poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 19


 19. I znów się coś dzieje ;) Uwielbiam wartką akcję i mam nadzieję, że takową udało mi się poprowadzić. Chciałam też, żeby nie było to zbyt "ciężkie" w czytaniu, więc starałam się pisać tak, żeby nie było angstu.


Nie spała prawie całą noc, przewracając się z boku na bok i rozpamiętując wydarzenia mające miejsce zeszłego wieczora. Nie mogła powstrzymać gonitwy myśli, które uparcie pędziły w stronę mistrza Feyreveya - czyli w kierunku, w którym pędzić absolutnie nie powinny. Przypomniawszy sobie, że ma dziś z nim lekcje, jęknęła cicho. Ociągała się ze wszystkim, co możliwe, byle tylko jak najpóźniej stanąć na dziedzińcu. Chcąc nie chcąc w końcu musiała się na nim stawić. I skutecznie unikać  spojrzenia Alana, który chyba zbierał się w sobie, by podjeść do niej i albo na nią nawrzeszczeć, co było wielce prawdopodobne, albo ją przeprosić, na co szanse były nikłe. Octavia natomiast wolałaby, żeby zapomniał, że ona istnieje i zachowywał się, jak zwykle.
 - Wszystko w porządku? - Pytanie Vailla wyrwało ją z otępienia.
 - Tak... tak, jasne - odparła, niezbyt przytomnie. Nie chcąc zdradzać swojego zakłopotania, zamiast na niego, spojrzała na przechodzącą obok panią Clemort, która pomachała do niej.
 - Skoro tak, to chciałbym cię o coś zapytać. Chcesz spotykać się z panią Clemort na indywidualnych lekcjach?
 - Ona twierdzi, że ma mi to pomóc, więc jeśli tak...
 - Posłuchaj. Wiem, że rozmawiałaś wczoraj z mistrzem Lennarsem i powiedział ci coś na jej temat. Śmiem twierdzić, że jest w tym sporo prawdy, jednak mimo wszystko jest dobrą nauczycielką. Jeśli chcesz, powinnaś się u niej uczyć.
 - W porządku - rzekła po chwili. - Tak zrobię. Ćwiczymy dziś w parku?
 - Dziś nie ćwiczysz ze mną. Obiecałem stawić się u króla Braviusa, ale mistrz Feyrevey zgodził się z tobą powalczyć. - Jego słowa spłynęły na Octavię jak wiadro gorącej wody. Spojrzała z lękiem w stronę Alana.
 - A jego uczeń? Przecież...
 - Jest teraz na zajęciach z Magii. - Vaill uśmiechnął się przyjaźnie.  - Podobno między tobą, a mistrzem Feyreveyem nie jest już tak źle.
 - On tak powiedział?
 - Wszyscy tak mówią. Ja sam także myślę, że fazę dotarcia charakterów macie już za sobą. No, to powodzenia. - Odszedł swoim dostojnym, sprężystym krokiem, a Octavia z nasilającym się strachem patrzyła na rosnącą w jej oczach postać Alana. Stanął przed nią i bez przywitania zaczął:
- Będziemy walczyć na polach, żebyś miała dodatkowe utrudnienia.
 - Na polach? -zdziwiła się. - Pola są co najmniej 2 kilometry stąd, dojście tam zajmie...
 - Ręka - powiedział i wyciągnął ku niej dłoń z wtopionym w nią kręgiem.
 - Co? - spytała z przerażeniem.
 - Nie opanowałaś jeszcze teleportacji, więc musisz się teleportować ze mną. Dotknij kręgu - polecił jej. Dziewczyna zawahała się, a potem ostrożnie złożyła swoją dłoń na jego. Miała tylko kilka sekund, by zarejestrować, że nie czuje pod palcami jego skóry, a jedynie zimną fakturę kręgu, który w dotyku przypominał metal. W jednej chwili chciała wrzasnąć z przerażenia, gdy zdała sobie sprawę, że jej ciało zniknęło, obok niema Alana, a jedyne, co istnieje, to krajobraz umykający przed nią, a raczej tym, co z niej zostało, z przerażającą prędkością. Pęd powietrze zatykał jej usta i była pewna, że wkrótce się udusi. Tak w rzeczywistości by się stało, gdyby wreszcie nie upadła ciężko na ziemię, wśród złotych, dojrzałych już zbóż.
Trzymała się za brzuch, kaszląc i krztusząc się własnymi oddechami.
 - Mógł pan... uprzedzić... że... - wydyszała - to takie... nieprzyjemne.
 - Nie pytałaś - uśmiechnął się złośliwie i pomógł jej wstać. - Odpocznij chwilę, a potem zabieramy się za trening.
 - Wspominał pan coś o utrudnieniach - napomknęła nieśmiało.
 - Jeśli jeszcze się nie połapałaś - to nie będzie bezpośrednia walka. Będę się ukrywał, a w tych wysokich trawach nie będziesz mogła mnie dostrzec. Musisz polegać też na innych zmysłach, na intuicji. To właśnie ma na celu nasza dzisiejsza lekcja.  - Pokiwała głową. Pomysł był świetny i cieszyłaby się na niego z całą mocą, gdyby to Vaill był dziś jej nauczycielem. Jeśli zbłaźni się przed Alanem, chyba zapadnie się ze wstydu pod ziemię.
 - Możemy zacząć?  - Wciąż lekko kaszlała, ale gdy tylko chwyciła za miecz, poczuła prawdziwy zew. Tak było za każdym razem.
