19. I znów się coś dzieje ;) Uwielbiam wartką akcję i mam nadzieję, że takową udało mi się poprowadzić. Chciałam też, żeby nie było to zbyt "ciężkie" w czytaniu, więc starałam się pisać tak, żeby nie było angstu.
Nie spała prawie całą noc, przewracając się z boku na bok i rozpamiętując wydarzenia mające miejsce zeszłego wieczora. Nie mogła powstrzymać gonitwy myśli, które uparcie pędziły w stronę mistrza Feyreveya - czyli w kierunku, w którym pędzić absolutnie nie powinny. Przypomniawszy sobie, że ma dziś z nim lekcje, jęknęła cicho. Ociągała się ze wszystkim, co możliwe, byle tylko jak najpóźniej stanąć na dziedzińcu. Chcąc nie chcąc w końcu musiała się na nim stawić. I skutecznie unikać spojrzenia Alana, który chyba zbierał się w sobie, by podjeść do niej i albo na nią nawrzeszczeć, co było wielce prawdopodobne, albo ją przeprosić, na co szanse były nikłe. Octavia natomiast wolałaby, żeby zapomniał, że ona istnieje i zachowywał się, jak zwykle.
- Wszystko w porządku? - Pytanie Vailla wyrwało ją z otępienia.
- Tak... tak, jasne - odparła, niezbyt przytomnie. Nie chcąc zdradzać swojego zakłopotania, zamiast na niego, spojrzała na przechodzącą obok panią Clemort, która pomachała do niej.
- Skoro tak, to chciałbym cię o coś zapytać. Chcesz spotykać się z panią Clemort na indywidualnych lekcjach?
- Ona twierdzi, że ma mi to pomóc, więc jeśli tak...
- Posłuchaj. Wiem, że rozmawiałaś wczoraj z mistrzem Lennarsem i powiedział ci coś na jej temat. Śmiem twierdzić, że jest w tym sporo prawdy, jednak mimo wszystko jest dobrą nauczycielką. Jeśli chcesz, powinnaś się u niej uczyć.
- W porządku - rzekła po chwili. - Tak zrobię. Ćwiczymy dziś w parku?
- Dziś nie ćwiczysz ze mną. Obiecałem stawić się u króla Braviusa, ale mistrz Feyrevey zgodził się z tobą powalczyć. - Jego słowa spłynęły na Octavię jak wiadro gorącej wody. Spojrzała z lękiem w stronę Alana.
- A jego uczeń? Przecież...
- Jest teraz na zajęciach z Magii. - Vaill uśmiechnął się przyjaźnie. - Podobno między tobą, a mistrzem Feyreveyem nie jest już tak źle.
- On tak powiedział?
- Wszyscy tak mówią. Ja sam także myślę, że fazę dotarcia charakterów macie już za sobą. No, to powodzenia. - Odszedł swoim dostojnym, sprężystym krokiem, a Octavia z nasilającym się strachem patrzyła na rosnącą w jej oczach postać Alana. Stanął przed nią i bez przywitania zaczął:
- Będziemy walczyć na polach, żebyś miała dodatkowe utrudnienia.
- Na polach? -zdziwiła się. - Pola są co najmniej 2 kilometry stąd, dojście tam zajmie...
- Ręka - powiedział i wyciągnął ku niej dłoń z wtopionym w nią kręgiem.
- Co? - spytała z przerażeniem.
- Nie opanowałaś jeszcze teleportacji, więc musisz się teleportować ze mną. Dotknij kręgu - polecił jej. Dziewczyna zawahała się, a potem ostrożnie złożyła swoją dłoń na jego. Miała tylko kilka sekund, by zarejestrować, że nie czuje pod palcami jego skóry, a jedynie zimną fakturę kręgu, który w dotyku przypominał metal. W jednej chwili chciała wrzasnąć z przerażenia, gdy zdała sobie sprawę, że jej ciało zniknęło, obok niema Alana, a jedyne, co istnieje, to krajobraz umykający przed nią, a raczej tym, co z niej zostało, z przerażającą prędkością. Pęd powietrze zatykał jej usta i była pewna, że wkrótce się udusi. Tak w rzeczywistości by się stało, gdyby wreszcie nie upadła ciężko na ziemię, wśród złotych, dojrzałych już zbóż.
Trzymała się za brzuch, kaszląc i krztusząc się własnymi oddechami.
- Mógł pan... uprzedzić... że... - wydyszała - to takie... nieprzyjemne.
- Nie pytałaś - uśmiechnął się złośliwie i pomógł jej wstać. - Odpocznij chwilę, a potem zabieramy się za trening.
- Wspominał pan coś o utrudnieniach - napomknęła nieśmiało.
- Jeśli jeszcze się nie połapałaś - to nie będzie bezpośrednia walka. Będę się ukrywał, a w tych wysokich trawach nie będziesz mogła mnie dostrzec. Musisz polegać też na innych zmysłach, na intuicji. To właśnie ma na celu nasza dzisiejsza lekcja. - Pokiwała głową. Pomysł był świetny i cieszyłaby się na niego z całą mocą, gdyby to Vaill był dziś jej nauczycielem. Jeśli zbłaźni się przed Alanem, chyba zapadnie się ze wstydu pod ziemię.
- Możemy zacząć? - Wciąż lekko kaszlała, ale gdy tylko chwyciła za miecz, poczuła prawdziwy zew. Tak było za każdym razem.
