piątek, 12 października 2012

Rozdział 24

  24. No i jest coś fajnego ;) Myślałam, że nigdy nie dojdę do TEGO momentu, ale udało się, choć przyznaję, było pod górkę i napisanie rozdziału zajęło mi praktycznie cały dzień. W całości poświęcony Octavii i Alanowi.

P.S. Jakaś siła nieczysta zepsuła zakładki do stron  z innymi blogami, więc zostawiam Wam link do avengerowskiego bloga tutaj 


Wieczorem, z duszą na ramieniu i wszelkimi najgorszymi przeczuciami, Octavia ruszyła do gabinetu Alana. Zapukała, a gdy poprosił, by weszła, miała wrażenie, że powinna się cofnąć i wrócić do swojej sypialni. Wzięła jeden głębszy oddech i weszła. To, że Alan siedział przed biurkiem równie niespokojny wcale nie dodało jej otuchy.
 - Usiądziesz? - wskazał jej fotel przed biurkiem. Bez słowa zajęła miejsce i wpatrzyła się w mistrza oczekująco. - Pewnie wiesz, albo domyślasz się, o czym będzie ta rozmowa...
 - Domyślam się - stwierdziła krótko, spuściwszy wzrok.
 - Będzie dotyczyła mojego zachowania na plaży. Przekroczyłem granicę. To nie był kontakt nauczyciel - uczennica, zdaję sobie z tego sprawę.
 - Nie mam o to do pana żalu.
 - A powinnaś - warknął ze złością. - Nie możesz sobie na to pozwalać.
 - Nic złego się nie stało.
 - Nic złego się nie stało? - prychnął. - Obłapiał cię facet, który mógłby być twoim ojcem, który na ciebie wrzeszczał i uprzykrzał ci życie w każdy możliwy sposób, a ty mówisz, że nic się nie stało?
 - Przypomnę panu, że działał pan pod wpływem emocji.
 - Nie miałem prawa działać w ten sposób.
 - Naprawdę nic się nie stało, to nie miało żadnego znaczenia.    

