i bystrym spojrzeniu czekoladowych oczu, naprawdę robił wrażenie. Uśmiechnęła się do niego głupkowato, a on równie głupi uśmiech odwzajemnił.
    - Koniec przerwy! - zawołał chwilę później Vaill i klasnął w dłonie. Audar pobiegł z chłopięcym wdziękiem do swojego ucznia, a Arcany złapał Octavię za ramiona.
    - Cieszę się, że lubisz Audara, ale, na litość boską, chyba zdążyłaś zauważyć, jak nierozważny to jest człowiek!
    - Jasne – odparła, szczerząc się szeroko. Vaill ukrył twarz w dłoniach i wypuścił ze świtem powietrze. Jeszcze się tak nie zdarzyło, żeby któraś z uczennic nie była wielbicielką Audara. Był pewien, że to właśnie ten facet będzie głównym powodem, dla którego osiwieje.
    - Wracamy do ćwiczeń – powiedział i już po kwadransie był mile zaskoczony – Octavia całkowicie skupiała się na poleceniach i nawet urok osobisty Audara przestał na nią działać. To wyróżniało ją spośród wszystkich innych uczennic. Do południa opanowała już podstawy uderzeń, z czego była diablo zadowolona.
Po lekcjach wszyscy udali się do akademickiej stołówki i prowadzili ożywione rozmowy. Octavia trzymała się jednak z boku – chciała pomyśleć. Raz jeszcze analizowała to, co usłyszała wczoraj w nocy. Wyszukała wzrokiem Alana przez chwilę zatrzymała na nim spojrzenie, mrużąc oczy. Strasznie była ciekawa, czym też jej ojciec mógł się mu tak narazić i jakim cudem ona sama mogłaby pójść w jego ślady. Jakkolwiek jej tata uprzykrzał życie Alana, ona nie miała takiej szansy, będąc zaledwie uczennicą. Od kilku minut leniwie grzebała widelcem w swoim obiedzie i prawdę mówiąc niewiele zjadła. W pewnej chwili coś pociągnęło ją za skraj skórzanego żupana.
- Odda talerz, jak nie je! - zawołało coś, co nie mogło mieć więcej niż metr wzrostu, miało spiczaste uszy, szerokie usta i oczy wielkie, jak piłeczki tenisowe, a wielką głowę pokrywało niewiele pomarańczowych włosów. Stworzenie ubrane było niebieską, brudną sukienkę i biały fartuszek. Uśmiechało się przyjaźnie.
    - Kim jesteś? - spytała Octavia, uznając, że pytanie „czym jesteś” zabrzmiałoby niegrzecznie.
    - Foris, leśna elfka – przedstawiła się, dygając lekko.
    - Eee... miło mi cię poznać.
    - Ty tu nowa?
    - Tak. Nazywam się Octavia Conely.
    - Ooo! Foris dużo o tobie słyszała! Twoja rodzina była bardzo dzielna, prawda? - nim Octavia zdążyła odpowiedzieć, Foris już zmieniła temat – A teraz odda talerz. - I bez ostrzeżenia wspięła się na jej kolana, a potem ściągnęła z blatu naczynie. Dziewczyna wciąż była w lekkim szoku, gdy Foris poczłapała niezgrabnie do kuchni.
Na wieczorne zajęcia Octavia przyszła spóźniona, więc musiała wysłuchać krótkiego kazania od Vailla. Potem było już tylko gorzej. Arcany oznajmił, że teraz cała grupa kadetów uda się do gaju, wyłącznie pod opieką Alana. Oczami wyobraźni już widziała, jak będzie się nad nią znęcał, jak będzie się starał ją poniżyć w oczach innych uczniów. Vaill zerknął na nią kątem oka i zanim odeszła syknął jej do ucha:
    - Pilnuj się i nie wychylaj, a wszystko będzie dobrze.
    - Wątpię. Jeśli będzie mnie obrażał...
    - Nie daj się sprowokować! Pomyśl, że on tylko na to czeka.
    - Czyli co? Mam dać się znieważać i nic z tym nie robić? Niedoczekanie! - prychnęła.
    - Po prostu naucz się panować nad emocjami. Idź już! - pchnął ją lekko, żeby jak najszybciej znalazła się przy grupie, a tym samym nie dostarczyła Feyraveyowi pierwszego powodu do ukarania jej. Arcany naprawdę obawiał się o te zajęcia. To nie był dobry pomysł, żeby pozostawiać ją bez opieki tak blisko Alana. Jeden nieostrożny ruch mógł wszystko zepsuć...
Dotarli do gaju kwadrans później. Alan kazał i ustawić się w szeregu i zapowiedział, że po ćwiczeniach nie będą czuli mięśni. Jej jako ostatniej przydzielił jakieś zadanie i – jak można było przewidzieć – było ono paskudne.
    - Conely, sześć razy wspinasz się na to drzewo, bez użycia liny. Masz pół godziny. - Dziewczyna zmiażdżyła go spojrzeniem. Zrobienie tego w pół godziny było tak samo prawdopodobne jak to, że wielki enigmor zaraz pożre Alana żywcem, czego w tej chwili mu życzyła.
    - Skończysz mnie wreszcie podziwiać? - warknął blondyn.
    - Oczywiście – syknęła – Z dwóch opcji mordęga na drzewie jest przyjemniejsza – dodała pod nosem. Pech chciał, że Alan miał bardzo dobry słuch. -
    - Co powiedziałaś? - wysyczał wściekle, łapiąc ją za łokieć.
    - Nic takiego.
    - Módl się, żebym się więcej nie przesłyszał. - warknął i wypuścił jej rękę ze swoich palców. Odeszła najszybciej, jak to było możliwe i już wiedziała, że na tym się dziś nie skończy.

