sobota, 29 września 2012

Rozdział 22

22. Ojejku, ojejku... Napisałam ten rozdział przeczytałam i stwierdzam, że rozdziały pisane w gorączce są całkiem jak nie moje. Czy lepsze czy gorsze tego nie wiem, ale wydaje mi się, że zachowanie Alana niektórym się spodoba ;)


Kolejna godzina zleciała im na obmyślaniu planu opuszczenia Lasów Feu. Octavia obeszła całą plażę dookoła, szukając czegokolwiek, co pomogłoby im się stąd wydostać, a Alan próbował się teleportować, co przyniosło taki skutek, że tylko się osłabił i nawet zasłabł na kwadrans.
 W końcu, gdy słońce już zachodziło usiadła przy mistrzu w jaskini i spojrzała na niego zrezygnowana.
 - Może ktoś po nas przybędzie, co? Chyba już zauważyli, że zniknęliśmy  - rzekła.
 - Samo dotarcie tutaj zajmie im kilka godzin - odpowiedział smętnie.
 - Nam zajęło to kilka minut...
 - Bo ludzie Mauviasa są szybcy, jak wszyscy diabli - mruknął i odwrócił od niej wzrok. Fizycznie czuł się już lepiej, nawet pomyślał przez chwilę, że gdyby wysilił się tylko ciut bardziej, to udałoby mu się przenieść do Akademii, ale wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Wiedział doskonale, że dziewczyna jest na świeczniku, a ludzie Mauviasa mogą dostać się do Pense, a mimo to wymyślił ten idiotyczny trening. Mało tego - gdy już znaleźli się w tych przeklętych lasach, pozwolił jej narażać własne życie. Kim był? Bo na pewno nie był odpowiedzialnym, dorosłym facetem. Z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że dziewczyna wciąż mówi.
 -... więc sądzę, że Vaill wysłał już jakichś ludzi, może nawet sam mnie szuka. Zawsze powtarzał mi, żę nie da zrobić ci krzywdy.
 - I dotrzymał słowa. Gdybyś z nim trenowała, nie doszłoby do tego - przyznał bardzo niechętnie.
 - O czym pan mówi?
 - O tym, że nawet Vaill nie byłby na tyle głupi, żeby zabrać cię gdzieś, gdzie mogą cię dopaść nasi najwięksi wrogowie.
 - No nie! - krzyknęła i wstała z rozgniewaną miną.  - Chyba śnię. Pan ma wyrzuty sumienia?
 - Bo powinienem je  mieć, jeśli nie wiesz!
 - Och, wielka szkoda, że nie miał ich pan za każdym razem, kiedy mi pan dogryzał, dokuczał i robił ze mnie głupią małolatę, a zadręczają pana, gdy próbował pan ratować mi życie! - dostrzegł gniewny błysk w jej oku i od razu postanowił, że nie pozwoli na siebie krzyczeć.
 - Dla twojej wiadomości starałem ci się umilić życie nie dlatego, że, jak wszyscy uważają, nienawidzę twojej rodziny, ale dlatego, że nie chciałem, żebyś stała się taka, jak twój ojciec i brat! - warczał ze złością.  - Jeśli coś ich zgubiło, to właśnie brawura inadmierna odwaga. Zauważyłem u ciebie te dwie cechy już podczas Wielkiej Selekcji, a były tak wyraźne, że tylko kretyn je zignorował!
 - Zdradzę panu pewien sekret - wysyczała złośliwe - od tego, żeby mnie kształtować jest Vaill, nie pan! Właśnie dlatego każdemu z osobna przydziela się mistrza!
 - Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to Vaill traktuje cię tak, jakby cały świat musiał się z tobą obchodzić, jak z porcelaną, bo straciłaś ojca i brata bohaterów! Zastanów się, na czym wyjdziesz lepiej - jeśli tak będziesz uczona przez całe życie, czy jeśli ktoś pokaże ci, że świat toczy się dalej, a ty jesteś kompletnie niezależna od przeszłości?
 Patrzyła na niego z mieszaniną złości i wdzięczności. Sama nie wiedziała, co przeważa.
 - I tak wiem, że mówił pan to wszystko, bo zależało panu, żeby mi dokopać!
 - Bo zależało mi na twoim życiu, panno wszechwiedząca! - krzyknął w końcu i chyba zamknęło to dyskusję, bo wreszcie zrównał się z nią i stali teraz twarzą w twarz mierząc się groźnymi spojrzeniami. Stopniowo ta złość gdzieś ulatywała, a zastępowała ją atmosfera skrajnie różniąca się od wzajemnej niechęci.
 - Mieliśmy pomyśleć, jak się stąd wydostać - powiedziała nieśmiało Octavia, a Alan pokiwał bezmyślnie głową, wciąż się w nią wpatrując. Złośliwy głosik z tyłu głowy mówił mu, że tak intensywne spojrzenie nie powinno być nigdy przeznaczone dla jego uczennicy, ale nic sobie z tego nie robił.  Patrzył na nią, bo była... po prostu piękna.
 - Mistrzu Feyrevey?  Wszystko w porządku?
 - Nie... chyba nie - odpowiedział, kompletnie nie wiedząc, co mówi.
 - No to może zacznijmy jednak myśleć o opuszczeniu tych... proszę pana?  - jej zacięcie było jak najbardziej uzasadnione, bo otępienie, z jakim mistrz się w nią wpatrywał było niemal namacalne.
 - Czy ja ci właśnie powiedziałem, że mi na tobie zależało?  - zdziwił się, jakby nie przypuszczał, że może to powiedzieć.
 - No... nie do końca. Chyba powiedział pan, że zależało panu na kształtowaniu mojego charakteru...
 - Jedno jest równe drugiemu. Gdyby mi na tobie w żaden sposób nie zależało, nie zabierałbym się za to - mówił bardziej do siebie niż do niej i te słowa napawały go wielkim niepokojem. Jeśli się nie pomylił w swojej analizie, to miał poważny kłopot.
 - Ale...
 - No więc masz rację, zajmijmy się w końcu tym planem wydostania się - przerwał jej, wyczuwając nadciągające kłopoty.
 

