czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 13

13. Ten i kolejny rozdział miały być całością, ale postanowiłam pociąć, żeby Wam nie pomieszać wszystkiego, co powiedzą dziadkowie Octavii z tym, co się stanie potem. Tutaj ostatecznie wyjaśniam to, co na razie powinniście wiedzieć, żeby nie ciągnąć dłużej bałaganu. P.S. Mam nadzieję, że "pechowa trzynastka" w tym wypadku się nie sprawdziła ;)


Gdy dwa meglany, którym Sagreg polecił zaprowadzić Octavię do jej dziadków wiodły ją przez Griphe, rozglądała się niespokojnie. Było tu wiele przedziwnych miejsc i przedmiotów, które teraz, wobec jej szybko bijącego serca, wiele straciły na swej niezwykłości. Mijała jasne, marmurowe posiadłości pozbawione okien. W przydomowych ogrodach siedziały meglany, spoglądając na nią z ciekawością swoimi wielkimi, białymi oczami. Octavia wciąż była słaba i bardzo blada. Wkroczyła właśnie na obszerny dziedziniec z najdziwniejszą rośliną, jaką kiedykolwiek miała okazję widzieć - po jego środku stało drzewo, które w ciągu kilku sekund nagie gałęzie pokryło kurtyną białych kwiatów, następnie zielonych liści, które potem barwiąc się czerwienią i złotem opadały na ziemię i cykl powtarzał się od nowa. 
 - Co to jest? - spytała, zafascynowana.
 - Czas - odpowiedział meglan, jakby to było oczywiste. - Nie odmierzamy tu godzin i dni, ale czas wciąż istnieje. To drzewo jest jego symbolem. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, ale nie był a w  stanie odwzajemnić uśmiechu. Cała była odrętwiała, nie wspominając już o nasilającym się bólu w okolicach rany.
 - To tu - powiedział drugi meglan, gdy stanęli przed  dębowymi wrotami ze znakami runicznymi u góry. - Wejdź - polecił jej. Raz jeszcze spojrzała na niego pytająco, a potem sięgnęła mosiężnej klamki i nacisnęła ją. Drzwi ustąpiły z cichym jękiem. Weszła do środka.
 Znalazła się w niewielkim holu. O jedną ze ścian opierała się kamienna ławka, przed nią niski stolik z rozłożonym na nim pergaminem. Po drugiej stronie, obok filara, znajdowała drewniana półka wypełniona księgami i cykającymi cicho instrumentami, których nigdy wcześniej nie widziała. Usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi i szybko odwróciła się w kierunku, z którego dochodziło. Na chwilę serce w niej zamarło. Zobaczyła kroczącą ku sobie parę - wysokiego meglana, którego niebieskie, błyszczące włosy opadały na szarą, pokrytą srebrzystym pyłem skórę, a białe oczy nie błyszczały już młodzieńczym blaskiem. Obok niego szła jej babcia - starsza kobieta z bardzo długim warkoczem siwych włosów i jasną skórą. Jej twarz pokrywały głębokie zmarszczki, a wąskie usta układały się w lekki uśmiech. Jednak to oczy kobiety były tym, co przyciągnęło jej uwagę - były bardzo podobne do jej własnych, choć już nie tak bystre. Oboje, jej dziadek i babcia ubrani byli w zwiewne, fiołkowe szaty.
 - Octavio - to jej babcia odezwała się pierwsza, wyciągając rękę ku swojej wnuczce. Dotknęła jej policzka, a Octavię przeszedł gwałtowny dreszcz. - Naprawdę tu jesteś... - wyszeptała wzruszona. 
 - Jesteś taka piękna - powiedział jej dziadek. Po tych słowach chwycił ją w ramiona, a ona odwzajemniła uścisk, bardzo niepewnie.
 Nawet się nie spostrzegła, gdy posadzili ją na owej kamiennej ławce, którą minęła, a tym bardziej nie zarejestrowała momentu, w którym znów zaczęli do niej mówić. 
