niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 16

16. No i znowu namieszałam :) Ludzie powinni się cieszyć, że naprawdę nie mam mocy sprawczej na tym świecie, bo życie wyglądałoby wtedy... bardzo ciekawie. Jeszcze jedno: w komentarzach pisałyście, że Foris to kopia Zgredka - otóż ja Wam zamierzam pokazać, że absolutnie nie ;)


Gdy Octavia skończyła mówić, Felix miał dość niepewną minę. Przyglądała mu się przez chwilę w nadziei, że się odezwie, ale on milczał jeszcze dłuższą chwilę.
 - Co zamierzasz? - spytał wreszcie. 
 - Muszę odnaleźć tatę.
 - To wiem. Pytam, co zamierzasz zrobić, żeby go odszukać. Chyba nie wyobrażasz sobie, że pewnego dnia po prostu polecimy sobie do Noisang i wyciągniemy stamtąd najpilniej strzeżonego więźnia.
 - Oczywiście, że nie - zaperzyła się. - Tylko... jeszcze nie mam dokładnego planu.
 - Proponuję na razie zbierać jak najwięcej informacji i szczegółów, a gdy już będziemy mieli ich dostatecznie dużo, zaczniemy działać.
 - Nie rozumiesz - rzekła stanowczo. - Feyrevey mówił, że tata... że nie jest taki, jak dawniej. On nie może tak długo czekać.
 - Wiem, Octavio, i bardzo mi przykro, ale po prostu nie da się tego zrobić inaczej. - Poklepał przyjaciółkę po ramieniu, choć wypadało to blado wobec tak wielkiego problemu. Najważniejsze jednak było to, że zaoferował swoją pomoc i przyłączył się do niej, a, co więcej, podszedł do sprawy bardzo poważnie, więc będzie bardzo pomocny.
 