18 komentarzy:

  1. Zgredek! Ok, Foris, ale... Zgredek jak malowany! I ani pomarańczowe włosy, ani niebieska sukienka mnie nie zmylą :)Uwielbiam Zgredka, toteż nie będę narzekać :)
    btw. a może napisałabyś zgredkową miniaturę do biblioteki? ;)

    Nie dam się też nabrać - Audur pojawia się w ramach wprowadzenia zamętu :) Octavia nie zwróci na niego większej uwagi niż zwróciła. Ją nie interesuje piękno ciała (co udowodniła nie przejmując się obecnością anioła). Ona jest waleczna toteż zwróci się w kierunku silnego, stanowczego mężczyzny. Zbliży się do niego żeby dowiedzieć się czegoś więcej o swoim ojcu, a tu nagle wielka miłość uderzy w ich oboje i wybuchnie nieopanowaną namiętnością.

    Ale fantazjuję po nocach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Foris to Zgredek jedynie z wyglądu, o czym się zresztą później przekonasz ;)
      Pomyślę na zgredkową miniaturką. Pewnie wyjdzie z tego jakaś komedia. Albo tragikomedia, biorąc pod uwagę moje "błyskotliwe żarciki"
      Wszystkie trzy to samo o Audarze, no nie wyrobię chyba! :D Nic nie będę zdradzać, wszystko się rozwinie w dalszych rozdziałach ;) Fakt faktem dobrze opisałaś Octavię, podoba mi się, że udało mi się ją taką przedstawić.

      Usuń
  2. Ha dokładnie to samo pomyślałam jak czytałam, Zgredek wypisz wymaluj ;)


    I tu również zgodzę się z wypowiedzią Izzy

    Przystojny Audur to tylko taka zmyłka dla nas :P
    Octavia i tak będzie wolała Alana, bo jak to się mówi od nienawiści do miłości krótka droga wiedzie :)
    ja to już bym chciała żeby coś zaiskrzyło :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątki miłosne będą, ale spokojnie, nie możemy tak nikogo z prędkością światła pchać ku sobie ;) Twoja stanowczość co do Alana mnie rozbraja :)

