poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 21

21. Znów po długaśnej przerwie, choć tym razem przynajmniej rozdział jest dłuży. Kampanii wizerunkowej Alana część dalsza. No i żółte oczyska znów się pojawiają. A teraz cieszmy się i radujmy, bo idzie jesień, co oznacza ciapę i pogodowe zlodowacenie, co z kolei przyczyni się do mojego siedzenia w domu, a to, już bezpośrednio, do pisania ;)


To było najgorsze położenie, w jakim tylko mogła się znaleźć. Za plecami miała pień drzewa, przed sobą zarośla, wśród których pojawiało się coraz  więcej par ohydnych, budzących grozę oczu. Słyszała głuchy warkot głosu, który do niej przemówił, a w głowie tłukła jej się tylko jedna myśl - tym razem Alan nie przybędzie jej z ratunkiem, leży ledwo przytomny w jakiejś jaskini.
 - Odpowiadaj! - zażądał ochrypły głos - Kim jesteś?
 - Octavia, jestem z Akademii Królewskiej w krainie Pense.
 - Dlaczego tu przybyłaś?
 - To był przypadek. Nie mam pojęcia, gdzie jestem ani  jak się stąd wydostać. - Na te słowa żółte ślepia zwęziły się podejrzliwie i zaczęły się wyłaniać z mroku, co przyprawiło ją o drżenie całego ciała.
Spośród krzaków wynurzyło się stworzenie, którego nigdy wcześniej nie widziała i co do którego można było być pewnym, że nie ma czystych intencji. Była to postać ludzkiej postury, jednak nieco wyższa niż przeciętny człowiek, cała czarna i pokryta łuską. Długie nogi kończyły orle szpony, a w ustach błyszczały długie, ostre jak brzytwa kły. Monstrum ściskało w ręku łuk, a przy boku miało włócznię.
 - Kto jest tu z tobą? - spytało.
 - Jestem sama - skałamała, nie chcąc narażać mistrza, który i tak nie mógł się bronić. Jakby w odpowiedzi na kłamstwo pomkneły ku niej trzy strzały, które jednak wbiły się w ziemię tuż przed nią, gdy potwór przemawiający do niej pstryknął w palce.
 - Jeśli kłamiesz, rób to umiejętnie. Nie mogłaś się tu dostać sama, bo sądząc po wieku, nie umiesz się jeszcze teleportować. Nie mogłaś się tu dostać drogą powietrzną, bo pilnie obserwujemy niebo. Przypłynąć też ci się nie udało, bo w wodzie żyją stworzenia groźniejsze od samych enigmorów. Pytam więc jeszcze raz: z kim tu przybyłaś?
  - To, że tu trafiłam, to przypadek. Jestem tu sama - powtórzyła z naciskiem. - Z krzaków nów dobiegły ją gniewne warkoty i syki. Słyszała dźwięk naprężających się łuków. Potwór stojący na przedzie obarzył swoje straszne kły w paskudnym uśmiechu.
 - Jesteś bardzo uparta, ludzkie dziecko. Jeśli mi nie powiesz, sam wrócę z tobą do tej twojej cholernej krainy, a wtedy  pożałujesz.
 - Nie! - rozległ się inny głos, który brzmiał tak, jakby jego właściciel dopiero uczył się ludzkiej mowy, co w istocie było możliwe, bo do tej pory tylko ten jeden potwór do niej przemawiał. - Gdy ostatnim razem poleciał ty do ludzkie miasto, my tu prawie zginęli!
 - Milczeć! - rozkazał potwór.
 - To znaczy, że już kiedyś byłeś w ludzkim mieście? - spytała podejrzliwie dziewczyna. - Nigdy nie słyszałam od ludzi o takim stworzeniu, jak ty, a to dość dziwne, bo raczej rzucasz się w oczy.
 Potwór w jednym skoku znalazł się przy niej i chwytając ją za gardło przycisnął do pnia drzewa.
 - Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób? - wysyczał. - Jakim prawem się odzywasz? - Dziewczyna postanowiła nie tracić jedynej broni, jaką miała. Widziała, że potwór wystraszył się, gdy wspomniała o jego pobycie wśród ludzi.