 - Nazywam się Unilia - powiedziała jej babcia - a twój dziadek to Angus. Pewnie chciałabyś się wszystkiego o nas dowiedzieć, o wszystko zapytać. Pytaj. Pytaj, o co tylko zechcesz.  - Octavia właśnie zdała sobie sprawę, że do tej pory się jeszcze nie odezwała. Zaczęła od niezbyt ciekawego, choć logicznego pytania. Stres wciąż ściskał jej gardło, więc nawet to zwyczajne zdanie sprawiało jej pewną trudność.
 - Skąd wiedzieliście, że przyjdę?
 - Posłaniec przysłał nam wiadomość o twoim przybyciu. - Wskazał na rozwinięty przed nimi pergamin. 
 - Powiedziano nam, że zostałaś ranna w walce - zagadnęła jej babcia, patrząc z troską, na swoją potomkinię.
 - To nic takiego - odpowiedziała, instynktownie dotykając brzucha, w którym ziała potworna rana.
 - Jesteś dzielna, zupełnie, jak twój ojciec - powiedział Angus z nutką podziwu.
 - Mój ojciec... - powtórzyła bezmyślnie - Nic o nim nie wiem. Nic, prócz tego, co powiedziała mi mama. A z tego, co wiem, powiedziała mi bardzo niewiele. - Jej dziadkowie spojrzeli po sobie.
 - Więc... - zaczęła Unilia - Pewnie zastanawiasz się, dlaczego twoja matka nigdy nie powiedziała ci o nas. Dlaczego nie poznałaś nas wcześniej.  - Dziewczyna skinęła w odpowiedzi głową, a Unilia zaczeła opowiadać.
 - Nie powinnaś winić Chantall. Nie powiedziała ci o nas, bo się bała. Myślała, że będziemy chcieli skłonić cię, byś spróbowała odnaleźć ojca i pomścić brata. Że Angus zmieni w jakiś sposób przyszłość, byś mogła tego dokonać, narażając się na liczne niebezpieczeństwa.
 - A Artax? Znaliście go? - Angus skinął głową.
 - Znaliśmy. Ciebie dane nam było widzieć tylko raz, zaraz po twoich narodzinach. 
 - Dlaczego później się z nami nie kontaktowaliście? Przezcież miałam już kilka lat, gdy tata zaginął, a Artax.... umarł.
 - Nie mogliśmy - wyjaśniła jej babcia - między nami, a twoimi rodzicami powstał poważny konflikt. Gdy twój brat się urodził, nie miał żadnych znamion krwi meglanów, ale ty byłaś inna. Już wtedy, gdy się urodziłaś, Angus wyczuł w tobie niezwykłą energię i moc. Chcieliśmy, żebyś... żebyś miała szansę zgłębiać wiedzę i umiejętności meglanów, żebyś się wśród nas wychowała. Chcieliśmy mieć przy sobie choć część rodziny, skoro Titres wybrał życie z ludźmi. Wszystko, czego pragnęliśmy, miało służyć twojemu dobru. Twoja matka, oczywiście, nie zgodziła się na to. Titres też zaprotestował. Doszło między nami do poważnych kłótni, padło zbyt wiele bolesnych słów... Potem, nawet wtedy gdy Artax i Titres byli w Gwardii i przybywali na Griphe, nie odwiedzali nas.  - zakończyła.
 - I nawet nie próbowaliście pogodzić się z własnym synem? - spytała, niemal szeptem.
 - Próbowaliśmy, ale bez skutku. Nigdy nie dostaliśmy odpowiedzi od twoich rodziców - powiedział ze smutkiem Angus.
 - Dlaczego Artax nie miał tych mocy, które ja mam? Jak to możliwe?
 - Tego nigdy nie udało nam się dowiedzieć. Twoi rodzice uznali tylko, że tak będzie dla niego lepiej, skoro ma się wychowywać w Coidzie.
 - To wszystko jest jakieś... pogmatwane. Jak w ogóle doszło do tego, że jesteście razem? Meglan i ludzka kobieta... Przecież jesteście jedyną taką parą. - Jej dziadkowie uśmiechnęli się do siebie z nostalgią. 
