12. No i nareszcie zamiast pytań odpowiedzi. Albo mi się zdaję, albo zrobiłam z meglanów najfajniejsze postacie w tym opowiadaniu, choć równie dobrze może mi się tak wydawać tylko dlatego, że lubię myślicieli, którzy nie są tacy... zwyczajni. Szkoda, że w większości fantastyki pojawia się tylko taki "Jeden wspaniały" vide: Dumbledore, Gandalf itd ;)
Następnego ranka, gdy tylko Octavia się obudziła, wydała z siebie zduszony okrzyk na widok wielkich, prawie białych oczu tuż nad sobą. Odetchnęła głęboko, zdając sobie sprawę, że to tylko jeden z meglanów przemywa jaj ranę na czole. - Wybacz, że cię wystraszyłam - powiedziała jedwabistym głosem meglanka.
- Nie szkodzi... - odpowiedziała, wciąż lekko łamiącym się głosem - Która godzina?
- Nie wiesz, że na Griphe nie odmierzamy czasu w godzinach? - W jej głosie brzmiało uprzejme zdziwienie. - Trwamy od świtu do zmierzchu i od zmierzchu do świtu. Tu nie ma godzin.
- Więc... jak dużo czasu minęło od świtu?
- Praktycznie nic nie minęło, bo właśnie wstało słońce. Zawsze budzisz się tak wcześnie?
- Nie. To znaczy... teraz też bym się nie obudziła, ale okropnie boli mnie brzuch. - Ściągnęła z siebie nakrycie i zachłysnęła się powietrzem. Sądziła, że meglany nie tylko uleczyły, ale i zasklepiły jej ranę. Być może nie znała się na ich magii, ale w jej skórze wciąż tkwiło wielkie, bordowe rozcięcie, które, choć nie krwawiło, bardzo bolało.
- Nie przejmuj się tym - powiedziała meglanka - Zaraz ci pomogę. Postaraj się teraz nie ruszać, dobrze? - Octavia skinęła, choć "nie przejmuj się" w odniesieniu do wielkiej, groźnej rany tuż pod żebrami, nie brzmiało zbyt rozsądnie.
Chwilę potem wrzeszczała z bólu, gdy meglanka przemywała jej ranę jakimś jaskrawożółtym płynem. Do pokoju od razu wpadł Vaill, który najwyraźniej od dłuższego czasu nie spał.
- Co tu się dzieje?! - ryknął.
- Wszystko w porządku - zapewniła go meglanka - Przemywam jej ranę, bo okropnie ją boli.
- Nie można tego zrobić jakoś delikatniej?
- To nic nie da. Ból zawsze towarzyszy tak poważnym ranom. - Mistrz spojrzał na Octavię ze współczuciem. Jeszcze przez kilka minut musiała znosić okropny ból, przypominający przykładanie rozgrzanego do białości metalu do skóry, a potem wszystko nagle ustało. Gdy ponownie spojrzała na swoją ranę, była już mniejsza i nie wyglądała tak groźnie.
- Wysłałem list, do twojej matki, Octavio - poinformował ją Vaill, a ona miała ochotę na niego nawrzeszczeć.
- Mistrzu Vaill! - zawołała z wyrzutem. - Moja mama pewnie teraz będzie się zamartwiać!
- Musi wiedzieć. Jesteś jej dzieckiem i ma prawo być poinformowana o tym, co ci się dzieje.
- Świetnie - warknęła i spróbowała podnieść się z łóżka, czego natychmiast pożałowała. Ból nasilił się, do tego stopnia, że nie powstrzymała przekleństwa. Vaill skarcił ją spojrzeniem, a potem pomógł jej wstać. Niespodziewanie przyłożył do jej brzucha dłoń w wtopionym w nią platynowym kręgiem i oczyścił jej ubranie z krwi.
- Dzięki - mruknęła. - Jaki mamy na dziś plan?
- To zależy, o kogo pytasz - odpowiedział. - My, znaczy mistrzowie, mamy w planach rozmowy z meglanami. Ty masz w planie leżenie w łóżku i powracanie do zdrowia. Rozumiemy się?
- Mistrzu, błagam! Nie po to zostałam dźgnięta mieczem, przebyłam setki kilometrów i rozmawiałam z Feyreveyem, żeby teraz leżeć i czekać na ozdrowienie!
- Bez dyskusji! Jesteś poważnie ranna i...
