sobota, 20 października 2012

Rozdział 25

  25. Dziś nieco krócej, bo ten rozdział uważam za wprowadzenie i nie chciałam robić bałaganu. Stwierdziłam, że sprawę Titresa trzeba popchnąć do przodu, co też uczynię ;) Blog mi trochę ożył, co widzę po statystykach, a to zawsze daje kopa do pracy, więc może wreszcie uda mi się pisać trochę częściej. Miejmy wszyscy nadzieję. :) Enjoy!


Robiła wszystko, dosłownie wszystko by zapomnieć o tym, co się działo wczoraj. Była wdzięczna wszelkim bóstwom za to, że dziś miała zajęcia jedynie z Vaillem i panią Clemort. Nie widziała dziś Alana i wolała, by tak zostało. Na treningu całe swoje siły skoncentrowała na uderzeniach i długich pchnięciach, zadziwiająco dobrych. Niektóre z nich były na tyle dopracowane, że zdołały rozbroić Vailla, a to nie tylko mu się podobało, ale i zaniepokoiło go.
 - Zdaje mi się, czy wkładasz w walkę agresję? - spytał, przyglądając jej się krytycznie.
 - Zdaje się panu. Wkładam w walkę siłę, ale koncentruję się na tym, co robię. Wiem, że gniew nie jest dobrym doradcą.
 - To prawda. Ale gniew różni się od agresji. Gniew może być opanowany lub uzewnętrzniony, agresja to żywioł, nad którym nie panujemy. Musisz zdawać sobie sprawę z tego, że walka to sztuka. Dobry wojownik nie traktuje walki jak ulicznej burdy.
 - Wiem - mruknęła posępnie. Czuła, że Vaill wciąż uważa ją za kiepskiego kompana do walki.
 - Głowa do góry! - powiedział, zarzucając jej rękę na ramię, gdy wracali już z parku do Akademii. - Przed tobą długa droga, ale idziesz tą właściwą, by zostać dobrym wojownikiem.
 - A jak dużo mi brakuje?
 - Mniej, niż możnaby się było spodziewać po tak młodej osobie. Masz wiele cech, które posiadają doświadczeni wojownicy. To ci się na pewno przyda.
 - Mam nadzieję - rzekła, a potem utonęła we własnych myślach. Zdała sobie sprawę, że może jej matka miała rację, gdy tuż po Wielkiej Selekcji powiedziała jej, że przekona się, jak wielka jest różnica między bezpiecznym treningiem, gdzie może liczyć na pomocną dłoń, a morderczą wyprawą, podczas której straszliwe niebezpieczeństwa czyhają na nią co krok. Po tym wszystkim, co przeszła, gdy po raz kolejny omal nie zginęła, zaczęła doceniać wartość życia bardziej dojrzale. Zrozumiała, że ono niesie możliwości, daje wybór, a śmierć jest ostateczna. Chyba właśnie poczuła strach przed nią.
 Na lekcji magii zupełnie nie mogła się skoncentrować. Pani Clemort uczyła ich przesuwania i przywoływania przedmiotów własną mocą i prawie wszystkim to wyszło. Prawie wszystkim, bo przedmioty Octavii, choć posłusznie podrywały się z miejsca, lądowały na przeciwległej ścianie lub podłodze.
 - To nic, nie przejmuj się - rzekła uprzejmie pani Clemort, uśmiechając się przyjaźnie. -  Nie dziwię się, że po czymś takim nie możesz się skupić.
  -Co ma pani na myśli? - spytała, wystraszona, myśląc, że ona skądś dowiedziała się o sytuacji między nią, a Alanem.
 - Och, to chyba oczywiste. Porwanie, walka o życie...
 - Tak - powiedziała szybko. - Tak, to chyba przez to.
  - Nie szkodzi, naprawdę. Poćwiczymy to, jeśli masz dziś czas.
 - Jasne - odparła, mając nadzieję, że na indywidualnej lekcji faktycznie się czegoś nauczy. Jak powiedziała, tak zrobiła.
Wieczorem przyszła do sali lekcyjnej, gdzie czekała na nią nauczycielka, jak zwykle pogodna i przyjacielska.