      Usuń
  3. Oczywiście, że Alan to TEN! Wcześniej poznaliśmy Audara i coś tam było na rzeczy, dodatkowo ten element tajemniczości, bo go nie widziała z zasłoniętymi oczami mógł zmylić, ale teraz ewidentnie widać, że to Alan (ubolewam nad imieniem. Kojarzy mi się z Alankiem, synem Górniak. Już wcześniej nie darzyłam imienia sympatią, ale jak Górniak nazwała tak swoje dziecko, a plotkarska prasa ochrzciła go Alankiem, to wręcz nie znoszę... Taka dygresja. :) Lubię jak go nazywasz nazwiskiem ;)) będzie no 1, choć Audar namiesza. Pewnie w strategicznym momencie będzie pionkiem, który zdejmie Alanowi klapki z oczu... Czekam na te emocje. Uwielbiam, jak w taką fantastyczną przygodówkę wplątany jest wątek miłosny i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
    Chciałam zaznaczyć, że obaj są silni, skoro są mistrzami. I na pewno obaj bardzo męscy. :) Tylko, please, nie rób z Audara nieudacznika, bawidamka! :) On ma za to świetne, bardzo męskie imię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Tobie nic nie umknie? ;) Alan - podoba mi się to imię i, podobnie jak Ty, cierpię z powodu tego, że to właśnie Edith tak nazwała swojego syna.
      Co do Audara, nie miałam zamiaru robić z niego ciapowatego casanovy, choć może faktycznie tak to na początku wygląda. Jeśli zaś chodzi o samo imię - nawet nie wiedziałam, że taki istnieje. Byłam święcie przekonana, że sama je stworzyłam :D

      Usuń
    2. Kochana, imienia jako takiego to raczej nie ma. Napisałam tak, bo brzmi męsko to stworzone przez Ciebie imię. Ma za to fajną etymologię (czego się pewnie nie spodziewałaś). Audar jest blisko łacińskiego audio,-ire, czyli słyszeć/słuchać. Jest też jedną z form sztucznie stworzonego języka ido, a ma takie samo znaczenie jak łacińskie.
      Funkcjonuje, jak podpowiada Wiki, jako nazwisko. ;) Po tylu wiekach ery człowieka trudno stworzyć coś swojego. ;) Zawsze można to pod coś podpiąć, często nieświadomie się "coś nowego" na czymś starym opiera. :)

      Usuń
    3. Jakie tu mądre dyskusje się toczą :) Jestem ciekawa jak bardzo będzie to "słuchanie" widoczne w tekście ;)

      Usuń
    4. Może nie będzie. Przecież takich znaczeń nie trzeba się trzymać. Gdyby każdy był taki, jak znaczenie jego imienia... ;)

      Usuń
    5. No tak, w moim wypadku właściwie nic się nie zgadza ;) Za to - właśnie doznałam objawienia - charakterystyka mojego drugiego imienia pasuje jak ulał! Więc Dziadek miał jednak rację! Jestem Dorotką :)

      Usuń
  4. Poison nie daj nam długo czekać na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Poison coś zniknęła. Na wakacje wyjechałaś bez zapowiedzi? Nieładnie! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie wyjechałam, siedzę (nie)grzecznie we Wrocławiu. Postaram się coś napisać, ale ostatnio robię nie 1000 a 100 000 rzeczy na raz, bo akurat wszyscy postanowili nagle czegoś ode mnie chcieć. Poza tym zaczęłam jeszcze bawić się w fandom potterowski. Ehhh, tak to właśnie człowiek odpoczywa w wakacje ;)

      Usuń
    2. "Zaczęłam się bawić w fandom"? To chyba nie najlepsze określenie jeśli weźmie się pod uwagę milion opowiadań, jakie już w tym fandomie napisałaś :)

      Usuń
    3. Poison, jeju jeszcze tydzień temu strasznie przeżywałam że nie mieszkam we Wrocku! heh :P

      Usuń
  6. Haloo Poison?! my tu czekamy! :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę się starać, wybacz ;) Powiem tylko, że nie ma się czego obawiać, bo wenę to ja ciągle mam , z czasem gorzej.

      Usuń
    2. Poison, nie drecz nas juz tak, tylko napisz kolejny rozdzial :-))

      Usuń