***
 

- Cały teren przeszukany, posłańcy we wszystkich krainach , nie ma śladów teleportacji, ale znaleźliśmy to - rzekł Lennars kładąc przed Vaillem miecz Octavii.
 - To znaczy, że z całą pewnością ich napadnięto. A Alan? Nic nie wiadomo?
 - Tylko strzępki szaty...
 - Więc trzeba udać się na Noisang - zakomunikował, a Lennars zbladł i otworzył bezdźwięcznie usta. 
 - Oszalałeś? Jeśli tam wkroczymy, to będzie równoznaczne z rozpoczęciem otwartej wojny! Król się na to nie zgodzi, przenigdy!  A Octavii może wcale tam nie być.
 - Więc gdzie? - zatrzymał się przed przyjacielem i zmierzył go chłodnym spojrzeniem. - Rozumiem twój strach, ale nie zamierzam oddać jej w łapska Mauviasa. Jeśli będzie trzeba, złamię zakaz króla Braviusa. Nie pozwolę, by dziewczynie stała się krzywda i prawdę mówiąc dziwię się, że akurat ty, nie chcesz jej ratować. To córka Chantall - spojrzał na niego wymownie.
   - Wiem - powiedział zaraz Lennars i spuścił wzrok. - I właśnie dlatego chcę działać rozważnie, żeby jej nie zaszkodzić.
 - Nic nie zaszkodzi jej bardziej niż porwanie przez Mauviasa.
 - Myślisz, że porwał ją osobiście?
 - To też jest możliwe. Wiesz przecież, jak mu na niej zależało.
 - Możliwe... - mruknął Lennars, a  potem drzwi do komnaty otwarły się i wszedł przez nie  Audar.
 - Milius już przybył. Król i królowa proszą nas na naradę - zakomunikował i przepuścił ich w drzwiach.
Przy długim stole w sali obrad siedzieli już król Bravius, królowa Sagesse, anioł Milius i wszyscy inni mistrzowie. Audar, Vaill i Lennars skłonili się im i szybko zajęli swoje miejsca. Sagesse pierwsza zabrała głos.
 - Wiadomo, kiedy to się stało?
 - Podczas treningu na polach - powiedział Vaill. - Nie znaleźliśmy śladów teleportacji, ale Alan i Octavia z pewnością z kimś walczyli.
 - Trzeba och szukać w Noisang - powiedziała królowa, a przez salę przetoczył się zbiorowy szept, kilka osób pokręciło głowami.
 - Daj spokój - powiedział król - Noisang to potężna kraina, równie dobrze moglibyśmy przeczesać Lasy Feu. 
 - A przeczesaliście? - odezwał się jedwabistym głosem anioł, na którego padły zdumione spojrzenia. - Mądrość powinna wam podpowiadać, że wszystko, co wydaje się absurdem w takich chwilach jest najbardziej prawdopodobne. Wyślijcie tam kogoś.
 - Miuliusie - rzekł spokojnie król - z całym szacunkiem, ale to naprawdę nieprawdopodobne, by Mauvias wysłał ich do tak dzikiej krainy!
 - Bo może wcale ich tam nie wysyłał. Może podczas samej podróży mieli wypadek? Wszystko trzeba sprawdzić, Braviusie.
 - Mówisz to, bo twoja boska jaźń ci tak nakazuje, czy dlatego, że tak można przypuszczać? Wybacz mi zuchwałość, ale zależy mi na życiu tej dziewczyny. -  Anioł tylko uśmiechną się promieniście. 
 - Myślę tylko, że trzeba postępować zgodnie z przeczuciami. A ja czuję, że nieprawdopodobne w tym wypadku może okazać się słuszne.

2 komentarze:

  1. No widać że Alan jest nią trochę zainteresowany, ale za to ona nim w ogóle hehe ;)


    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo teraz on musi trochę pocierpieć, za to, że był taki niemiły ;p A jeszcze jedno pytanie, bo mi jakoś umknęło, a nie jestem pewna: czy ta szata graficzna bloga jest lepsza od poprzedniej?

      Usuń