- I niestety i tak będę musiał zamienić z nią kilka zdań - oświadczył wkraczający do pokoju meglan, który wczoraj mówił o energii, jaką wyczuł od Octavii. - Dziewczyna nie jest na tyle niesprawna, by nie mogła z nami dyskutować. Zaraz zaproszę pana do sali gościnnej, mistrzu Vaill, ale teraz proszę nas zostawić samych. - Ku zaskoczeniu Octavii Vaill bez żadnych protestów, wraz z meglanką, opuścił pokój. Ona sama zajęła miejsce na krześle stojącym przy łóżku i spoglądała wyczekująco na meglana.
- Nazywam się Sagreg i jestem przewodniczącym Rady Griphe - powiedział, a Octavia skinęła z lekkim uśmiechem. Nie miała pojęcia, co to Rada Griphe i czym się zajmuje, ale nie chciała mu przerywać. - Wiesz, dlaczego chciałem z tobą porozmawiać?
- Nie mam pojęcia - przyznała.
- My, meglany, potrafimy rozpoznać ludzką energię, ludzkie intencje i stany umysłu. A wszystko, co wymieniłem, jest w tobie niezwykłe. - Mówiąc to, patrzył prosto na nią i czuł, jak z każdą chwilą rośnie jej ciekawość. - Twój ojciec i brat także odwiedzali Griphe, gdy służyli w Gwardii. Byli bardzo do siebie podobni i wszyscy sądziliśmy, że ty także będziesz.
- Wszyscy sądziliśmy? - powtórzyła. - Co to znaczy?
- Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy ze swojej sławy w tej krainie?
- Ze sławy? - powtórzyła, teraz już naprawdę zszokowana. -Niczego jeszcze nie dokonałam, dopiero zaczynam się uczyć w Akadamii, nie mam nawet pojęcia o magii i nie dorastam do pięt żadnemu z mistrzów. Jak mogę być sławna i to tutaj, gdzie ceni się tylko najwybitniejszych?
- Biedne dziecko - roześmiał się życzliwie. - Od lat wszyscy wyczekiwali twojego pojawienia się w Akademii. Czy nigdy nie zastanawiały cię twoje wyjątkowe zdolności?
- Nie mam żadnych wyjątkowych zdolności!
- Żadnych wyjątkowych zdolności? Octavio, masz ich całe mnóstwo! Które dwuletnie dziecko jest w stanie utrzymać się na kelmelocie? Która nastolatka jest w stanie bez problemu władać mieczem? Kto jest w stanie pokonać enigmora, walcząc z nim pierwszy raz? Który człowiek przeżbyłby taki cios mieczem, jaki ty przeżyłaś wczoraj? - Z każdym pytaniem zbliżał się do niej, a oczy dziewczyny rozszerzały się z szoku, być może też strachu.
- Jeszcze nic o sobie nie wiesz, ale musisz kiedyś poznać prawdę.
- Jaką prawdę? Nie ma żadnej prawdy! - krzyknęła, bojąc się tego, co zaraz usłyszy.
- Twój mistrz mówił ci, dlaczego ludzie Mauviasa zamordowali niewinną kobietę, prawda? Mówił, że chodzi o ciebie i powiedział ci, że jesteś potrzebna Mauviasowi, by wyciągnąć informacje z Titresa? - Nim zdążyła odpowiedzieć choćby krótkie "tak", Sagreg znów mówił. - Twój ojciec wiedział o tej krainie więcej, niż wie zwykły człowiek. To dlatego tak bardzo jest potrzebny Mauviasowi.
- Mój ojciec był zwykłym człowiekiem - wyszeptała, teraz już przerażona natłokiem informacji.
- Powiedz mi, Octavio, czy znasz swoich dziadków?
- Od strony mamy. Rodzice taty zmarli, zanim się urodziłam.
- Rodzice twojego ojca nigdy nie zmarli - powiedział, a ta wiadomość chlasnęła ją w twarz niczym szorstka dłoń. - Żyją i są tu, w tej krainie.
- W tej krainie nie żyją ludzie!
- Żyje jedna ludzka kobieta. Twoja babka. Jeśli sobie życzysz, poznasz dziś swoją rodzinę. Jeśli nie - zapomnij o tym, co ci powiedziałem. - Decyzję podjęła niemal natychmiast. Nie wyobrażała sobie być tak blisko, prawie na wyciągnięcie ręki i zrezygnować z możliwości poznania ich. Zaraz jednak poczuła coś jeszcze: wielki żal do swoich rodziców. Właśnie zdała sobie sprawę, że wszyscy obcy jej ludzie wiedzą więcej o niej, niż ona sama. Zdawała sobie sprawę, że mama nie mówiła jej tego, by uchronić ją od niebezpieczeństw, których niewątpliwie się podejmie, gdy pozna prawdę, ale nadal uważała to za niesprawiedliwość.