Po kolacji zeszła do holu i przyjrzała się tablicy ogłoszeń - już pojawiły się na niej nowe przedmioty i terminy ich wykładania. Wszystkiego, prócz Magii i Teleportacji miał ją uczyć Vaill, ale obok Magii i Teleportacji pojawiły się zupełnie jej dotąd nieznane personalia
Rosanne Clemort. Dziewczyna przesunęła palcem po ogłoszeniu, szukając nauczyciela Felixa i okazało się, że będzie ich uczyła ta sama kobieta.
 - Głupia baba - stwierdził szorstko jakiś głos obok niej. Obróciła się i spojrzała prosto na Feyreveya. - Macie pecha, że uczy was ta cała Clemort. Jeszcze kilka lat temu był tu całkiem niezły nauczyciel,a  teraz... szkoda gadać.
 - Dlaczego pan uważa, że to "głupia baba", mistrzu? - spytała, cytując go wyraziście.
 - Jutro sama zobaczysz. I wspomnisz moje słowa za kilka kolejnych lekcji.
 - Możliwe - powiedziała i obrzuciła mistrza podejrzliwym spojrzeniem. Alan Feyrevey raczej nie rozmawia z nią ot tak.
 - Chciałem ci tylko powiedzieć, że odtąd będę miał z tobą więcej zajęć.
 - Wiem, mistrz Vaill mi powiedział. 
 - To, że WIESZ jest mało istotne, Conely. Mówię ci to, bo chcę, żebyś wiedziała, że jeśli na moich lekcjach nie będziesz przestrzegać dyscypliny, poniesiesz przykre konsekwencje.
 - Śmiem zauważyć - mruknęła - że ponoszę je u pana zawsze, niezależnie od tego, czy przestrzegam dyscypliny, czy nie. - Nic nie powiedział, ale mogłaby przysiąc, że jego wargi drgnęły w lekkim uśmiechu.
 - Nie zapominaj o tym, a nasza współpraca jakoś się ułoży.
 - Mam nadzieję - odpowiedziała, choć szczerze w to wątpiła.
 - Rana już ci nie dokucza?
 - Odrobinę. 
 - Naprawdę mała ta odrobina - stwierdził szyderczym prychnięciem - Widziałem dziś część twojej walki z Vaillem. Przez chwilę myślałem, że go zabijesz. - Policzki dziewczyny powlekły się delikatnym odcieniem różu, a Alan tylko na to czekał. - Mogę ci zarzucić wszystko, ale nie to, że nie umiesz walczyć. Twój mistrz znalazł się w prawdziwym niebezpieczeństwie, co?
 - Ja... trochę się zagalopowałam. 
 - Trochę się zagalopowałaś - powtórzył z udawanym zastanowieniem. - No, to doprawdy ciekawe. Mam nadzieję, że kiedy sam będę z tobą walczył, mogę liczyć na odrobinę wyrozumiałości? - Zaśmiał się, choć nie był to już ów zimny, kpiarski śmiech, którym zwykle kwitował wszystko, co powiedziała.
 - Jeśli ceni pan swoje umiejętności na tyle nisko, by uczennica musiała być dla pana wyrozumiała, mistrzu, to tak, dam panu fory.  - Z nieprzeciętną satysfakcją patrzyła, jak szyderczy uśmieszek spełza z jego ust i ustępuje miejsca zwykłej, kamiennej twarzy. 
 - Zawsze jesteś taka wyszczekana?
 - Tylko wtedy, kiedy muszę - odparła z dumnie podniesioną głową. Alan przewrócił oczami, ale musiał przyznać, że pewne jej występki robiły na nim wrażenie. Nawet to, że odważyła się lecieć na Griphe, mimo czyhającego na nią niebezpieczeństwa, co swoją drogą było brawurą graniczącą z głupotą, uznawał za swego rodzaju osiągnięcie. Bardzo niechętnie musiał zgodzić się z opinią, że pomylił się co do niej. Sądził, że zjawi się tu z mylnym wrażeniem, że nazwisko Conely upoważnia ją do wszystkiego, czego inni robić nie mogą. Nie znosił jej rodziny i  nie chciał mieć z nią więcej styczności, ale ona była inna. Wciąż butna, bezczelna i śmiała, ale w ten sposób, który sobie cenił. 
 - Świetnie - powiedział w końcu. - Mam nadzieję, że uda mi się wyperswadować takie zachowanie wobec mnie. - Znów uśmiechnął się mściwie.
 - Szczerze wątpię, mistrzu Feyrevey - odparła i o ile jeszcze tydzień temu doprowadziłoby go to do furii o tyle teraz potrafił znaleźć w tym trochę zabawnej przekory.
 - A teraz zapraszam do sypialni, Conely. O ósmej masz zajęcia z panią Clemort, a więc przyda ci się sporo koncentracji. Dobranoc!
 - Dobranoc, mistrzu Feyrevey - zawołała, gdy już odchodził. Po raz kolejny ją zaskoczył.
Już miała odchodzić do sypialni, gdy natknęła się na mężczyznę, który sprawiał, że mimowolnie robiło się jej gorąco. Audar wpadł na nią wychodząc zza rogu.
 - Przepraszam, Octavio, naprawdę, bardzo przepraszam. Nie sądziłem, że jeszcze tu będziesz o tej porze.
 - Nie szkodzi - odparła, spuszczając wzrok, by nie zdradzić swojego zadowolenia na jego widok. 
 - Jak się czujesz? Wiesz, po tych wszystkich przejściach...
 - W porządku. Wszystko powoli wraca do normy. - Stało się coś, co sprawiło, że poczuła, jak gruba lina oplata ją i zaciska się mocno na gardle. Audar położył jej obie dłonie na ramionach i spojrzał prosto na nią.
 - Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała rozmowy, wiesz, gdzie mnie znaleźć
 - Jasne - odpowiedziała, kiwając lekko głową.
 - Jeśli chodzenie po schodach wciąż sprawia ci trudność, odprowadzę cię na górę.
 - Nie. To znaczy tak... Ja... mam na myśli, że... - Audar uciszył ją jednym gestem i roześmiał się perliście, co spowodowało lekkie drżenia całego jej ciała.
 - Chodź - podał jej rękę, stojąc już dwa stopnie wyżej. 
 - Mistrzu - rozległ się skrzekliwy głos tuż za nimi. Foris patrzyła na nich, wyraźnie czymś oburzona. - Mistrza uczeń jest na dziedzińcu, a o tej porze już nie wolno! Proszę go stamtąd zabrać!
 - Jasne, Foris - rzekł pogodnie. 
 - A ja zaprowadzę - powiedziała elfka, wspinając się po schodach tuż przed Octavią, która teraz faktycznie miała problemy z chodzeniem, choć z innych powodów, niż przedtem.
 - Dzięki, Foris, poradzę sobie.
 - Ty chciała, żeby zaprowadził ją mistrz Audar, więc Foris też może to zrobić - warknęła elfka, nadal ewidentnie na coś zła. - Mistrz Feyrevey kazał iść na górę, do sypialni, a nie rozmawiać z innymi!
 - Przecież nie zrobiłam nic złego!
 - Nie zrobiła - prychnęła elfka. - Ty powinna docenić mistrza Feyreveya! On nigdy nie rozmawia ze swoimi uczniami, a już na pewno nie z kobietą. Dobranoc! - Gdy Foris odchodziła, Octavia miała naprawdę głupią minę. Nie przypuszczała, że elfka celowo odciągnęła od niej Audara, ale najwyraźniej uważała, że prawo do spędzania czasu z Octavią poza zajęciami, przysługuje tylko Alanowi. Dobry żart.
 Nacisnęła klamkę i weszła do pokoju. Na stole wciąż leżał list od jej mamy, ale nim zabrała się za odpisywanie, rzuciła się  na łóżko i ukryła twarz w dłoniach. 
 - Jasna cholera - pisnęła. Po spotkaniu z Audarem wciąż było jej gorąco i naprawdę ciężko było jej skupić myśli na czymś innym. Jedno było pewne: musiała jak najszybciej wziąć się w garść. On był mistrzem, ona uczennicą, a więc jej zadurzenie się jest całkowicie nie  na miejscu. Wzięła jeszcze kilka głębszych oddechów i usiadła. Czas zająć czymś swój umysł. Wzięła do ręki pióro umaczane w atramencie i rozwinęła przed sobą czysty pergamin. 
 