 - Nie było łatwo - zaczęła Unilia. - Już od samego początku pojawiały się głosy przeciwników. Ludzie od zawsze przybywali do Griphe po rady i przepowiednie. Ja byłam damą dworu ówczesnej królowej Pense, twój dziadek strażnikiem w pałacu Rady Griphe. Kiedy przybyłam tu wraz ze swoją panią, poznałam go. Spędziliśmy razem kilka dni, kilka wspaniałych dni. I zakochaliśmy się w sobie. Poprosiłam królową, by pozwoliła mi tu zostać, a ona się zgodziła. Była bardzo wyrozumiałą kobietą. Ale meglany... tu było gorzej. Nie chciały, bym została. Obawiały się, że wykradnę ich sekrety i przekażę ludziom. Jednak udało mi się przekonać Radę i poślubić twojego dziadka. Złożyłam też przysięgę wierności Griphe, w której obiecałam, że nigdy nie opuszczę krainy na stałe. Owocem naszej miłości był twój ojciec.
 - A czy jego meglany także nie chciały na Griphe? Chciały, żeby wrócił do ludzi?
 - Nie. Uważały, że potomek meglana ma prawo mieszkać wśród nich - wyjaśnił Angus. - Twój ojciec sam podjął taką decyzję już za młodu, gdy usłyszał o Wielkiej Selekcji  i  Akademii... Podczas jakiegoś szkolenia w Coidzie poznał Chantall i pokochał ją. Resztę pewnie już znasz.  - Octavia skinęła głową. Skronie pulsowały jej od nadmiaru informacji, a mimo to tkwiła w niej dziwna pustka. Może nawet coś na kształt smutku. Teraz, kiedy wiedziała już wszystko, zdała sobie sprawę, że tak naprawdę przez całe swoje życie nie miała pojęcia o sobie, o swojej rodzinie, ani o przeszłości, która jej dotyczyła. Zastanawiała się, jak czuła się jej matka, która doskonale wiedziała, że Octavia ruszy w świat bez jakiejkolwiek wiedz na swój temat. Czy miała sumienie? Czy naprawdę ją kochała?
 - Octavio, kochanie, wszystko w porządku? - spytała troskliwie babcia, gładząc ją po plecach.
 - Tak. Tak, babciu, wszystko w porządku - skłamała. Nic nie było w porządku.
 - Skarbie - powiedział Angus - Gdybyś kiedykolwiek czegoś od nas potrzebowała, wiesz, gdzie nas znaleźć. W naszym domu zawsze będziesz mile widziana.
 - Dziękuję - rzekła z nikłym uśmiechem.  - Muszę was o coś prosić. - Jej ton był bardzo poważny.  
 - Gdybym kiedykolwiek szukała taty, a moja mama oskarżyłaby was o to, że mnie do tego nakłanialiście, zaprzeczcie. Powiedzcie, że to była moja decyzja, którą podjęłam już dawno, zanim was poznałam.
 - Octavio! - pisnęła Unilia, zakrywając usta dłonią. - Proszę, nie zbliżaj się nawet do Noisang! To zbyt niebezpieczne. Straciliśmy już syna i wnuka, nie możemy stracić i ciebie! - przez chwilę chciała warknąć, że nigdy nie byli rodziną, że wciąż są sobie całkowicie obcy, choć uznała to za zbyt podłe. A jednak w jej umyśle było teraz zbyt wiele bólu, by mogła powstrzymać tę myśl. Już otwierała usta, by coś odpowiedzieć, ale ktoś zapukał do drzwi i ku jej zaskoczeniu do środka wszedł Vaill.
 - Witam państwa i bardzo przepraszam, ale muszę zabrać Octavię. Wracamy na Pense. - Dziewczyna skinęła posłusznie.
 - Pamiętajcie o mojej prośbie - szepnęła, gdy przytulała ich na pożegnanie. Potem szybko opuściła ich dom, nie oglądając się za siebie. Już wiedziała, że będą musieli ją spełnić. Była pewna, że musi odnaleźć ojca. Musi! Za wszelką cenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz