środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 15

15. Jako że w tym rozdziale przechodzimy do "kolejnego etapu" szkolenia Octavii, naszło mnie na pewne przemyślenia. Mianowicie - kolejny etap tworzenia przeze mnie tego opowiadania. Na początku sądziłam, że porzucenie fandomu Harry'ego Pottera i tworzenie własnego świata będzie bolesną klęską, a okazało się, że tak naprawdę z własnym światem zżyłam się jeszcze bardziej niż z tym, który wyczarowała dla nas pani Rowling. Wszystkim polecam pisanie. Naprawdę wszystkim, bez wyjątku ;)


 Następnego dnia z samego rana do sypialni Octavii zapukała Foris i wręczyła jej, wraz ze śniadaniem, zapieczętowaną kopertę. Zmieniła jej też opatrunek na ranie i przekazała jej, że mistrz Vaill oczekuje jej na dziedzińcu o ósmej rano. Nie miała więc wiele czasu, a bardzo chciała jeszcze przeczytać list, którego, niewątpliwie, nadawcą była jej matka.
 Nawet nie tknęła śniadania - od powrotu do Pense w ogóle nie miała apetytu. Zaraz po porannej toalecie rozerwała kopertę i usiadłszy w fotelu pod oknem, zaczęła czytać słowa wypisane ręką Chantall. 
 
 Kochanie, wiem, że zostałaś ciężko ranna.Mam nadzieję, że wszystko już dobrze.  Wiedziałam  że zaczniesz poszukiwania, ale nie przypuszczałam, że zrobisz to tak szybko. Arcany Vaill powiadomił mnie, że rozmawiałaś już ze swoimi dziadkami. Teraz już pewnie wszystko wiesz. Nie proszę Cię o wybaczenie, ale o zrozumienie. Nawet jeśli popełniłam błąd, nawet jeśli zrobiłam ci krzywdę - zawsze chciałam tylko Twojego dobra. Nie jestem w stanie powstrzymać Cię przed tym, co i tak pewnie zamierzasz zrobić, ale raz jeszcze proszę Cię, żebyś kierowała się rozsądkiem i pamiętała o tym, co mi obiecałaś przed wylotem do Pense. Wybacz mi, jeśli potrafisz.
Kocham Cię, Mama.