 - Po tych słowach w twarzy Alana nastąpiła gwałtowna zmiana. Tym razem wyglądał, jakby to, co powiedziała nie tyle go zirytowało, co sprawiło mu przykrość. Nigdy nie kierował się uczuciami, a teraz nie mógł powstrzymać tych cholernych fal napływających do niego, które zmieniały zupełnie tor myślenia, jakim normalnie szedł.
 - Proszę pana?
 - Możesz wyjść. 
 - Ja się chyba źle wyraziłam - zaczęła, bardzo zmieszana. Była chyba mistrzynią w niewłaściwym doborze zdań. Jak mogła potraktować to tak nijako?
 - Po prostu stąd wyjdź.
 - Musi dać mi pan szansę wytłumaczyć się z tego, co powiedziałam.
 - Nie masz z czego się tłumaczyć. Idź! - Tym razem nie zamierzała posłuchać. Wiedziała, że nie jest zły, a jedynie jest mu przykro. Sama żałowała, że postąpiła w ten sposób.
 - Chcę tylko, żeby pan zrozumiał, że powiedziałam, że to nie ma znaczenia, żeby nie miał pan wyrzutów sumienia.
 - A miało? - Uniósł kpiarsko brwi, sądząc, że ją speszy, że wreszcie da sobie spokój i nie będzie świadkiem jego słabości. Bo przecież on nie mógł być słaby. Pod żadnym względem. Teraz to ona nie miała pojęcia, co powiedzieć.
 - Ja... chciałam tylko... chciałam tylko powiedzieć, że nie powinien się pan za to obwiniać, bo nie zrobił mi pan krzywdy. I myślę, że najlepiej byłoby już o tym zapomnieć. - Alan parsknął śmiechem. Podziwiałby ją za rozsądek, gdyby nie wcześniejszy tok rozmowy. Ona wyraźnie czuła się winna temu, że on sam stracił nad sobą kontrolę. Uśmiechnął się więc tylko i skinął głową.
 - Niech będzie. To się więcej nie powtórzy.
 - W porządku - rzekła i wstała, ale zanim wyszła, przypomniało jej się coś jeszcze. - Mistrzu Feyrevey, może mi pan opowiedzieć, o czym rozmawiano na radzie nadzwyczajnej? Skąd ten Feleon wziął się na w tym lesie i dlaczego był w ciele demona?
 - Mauvias chciał sobie podporządkować demony, ale dobrze wiedział, że siła jego ludzi nie zrobi na nich wrażenia. Dał im więc coś, co spowodowało, że pod jego opieką poczuli się bezpieczni. Nauczył Feleona się przemieniać i wysłał go wśród nich. On nauczył ich władania nad ogniem, nowych sposobów polowania, niektórych nawet prymitywnej formy ludzkiej mowy. W zamian oczekiwał tylko posłuszeństwa Mauviasowi, więc się zgodzili. Nie było im źle, jakby nie patrzeć - zyskali na tym.
 - I co teraz?
 - Feleon zostanie oskarżony i osądzony, a potem skazany. Zapewne na śmierć, jeśli chcesz wiedzieć.  - Przez twarz dziewczyny przemknął cień strachu.
 - Ale... widziałam go kiedyś w Akademii. Wiem, że pan go podejrzewał, wtedy, kiedy próbował się tu wedrzeć. Kim był, zanim przeszedł na tę złą stronę? 
 - Uczniem i mistrzem. Najprawdopodobniej przeszedł na stronę Noisang, kiedy zobaczył, że nasza potęga podupada, a było to wówczas, gdy porwano twojego ojca. - Octavia znów zajęła swoje miejsce i po cichym westchnieniu postanowiła, że wreszcie zapyta.
 - Wojna toczy się już tyle lat, zginęło tyle osób... Dlaczego Mauviasowi tak bardzo zależy, żeby podbić Pense? Skoro jego kraina jest równie wielka i silna, powinna mu wystarczyć.
 - Im większą ma się władzę, tym więcej się pragnie. Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
 - Pan nie mówi mi wszystkiego.
 - Bo nie wszystko musisz wiedzieć.
 - Muszę, jeśli chcę odnaleźć ojca.
 - Mówiłem ci już kiedyś, że to bezsensowne. Nawet jeśli go znajdziesz, nie pozna cię, nie będzie w stanie z tobą rozmawiać, rozumiesz? Zajmij się tym, co dobre dla świata i dla ciebie. Zajmij się tym, co ważne.
 - To jest dla mnie ważne. I być może dla świata też. A nawet gdyby przemienili mojego ojca w kamień i tak muszę go znaleźć, rozumie pan? - warczała ze złością, a Alan jedynie pokręcił głową. To jasne, że do Akademii Królweskiej trafiają tylko ludzie z silnymi charakterami, ale przez całą swoją kadencję w tej uczelni nigdy nie spotkał osoby tak upartej i zawziętej, jak Octavia Conely. Nie mógł przed sobą udawać, że nie bał się o nią. Wiedział już, że nie rzuca słów na wiatr i jeśli coś sobie postanowiła, to z całą pewnością zrobi wszystko, by tego dokonać. To właśnie dlatego tak niezdrowo go przyciągała. Od zawsze był samotny, ale gdyby mógł, wybrałby sobie kobietę taką, jak ona. Silną, niezależną, walczącą o wszystko do ostatniej kropli krwi, żywiołową i... piękną. Nie ma czego tu ukrywać, była piękna i musiałby być ślepy, by tego nie dostrzec.