 - Zaliczę ci tę lekcję, gdy choć raz dosięgnie mnie twoje ostrze - zapowiedział, po czym uśmiechnął się szatańsko i... rozpłynął się w powietrzu. A przynajmniej uciekł z taką prędkością, że tak jej się wydawało. Mocniej ścisnęła w dłoni miecz i rozejrzała się. Usłyszała szelest z prawej strony - smagnęła mieczem w tamtym kierunku, ścinając kilkaset kłosów. Nie trafiła jednak w Alana. Chwilę potem zobaczyła poruszające się przed nią zboże - zaczęła biec, trzymając miecz w pogotowiu, gotwa smagnąć nim, gdy zajdzie taka potrzeba. Na chwilę kroki przed nią ucichły, a potem usłyszała je za sobą. Zaklęła pod nosem i znów ruszyła. Taka bezsensowna gonitwa trwała prawie kwadrans, aż wreszcie zobaczyła błyskającą w słońcu klingę jego miecza.
 - Mam cię - syknęła do siebie i skradając się, najciszej, jak potrafiła, dopdła celu. Zamachnęła się i uderzyła swoim mieczem w drugie ostrze.
 - Niezła jesteś - mruknął z uznaniem, a ona wyszczerzyła się w triumfalnym uśmiechu. Zdążyła jednak tylko mrugnąć i znów go nie było. Rozjerzała się, tym razem o wiele bardziej pewna siebie. Postanowiła, że tym razem to ona będzie dyktować warunki - pobiegnie w jakiś kierunek, w którym  z całą pewnością go nie będzie, a gdy Alan się zorientuje, że Octacvia się "pomyliła" będzie miała go za plecami. Nim jednak wcieliła swój plan w życie, usłyszała szelest kłosów kilka metrów w przód od siebie. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że podobne dźwięki usłyszała w dwóch innych miejscach.
Uśmiech spełzł z jej twarzy, a zastąpił go najprawdziwszy strach. Teraz wiedziała już, że w tej krainie może zdarzyć się wszystko.
 - Mistrzu Ferevey! - krzyknęła. Poczuła się bardzo niepewnie.
 - Witaj, ślicznotko. - Wrzasnęła przeraźliwie. Stał przed nią wysoki, chudy mężczyzna w czarnych szatach. Jego ręce i twarz wyglądały, jak wytopione z najprawdziwszej stali, a zupełnie czarne oczy, pozbawione tęczówek napawały ją lękiem. Wyciągnął ku niej rękę, ale zdołała kopnąć go boleśnie w żebra.
 - MISTRZU FEYREVEY! - zawołała rozpaczliwie, rzucając się do ucieczki.
 - Uciekaj! - krzyknął. Usłyszała dźwięk zderzenia mieczy i już wiedziała, że Alan z kimś walczy. Nie wiedząc, co robić, pędem puściła się w kierunku, z którego dobiegały odgłosy walki.
 - Nie tak prędko, Conely - wysyczało monstrum o czarnych oczach, zastępując jej drogę. Spróbowała pchnąć mieczem prosto w jego pierś, ale tylko roześmiał się okrutnie. Jego miecz był znacznie większy i cięższy, więc gdy natarł na jej ostrze, poczuła w rękach potężny ból. Chyba tylko wszechogarniający strach pozwalał jej wciąż ściskać klingę w dłoniach.
 - Czego chcesz? - warknęła, wciąż siłując się z napastnikiem.
 - Ciebie.  Mistrz Zakonu Feupeliadów, chce cię mieć w swojej krainie już dziś. I tak czekał zbyt długo.
 - Kto?! - krzyknęła, czując, jak przerażenie zacieśnia wokół niej coraz ciaśniejsze pęta.
 - Mistrz Mauvias, idiotko! - warknął i wzmocnił siłę ataku. Zachłysnęła się z bólu powietrzem, gdy ostrze potwora przecięło skórę wzdłuż jej lewej ręki. Tylko jedna myśl przemknęła jej przez głowę - skoro Mauvias chce ją widzieć na Noisang, ten brutal nie może jej zabić. Zaczęła się cofać, mając jedyną nadzieję, że natknie się na Alana, który jej pomoże.
 - Maal! - krzyknął jakiś nieznany jej głos, a chwilę potem tuż nad jej głową świsnął srebrzysty płomień z ręki Alana, przed którym potwór, nazwany Maalem, w ostatniej chwili się uchronił.
Octavia wykorzystała chwilę jego osłabienia i wyprowadziła dźgnięcie jego bark.. Ten zawył przeraźliwie, by chwilę potem rzucić się na nią z jeszcze większą zaciekłością. Fakt, że udało jej się go zranić sprawił, że poczuła się silniejsza, niż kiedykolwiek.
 - Octavio, uciekaj! - krzyknął znów Alan, na którego szyi pojawiło się paskudne rozcięcie.
 - Nie zostawię pana! - oznajmiła i postarała się jeszcze raz dźgnąć Maala. Dosłownie sekundę później mogła uznać to za wielki błąd, bo Maal odsunął się i wpadła prosto na innego człowieka, który uśmiechnął się dziko, kopnięciem wytrącił jej miecz z ręki, a potem boleśnie zakleszczył swoje palce na jej nadgarstku.
 - NIE! - usłyszała za sobą krzyk Alana. Ostatnim, co zarejestrowała, był znajomy dotyk na jej drugiej dłoni. Potem już tylko unosiła się bezwładnie wysoko, wysoko nad ziemią.

2 komentarze:

  1. Alan będzie teraz miał wyrzuty sumienia :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cenisz sobie szczerą krytykę? Chcesz dowiedzieć się, jak widzą Twój blog inni? Zapraszam na ocenialnię pomocne-oceny.blogspot.com aby złożyć ocenę!
    Pozdrawiam i przepraszam za SPAM :)

    OdpowiedzUsuń