Odłożyła list i przymknęła oczy. Oczywiście, tego właśnie się spodziewała. Wszyscy robili wszystko dla jej dobra, nie myśląc o tym, że najlepiej czułaby się, gdyby sama mogła podejmować decyzje. Nie jako małe dziecko, rzecz jasna, ale później, gdy już wszystko rozumiała.
Chciała zabrać się za odpisywanie, ale wskazówki zegara prawie ustawiły się na godzinie ósmej, więc pospiesznie zeszła na dziedziniec.
Gdy tylko wyłoniła się zza drzwi akademika, rozmowy na placu ucichły, a wszystkie pary oczu zwróciły się ku niej. Cóż, najwyraźniej była ulubionym tematem plotek w ostatnich dniach.
  - Dzisiaj poćwiczymy  w parku - powiedział Vaill, biorąc ją pod ramię i szybko wyprowadzając poza dziedziniec.
 - Co dzisiaj ćwiczymy? - spytała, nie chcąc rozmawiać na inny temat.
 - Walkę z przeszkodami - odparł Vaill. Spojrzał na nią dopiero, gdy dotarli na polanę otoczoną drzewami i krzewami kwitnących kwiatów. - Wyciągnij miecz - polecił jej. Skinęła, po czym wykonała polecenie i ustawiła się w pozycji bojowej. Vaill stanął naprzeciwko niej i ustawił ostrze tuż przy jej ostrzu.
 - Dziś nie będzie czystego pojedynku. Będę ci przeszkadzał i używał broni, którymi ty nie dysponujesz. Musisz się obronić i, oczywiście, pokonać mnie. Jeśli wytrącisz mi miecz z dłoni, zaliczam ci dzisiejszą lekcję na maksymalną liczbę punktów. 
 - A jeśli nie?
 - Zrobimy kilka kolejnych takich lekcji, aż ci się uda. Może ci się uda, wiesz, że jesteś w tym dobra - zachęcił ją, ale odebrała to zupełnie inaczej. Teraz wiedziała już, że jej zdolności wcale nie wynikały z jej ciężkiej pracy, a jedynie obecnej w niej krwi meglanów. Vaill wiedział. Wiedział i okłamywał ją.
Nagromadzonych tak wiele negatywnych emocji i brak możliwości dania im upustu sprawiły, że gdy usłyszała komendę "zaczynaj!", ruszyła do ataku tak wściekłego, jakiego Vaill się nie spodziewał. Ostrze jej miecza napadało na to drugie z ogromną prędkością i siłą. Nie przeszkadzały jej owe "nieczyste" bronie, którymi okazały się ścinane przez Vailla grube gałęzie, lecące jej prosto w twarz, ani sznur, mający owinąć się wokół jej kostek i podciąć ją w walce. Nacierała na swojego mistrza coraz szybciej i agresywniej, jakby naprawdę chciała go zabić. Kipiała złością i Arcany nie mógł dłużej udawać, że tego nie widzi.
 - Opanuj się - warknął, gdy ich miecze skrzyżowały się w połowie drogi do twarzy przeciwnika. 
 - Cały czas jestem opanowana - wysyczała jadowicie. 
 - Wiesz, o czym mówię - sapnął, wymieniając kolejne ciosy.
 - Nie, nie wiem, mistrzu - wycedziła z ironią. - O krwi meglanów, o  mojej rodzinie czy o tym, że mój brat był inny i dlatego nie umiał obronić się przed tymi, którzy go zabili?
 - Dobrze wiesz, że nie mogłem ci powiedzieć.
 - Nie chciałeś! - wrzasnęła, uderzając w spadającą gałąź tak mocno, że w mgnieniu oka rozpadła się na dwie części. Vaill nie zdążył nawet odpowiedzieć, musząc się bronić przed kolejnymi ciosami. 
 - Złość nie jest wskazana w walce - upomniał ją spokojnie. - Opanuj emocje, jeśli chcesz wygrać.
 - Opanuj emocje?! Wszyscy mnie oszukiwaliście! Wszyscy! A teraz szepczecie za moimi plecami i myślicie, że jestem głucha! Nie - daruję - wam - tego! - krzyknęła i pchnęła mieczem prosto w swojego mistrza, który, oczywiście, obronił się. Uznał jednak, że dziewczyna pozwala sobie na zbyt wiele i postanowił dać jej nauczkę. Role odwróciły się - teraz to on nacierał na nią, a ona musiała się bronić. Dawała radę przez kolejny kwadrans, ale gdy wreszcie zręcznie podciął jej kostkę lekkim kopnięciem, broń wypadła jej z ręki, a ona sama legła na ziemi. Na czole miała krople potu, a jej pierś falowała szybko w nierównym oddechu.
 - To nie była dobra walka - rzekł z powagą Vaill, podając jej rękę.
 - Nie była dobra? Przecież udawało mi się pana blokować!
 - To jeszcze nic nie znaczy. Mówiłem ci, że masz się opanować. Gdybym był twoim prawdziwym przeciwnikiem, wykorzystałbym masę możliwości, by pchnąć cię mieczem prosto w serce. Za dużo w tym było gniewu, za mało techniki. - Dziewczyna spojrzała na niego ze złością.
 - Usiądź - poprosił, wskazując jej ławkę. Zajęła miejsce, a Vaill wyciągnął z kieszeni zwitek pergaminu.
 - Co to jest? - spytała.
 - Miałem ci to dać jeszcze przed wylotem, ale nie mieliśmy czasu. Musisz wybrać sobie nauki, jakie będziesz kontynuować, lub które zaczniesz, bo masz już za sobą egzamin z podstaw. - Octavia rozwinęła pergamin i spojrzała na niego z ciekawością. Czarne litery układały się w następujące nazwy przedmiotów:
 
  Historia Galaktyki
  Filozofia i medytacja
  Walka bronią białą
  Strzelectwo
  Prawo Galaktyki
  Magia i teleportacja
  Maszyny i zwierzęta powietrzne
  Kontakty z istotami półludzkimi i nieludzkimi
  Polowanie