- Chcę ich poznać - oświadczyła pewnie i wstała. - Chcę też wiedzieć, co mój tata wie o waszej krainie i dlaczego Mauvias tak pragnie tej informacji. Chodzi o jakąś broń, którą posiadacie?
- To coś, z czego można uczynić broń najpotężniejszą w całej Galaktyce, jeśli się tym odpowiednio pokieruje.
- Dowiem się wreszcie? - warknęła, choć wcale nie chciała. Po prostu nie mogła już dłużej znieść napięcia.
- Mauviasowi chodzi o nas, meglany. Chodzi mu nie tylko o naszą nadludzką wiedzę, ale przede wszystkim o zdolność widzenia i zmieniania przyszłości, na jego korzyść. Nie mógłby nas do tego zmusić, ani nawet nas schwytać, ze względu na nasze zdolności obrony, ale mógł wypytać twojego ojca o sposób.
- Sposób na co?
- Na podporządkowanie sobie meglanów. Istnieje tylko jeden.
- Jaki to sposób?
- Nie mogę ci go wyjawić, na wypadek, gdybyś i ty została schwytana. - Dziewczyna zacisnęła pięści z bezsilnej złości.
- Dlaczego złapali akurat tatę? Skąd znał ten sposób?
- Zna go każdy meglan, ale, jak już mówiłem, Mauvias nie mógłby nas schwytać. Mógł natomiast schwytać istotę o ciele człowieka, w którym jednak płynie krew meglanów. Twojego ojca. - Mogłaby zadać kolejne pytanie, ale nie było takiej potrzeby. Szybko zaczęła kojarzyć fakty: na planecie mieszka JEDNA ludzka kobieta, która jest jej babką. Jej ojciec ma w sobie krew meglanów. A więc Titres jest dzieckiem ludzkiej kobiety i meglana. To stąd jego wielkie osiągnięcia. Stąd tyle znanych walk i udanych misji. I stąd też jej niezwykłe umiejętności.
Usiadła z powrotem na krześle i ukryła twarz w dłoniach. Miała wielką potrzebę, by się rozpłakać, by wyrzucić z siebie choć część emocji. Nie rozumiała, dlaczego, ale to wszystko, czego się dowiedziała, i co bardzo chciała wiedzieć, wywołało u niej niespodziewany ból.
- Rozumiem - powiedziała w końcu. Bardzo się starała, żeby jej głos brzmiał pewnie. - Wracając do sedna - powiedział pan, że moja energia bardzo różni się od energii taty. Co to znaczy?
- To właśnie chciałbym wiedzieć - westchnął. - Ty sama musisz do tego dojść, Octavio. To, czego się dowiesz, może być zarówno bardzo dobre i chwalebne jak i potwornie złe.
- Nie mam pojęcia, jak mam się czegokolwiek dowiedzieć...
- Czyny człowieka pozwalają mu poznać siebie najlepiej - powiedział. Po tym zdaniu zapadła chwila nieprzeniknionej ciszy. - Muszę teraz udać się na spotkanie z mistrzami. Jeśli chcesz, możesz być na nim obecna.
- Nie. Poproszę mistrza Vailla, żeby mi wszystko powtórzył. Chcę ich poznać. Babcię i dziadka.
No wreszcie się troszkę wyjaśniło :)
OdpowiedzUsuńAle by było fajnie gdybyś już wplotła w to wątek miłosny hehehe :P
Czytasz mi w myślach, serio! Właśnie zamierzałam to zrobić. Jestem aż tak przewidywalna, czy może to zwykły przypadek, że o tym wspomniałaś ;p?
UsuńCzysty przypadek! hehe tylko ciekawi mnie z kim polaczy sie Octavia!?
UsuńMam takie wrazenie ze to nie bedzie jednak Alan bo jak na razie wciąż nie są w przyjaznych stosunkach :-((
Kiedy mozemy sie spodziewac kolejnej czastki?
Skoro masz wątpliwości, to nie będę robić spoilera ;) Notek ogólnie możesz się spodziewać częściej, bo po ostatnich wydarzeniach mam wielką, nieustanną wenę do tego tekstu ;)
Usuń