 - Siadaj - poprosiła- wskazując jej aksamitną pufę przed sobą. Dziewczyna zajęła miejsce i czekała. - Nie mogłaś się dziś skoncentrować, a na lekcji nie mogłam ci poświęcać całej uwagi. Zaczniemy od nowa. Zamknij oczy i weź trzy głębokie wdechy. Poczuj swoją moc, myśl o niej i skoncentruj się. - Octavia zrobiła, o co ją poproszono. Skoncentrowała się na wewnętrznej mocy, którą w sobie miała, choć przyszło jej to z pewnym trudem, zważywszy na fakt, że albo jej się zdawało, albo wciąż pachniała Alanem.
 - A teraz pomyśl o tym, co chcesz osiągnąć. Skup się na celu. Chcesz przywołać do siebie swój miecz. Myśl - mówiła stanowczym szeptem nauczycielka. Dziewczyna jeszcze bardziej się wysiliła. - Powoli wyciągnij rękę przed siebie. Potrzebujesz tego miecza, pamiętaj o tym. Bardzo chcesz, by znalazł się w twojej dłoni - mówiła, a Octavia starła się myśleć o wszystkim, o czym pani Clemort jej mówiła. W końcu, po blisko kwadransie, udało się. Broń sama wskoczyła jej do ręki.
 - Tak to powinno wyglądać?  - spytała, z nadzieją w głosie.
 - Mniej więcej. Powinno stać się szybciej, ale trening czyni mistrza. Zacznij jeszcze raz - poprosiła i dziewczyna próbowała. Udawało jej się to coraz lepiej, choć wciąż sporo brakowało do perfekcji. Nie wiedziała już, czy działało to bardziej deprymująco czy motywująco, ale starała się wytrwale.
 - Na dziś wystarczy - oznajmiła pani Clemort, po dwóch godzinach lekcji. - Jestem z ciebie dumna.
 - Dziękuję.
  - Nie chodzi mi tylko o lekcję - powiedziała, patrząc na dziewczynę nieprzeniknionym wzrokiem.  - Nie wiem, czy ktokolwiek w twoim wieku byłby w stanie pokonać wojowników Mauviasa.
- To nie tak. Porwano by nas, gdyby Al... mistrz Feyrevey nie powiedział mi, co robić. - Gdy skończyła to zdanie, była o wiele bledsza. Omal nie nazwała go po imieniu, co niestety nie uszło uwadze nauczycielki. Przez twarz kobiety przemknął cień uśmiechu.
 - Mimo wszystko wykazałaś się wielką odwagą, a teraz opanowaniem godnym podziwu.
 - Co ma pani na myśli?
 - Cóż... chyba zdajesz sobie sprawę, że człowiek, który omal cię nie zabił, znajduje się tak niedaleko, w lochach Akademii?
 - Feleon - powiedziała Octavia z  namysłem. 
 - Tak. Z tego, co mówili mi o tobie mistrzowie, sądziłam, że nierozsądnie pójdziesz do niego i zaczniesz wypytywać. Nie wiem, czy to dobry pomysł.
 - Ja również - powiedziała, ale nie słuchała już tego, co mówi pani Clemort. Bardziej interesowało ją, co Feleon mógł wiedzieć o jej ojcu i jak ta wiedza mogłaby jej się przydać. Nauczycielka podsunęła jej złotą myśl. Teraz nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie wszyscy położą się do łóżek, a ona zejdzie do podziemi i znajdzie cholernego zdrajcę.
Pół godziny później, nie tyle po rozmowie, co właściwie monologu pani Clemort pędem pobiegła na górę, by o wszystkim opowiedzieć Felixowi. Tylko on mógł jej teraz pomóc. Była tak zajęta tą sprawą, że zapomniała nawet o parze silnych dłoni i niebieskich oczach. Zapomniała o wszystkim innym. Liczyło się tylko ocalenie taty.

2 komentarze:

  1. Ciekawe co dalej ;)

    Ale trafiłam, akuratna nowy post :)

    Proszę nie czekaj z kolejnym tydzień :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się. Naprawdę chciałabym pisać szybciej, ale jakbym miała produkować rozdziały w tym tempie, co kiedyś, to chyba musiałabym przestać oddychać ;)

      Usuń