 - Ile mogę wybrać? - zapytała znów, na chwilę zapominając o złości.
 - To zależy od tego, jak widzisz swoją przyszłą karierę w Gwardii.
 - Pomoże mi pan się na coś zdecydować?
 - Od tego tu jestem - odparł z uśmiechem. - Cóż, chyba powinienem zacząć od tego, że masz trzy możliwości do wyboru. Możesz zostać Łowcą, a więc polować na złoczyńców i sprzymierzeńców Mauviasa. Możesz być Obrońcą i bezpośrednio chronić najważniejsze osobistości w Galaktyce. Możesz zostać jeszcze Wojownikiem, czyli brać udział w walkach i misjach ratunkowych.  Oczywiście każdy z tych kierunków ma swoje wady i zalety.
 - A ty, mistrzu, kim jesteś?
 - Łowcą - odparł i, jakby czytając w jej myślach, od razu odpowiedział na kolejne pytanie Octavii - Niezależnie od tego, czy wybierzesz inny kierunek, nie zmieniasz mistrza. - Dziewczyna skinęła.
 - Nie wiem, co jest dla mnie najlepsze. 
 - Znając twój temperament i chęć działania odpuściłbym sobie Obrońcę. Pomijając fakt, że do tej fukncji jest ci potrzebna znajomość Historii i Prawa Galaktyki, musiałabyś wtedy spokojnie siedzieć w jednym miejscu i jedynie czekać na akcję. Pozostaje Łowca albo Wojownik.
 - Więc wybieram...
 - Zaczekaj - powstrzymał ją. - Wiem, w którą stronę się skłaniasz, ale musisz pamiętać, że trwa wojna i jeśli wybierzesz funkcję Wojownika, znajdziesz się w samym jej sercu, rozumiesz? To już nie jest zabawa, Octavio. Musisz też wiedzieć, że wybranie specjalizacji Wojownika wiąże się z większą ilością lekcji z mistrzem Feyreveyem. - Tu spojrzał na nią znacząco, ale Alan nie był już dla niej przeszkodą.
 - Mimo wszystko wybieram funkcję Wojownika. Jestem pewna - dodała, widząc, że Vaill chce zaoponować.
 - Dobrze. W takim razie będziesz musiała się napracować.
 - Jakie przedmioty mam wybrać? - Na to pytanie Arcany wziął od niej kartkę i własnym piórem pozaznaczał wszystko, czego powinna się uczyć. Tym sposobem zakreślone zostały Filozofia i medytacja, Walka bronią białą, Strzelectwo oraz Magia i teleportacja.
 - Super - mruknęła, choć nie było to zbyt ambitne. 
 - Maszyn i zwierząt powietrznych nie brałem pod uwagę, wiedząc, jak latasz - uśmiechnął się do niej ciepło. - No, skoro już wybrałaś, chyba jesteś wolna. - Vaill wstał i Octavia zrobiła to samo.
 - Mistrzu! - zawołała za nim. - Ja... mam jeszcze jedno pytanie.
 - Tak?
 - Kim byli... tata i Artax? 
 - Obaj byli świetnymi Wojownikami - odparł z pewnym smutkiem Arcany, a potem oddalił się. Octavia poczuła ukłucie winy na myśl o tym, jak niedojrzale była wściekła na swojego mistrza. Powlekła się za nim  na dziedziniec i prawie od razu wpadła na Felixa. 
 - Wszystko gra? - spytał chłopak.
 - Tak, jasne - odpowiedziała. - Audar dał ci już do wyboru przedmioty?
 - Oczywiście! Zostanę Wojownikiem, a ty?
 - Podobnie.
 - To świetnie! Będziemy uczyć się razem, a potem czekają nas wspólne misje i wyprawy i...
 - Oby tylko nie kończyły się tak, jak moja ostatnia wyprawa do Griphe. Felix, chodź, muszę ci wszystko opowiedzieć.  - Po tych słowach chwyciła go za rękę i poprowadziła schodami na górę. Była już pewna, że chce odszukać ojca i prawie taką samą pewność miała co do tego, że nikt jej na to legalnie nie pozwoli. Za nic miała zdanie Alana, że Titres postradał rozum, za nic miała wszelkie niebezpieczeństwa. Teraz musiała już znaleźć tatę i na pewno będzie potrzebowała kompana równie spragnionego wrażeń. Felix nadawał się idealnie. 

3 komentarze:

  1. Tak czytałam z nadzieją że będzie ocieplanie stosunków Alana i Octavii ciąg dalszy a tu klops :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie, spokojnie ;) W ogóle będzie więcej Alana, także będziesz miała okazję go poznać ;)

      Usuń
    2. To kiedy zaszczycisz nas kolejnym rozdzialem? hehe

      Usuń