 - Dzisiaj, zaraz po naradzie była u mnie twoja matka - powiedział po dłuższej chwili. - Chyba próbowała na mnie nawrzeszczeć za to, że zabrałem cię na ten trening, na którym nas porwano, ale jej się nie udało. Miała za to chwilę czasu, by ze mną porozmawiać.
 - I co panu powiedziała?
 - Poprosiła mnie, żebym na ciebie uważał i zrobił wszystko, żeby nie straciła swojej ostatniej rodziny. Pomyśl o tym. Twoja matka ma tylko ciebie.
 - A pana tak nagle to interesuje? - prychnęła. Oczywiście, że te słowa wywarły na niej wrażenie, ale musiała się czymś zasłonić, zrobić coś, żeby Alan nie wiedział, że ma nad nią w tym  momencie psychiczną przewagę. Nie spodziewała się, że wstanie i uderzy pięścią w blat.
 - Nienawidzę się powtarzać, a chyba już ci powiedziałem, że zależy mi na twoim życiu. Nie pozwolę, żebyś zginęła przez własną brawurę!- Teraz wstała również Octavia. Widocznie nie istniało pojęcie spokojnej rozmowy między nią a Feyreveyem.
 - Skoro tak panu na mnie zależy, to proszę pomóc mi działać! Chroni mnie pan w zły sposób! Przyda mi się drugi miecz w walce, a nie w bezpiecznej Akademii, gdzie wiecznie mam związane ręce!
 - Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, co mówisz! Wyruszenie w dalekie, niebezpieczne podróże to nie to samo co nawet najgorszy trening!
 - Jeśli nie chce mi pan pomóc, sama dam sobie radę! - Zrobiła zaledwie krok w stronę drzwi, gdy złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, na tyle blisko, że ich oddechy mogły się zmieszać. Dziewczyna ze strachem spojrzała mu w oczy, ale było już za późno na odwrót. Być może nagromadziło się między nimi zbyt wiele wspomnień i emocji, by to powstrzymać. Alan bardzo ostrożnie i powoli zetknął  ich usta w bardzo niewinnym pocałunku, o który nikt by go nie posądził. Dziewczyna zamknęła oczy i dała się porwać tej niesamowitej chwili. Alan uznał to za przyzwolenie i pewniej przylgnął swoimi wargami do jej ust. Jedną ręką otoczył jej talię, drugą położył na policzku. Sama Octavia była tak zaskoczona, tak rozkosznie wyprana z wszelkich myśli, że potrafiła tylko stać nieruchomo, blisko niego. To trwało tylko chwilę, choć wydawało jej się, że całą wieczność. Gdy odsunęli się od siebie, była mocno zarumieniona i oddychała ciężko.
 - Przepraszam - szepnął Alan - Nie tak to miało wyglądać. 
 - Chyba powinnam już iść.
 - Powinnaś... - Odsunął się od niej, choć nie było to łatwe. Gdyby świadomość nie wbijała mu długich szpili poczucia winy, zatrzymałby ją przy sobie. To nie miało prawa mieć miejsca. Nie może się powtórzyć. On jest nauczycielem, ona uczennicą, on starym, złośliwym facetem, ona młodą, wspaniałą kobietą. Starał się mieć tę świadomość, gdy zamykała za sobą drzwi.

7 komentarzy:

  1. No nareszcie hehe :)


    Czemu z niego zrobiłaś takiego starego faceta?
    Ja mu dam 35 lat ;p żeby mógł być tym jej ojcem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja mam jakieś skrzywienie na punkcie facetów 30+ ;) Nie wiem, skąd mi się to wzięło i kiedy ;p

      Usuń
    2. Ok, niech ci będzie ;p ale ustalmy że ma te 35 ok ;p;p

      Usuń
    3. Powiem tak: nigdzie nie podałam wieku, więc wolna interpretacja. Skoro dla Ciebie ma 35 lat - niech będzie ;)

      Usuń
    4. To fajnie :)

      Czekam na kolejny rozdział :)

      Usuń
  2. Świetne! Czekam co dalej miedzy Octavią a Alanem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam nawet, że mam jeszcze jedną "stałą czytelniczkę" ;) Myślałam, że tylko Justiii mi została, ale nie. Miła niespodzianka ;)

      Usuń