- Zaliczę ci tę lekcję, gdy choć raz dosięgnie mnie twoje ostrze - zapowiedział, po czym uśmiechnął się szatańsko i... rozpłynął się w powietrzu. A przynajmniej uciekł z taką prędkością, że tak jej się wydawało. Mocniej ścisnęła w dłoni miecz i rozejrzała się. Usłyszała szelest z prawej strony - smagnęła mieczem w tamtym kierunku, ścinając kilkaset kłosów. Nie trafiła jednak w Alana. Chwilę potem zobaczyła poruszające się przed nią zboże - zaczęła biec, trzymając miecz w pogotowiu, gotwa smagnąć nim, gdy zajdzie taka potrzeba. Na chwilę kroki przed nią ucichły, a potem usłyszała je za sobą. Zaklęła pod nosem i znów ruszyła. Taka bezsensowna gonitwa trwała prawie kwadrans, aż wreszcie zobaczyła błyskającą w słońcu klingę jego miecza.
- Mam cię - syknęła do siebie i skradając się, najciszej, jak potrafiła, dopdła celu. Zamachnęła się i uderzyła swoim mieczem w drugie ostrze.
- Niezła jesteś - mruknął z uznaniem, a ona wyszczerzyła się w triumfalnym uśmiechu. Zdążyła jednak tylko mrugnąć i znów go nie było. Rozjerzała się, tym razem o wiele bardziej pewna siebie. Postanowiła, że tym razem to ona będzie dyktować warunki - pobiegnie w jakiś kierunek, w którym z całą pewnością go nie będzie, a gdy Alan się zorientuje, że Octacvia się "pomyliła" będzie miała go za plecami. Nim jednak wcieliła swój plan w życie, usłyszała szelest kłosów kilka metrów w przód od siebie. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że podobne dźwięki usłyszała w dwóch innych miejscach.
Uśmiech spełzł z jej twarzy, a zastąpił go najprawdziwszy strach. Teraz wiedziała już, że w tej krainie może zdarzyć się wszystko.
- Mistrzu Ferevey! - krzyknęła. Poczuła się bardzo niepewnie.
- Witaj, ślicznotko. - Wrzasnęła przeraźliwie. Stał przed nią wysoki, chudy mężczyzna w czarnych szatach. Jego ręce i twarz wyglądały, jak wytopione z najprawdziwszej stali, a zupełnie czarne oczy, pozbawione tęczówek napawały ją lękiem. Wyciągnął ku niej rękę, ale zdołała kopnąć go boleśnie w żebra.
- MISTRZU FEYREVEY! - zawołała rozpaczliwie, rzucając się do ucieczki.
- Uciekaj! - krzyknął. Usłyszała dźwięk zderzenia mieczy i już wiedziała, że Alan z kimś walczy. Nie wiedząc, co robić, pędem puściła się w kierunku, z którego dobiegały odgłosy walki.
- Nie tak prędko, Conely - wysyczało monstrum o czarnych oczach, zastępując jej drogę. Spróbowała pchnąć mieczem prosto w jego pierś, ale tylko roześmiał się okrutnie. Jego miecz był znacznie większy i cięższy, więc gdy natarł na jej ostrze, poczuła w rękach potężny ból. Chyba tylko wszechogarniający strach pozwalał jej wciąż ściskać klingę w dłoniach.
- Czego chcesz? - warknęła, wciąż siłując się z napastnikiem.
- Ciebie. Mistrz Zakonu Feupeliadów, chce cię mieć w swojej krainie już dziś. I tak czekał zbyt długo.
- Kto?! - krzyknęła, czując, jak przerażenie zacieśnia wokół niej coraz ciaśniejsze pęta.
- Mistrz Mauvias, idiotko! - warknął i wzmocnił siłę ataku. Zachłysnęła się z bólu powietrzem, gdy ostrze potwora przecięło skórę wzdłuż jej lewej ręki. Tylko jedna myśl przemknęła jej przez głowę - skoro Mauvias chce ją widzieć na Noisang, ten brutal nie może jej zabić. Zaczęła się cofać, mając jedyną nadzieję, że natknie się na Alana, który jej pomoże.
- Maal! - krzyknął jakiś nieznany jej głos, a chwilę potem tuż nad jej głową świsnął srebrzysty płomień z ręki Alana, przed którym potwór, nazwany Maalem, w ostatniej chwili się uchronił.
Octavia wykorzystała chwilę jego osłabienia i wyprowadziła dźgnięcie jego bark.. Ten zawył przeraźliwie, by chwilę potem rzucić się na nią z jeszcze większą zaciekłością. Fakt, że udało jej się go zranić sprawił, że poczuła się silniejsza, niż kiedykolwiek.
- Octavio, uciekaj! - krzyknął znów Alan, na którego szyi pojawiło się paskudne rozcięcie.
- Nie zostawię pana! - oznajmiła i postarała się jeszcze raz dźgnąć Maala. Dosłownie sekundę później mogła uznać to za wielki błąd, bo Maal odsunął się i wpadła prosto na innego człowieka, który uśmiechnął się dziko, kopnięciem wytrącił jej miecz z ręki, a potem boleśnie zakleszczył swoje palce na jej nadgarstku.
- NIE! - usłyszała za sobą krzyk Alana. Ostatnim, co zarejestrowała, był znajomy dotyk na jej drugiej dłoni. Potem już tylko unosiła się bezwładnie wysoko, wysoko nad ziemią.
Alan będzie teraz miał wyrzuty sumienia :P
OdpowiedzUsuńCenisz sobie szczerą krytykę? Chcesz dowiedzieć się, jak widzą Twój blog inni? Zapraszam na ocenialnię pomocne-oceny.blogspot.com aby złożyć ocenę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przepraszam za SPAM :)