  - Musiałeś okłamać swoich towarzyszy - wykrztusiła przez ściśnięte gardło. - Dlatego tak się boisz. Bo nigdy... nie byłeś... w naszym mieście.  - Zaczynało jej brakować tlenu. Już sądziła, że monstrum ją udusi, ale niespodziewanie została puszczona. Była pewna, że teraz nastąpi najgorsze, że pożrą ją żywcem. Przeszył ją paniczny strach i upiorne myśli, że już nigdy nie zobaczy się z matką, z Felixem ani Vaillem...  Żółte ślepia znów wpatrzyły się w nią groźnie i stało się coś, czego się nie spodziewała.
 - Jutro ciebie i twojego towarzysza ma tu nie być. W przeciwnym razie zginiecie. - Znów pstryknął w palce i żółte oczy zaczęły znikać w zaroślach, a monstrum, które omal jej nie zabiło oddaliło się wraz z innymi.
Octavia popędziła z powrotem do jaskini i wciąż się krztusząc, wypadła tuż obok Feyreveya.
 - Coś ty, do cholery, znowu zrobiła?! - krzyknął mistrz, gdy tylko dojrzał ciemne sińce na jej szyi.
 - Ja?! - oburzyła się. - Poniekąd ratowałam panu życie! - wyrzuciła z siebie i znów zaczęła kaszleć. - Natknęłam się na to... na to coś. Chcieli mnie zabić, ale... - nie dokończyła, bo oto czekał ją kolejny szok. Alan przyiągnął ją do siebie gwałtownie i zamknął w mocnym objęciu. O ile duszenie przez jakiegoś potwora przyprawiało o śmiertelny strach, o tyle przytulenie przez mistrza Feyreveya było doświadczeniem na granicy postradania zmysłów.
- Już nigdy więcej się stąd beze mnie nie ruszysz. Wybacz mi, że pozwoliłem ci iść samej. - Przez chwilę nic nie odpowiedziała, tkwić w autentycznym szoku.
 - Jakoś sobie poradziłam. Mistrzu Feyrervey... eee... czy wszystko dobrze? - spytała, nie wierząc w to, co się dzieje. Facet, który nie znosił jej jak ogień wody, tulił ją do siebie i oddychał ciężko, jakby to jego przed chwilą próbowano pozbawić życia.
 - Nic nie jest w porządku. Naraziłem na śmierć UCZENNICĘ! KOBIETĘ, którą powinienem się opiekować! - Znów poczuła nadciągającą śmierć. Tym razem z nadmiaru wrażeń. Albo jej się zdawało, albo Alan naprawdę nazwał ją kobietą.
 - Właściwie to... pan też jest w niebezpieczeństwie. - Odsunął ją od siebie i najwyraźniej chciał coś jeszcze powiedzieć,ale stwierdziła, że woli mu powiedzieć, co im grozi, zanim naprawdę umrze.
Opowieść trwała długo, bo Alan pytał o wszystkie szczegóły i czasem dodawał coś od siebie.
- Więc przynajmniej wiem, że znajdujemy się w Lasach Feu. A ty spotkałaś się z demonami tych lasów. Jedno mnie tylko zastanawia: skąd leśny demon zna ludzką mowę...
 - Mówiłam panu, że on się przestraszył, gdy wspomniałam o tym, że musiał okłamać całą resztę. Przecież ktoś by go zauważył, prawda?
 - Prawda. Niewątpliwie nasz leśny przyjaciel coś ukrywa. Mówisz, że bardzo chciał się dowiedzieć, z kim tu jesteś?
 - Tak. Pytał mnie o to kilka razy i najwidoczniej bardzo mu zależało na tej informacji, bo zagroził, że jeśli mu nie powiem, sam uda się ze mną do mojej krainy.
 - A więc możliwości są dwie - powiedział po chwili Feyrevey. - Albo Mauvias przeciągnął Lasy Feu na swoją stronę, albo nie rozmawiałaś z prawdziwym demonem.
 - To z całą pewnością nie był człowiek. Widziałam go z bliska!
 - Widziałaś to, co on chciał, żebyś zobaczyła. A tak się składa, że ludzie Mauviasa potrafią zmieniać swoje postacie.
 - Może i tak, ale teraz mamy większy problem  - wycedziła, co Alan uznał za swego rodzaju głupotę. Jaki mogą mieć większy problem od tego? - Czymkolwiek TO, co spotkałam w lesie było, dało nam czas do jutra, żebyśmy się stąd wydostali, a my nie mamy żadnego pomysłu.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Pół żyję ;) Gdyby nie Twój komentarz - przypominajka pewnie w życiu nie spięłabym się do napisania kolejnego rozdziału ;)

      Usuń