 Kochana Mamo!
 Wciąż pamiętam o swojej obietnicy, ale obawiam się, że już zaczęłam ją łamać. Gdybym postąpiła inaczej, zrobiłabym to wbrew sobie. Teraz, kiedy już znam prawdę, nie mogę go tak zostawić. Tata potrzebuje mojej pomocy, bo być może jestem już jedyną osobą, która wierzy, że jest jeszcze sens go ratować. Wiem, jakie to niebezpieczne, ale przecież tak wiele osób powtarzało mi, że jestem prawdziwą córką swojego ojca, więc nie mogę tak po prostu bezczynnie siedzieć. Mam sporo odwagi i nadzieję, że nigdy mi jej nie zabraknie. Wiem, że nie powiedziałaś mi nic, ponieważ się o mnie bałaś, dlatego wiedz, że nie gniewam się, choć na początku było mi ciężko. Obiecuję, że będę ostrożna. 
 Dbaj o siebie.
 Octavia

6 komentarzy:

  1. Jak o się o nią troszczy ;p znów pyta o ranę ;p
    hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszczyć to on się dopiero zacznie. A tak z innej beczki: podoba Ci się postać Audara?

      Usuń
  2. Audar hmm jakos na mnie nie dziala. Ale chyba na Octavie tak hehe
    Jest ale równie dobrze by mogło go nie być :-P

    Chyba masz wobec niego jakieś plany co? hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz Poison pisz!! bo ja się niecierpliwie ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę, piszę ;) Właśnie się miałam za to zabrać, więc pewnie dzisiaj będzie rozdział. Co do Audara - no jakieś tam plany mam, ale bez spoilerów ;)

      Usuń
  4. Aaa! to czekam :) będę zaglądać :)

    Ej, halllooo! chyba nie ja jedyna tu zaglądam?!


    Poison, ja chyba domyślam się jakie :P ale zostawię na razie to dla siebie :P

    OdpowiedzUsuń