sobota, 27 października 2012

Rozdział 26

 26.  I znów po tygodniu. Myślę jednak, że ten rozdział mi się udał, a to dlatego, że natchnienia miałam aż w nadmiarze. Może to dlatego, że za oknem biało, a ja siedziałam sobie w ciepłym pokoju, pijąc magiczne cappuchino ;) Miłej lektury!


Reakcja Felixa kompletnie ją zaskoczyła. Sądziła, że będzie, jak zawsze. Myślała i miała nadzieję, że sam zacznie intensywnie myśleć i będzie tak samo niecierpliwy, jak ona. Tymczasem Felix po prostu stwierdził, że nie powinni tego robić. Po raz pierwszy w życiu mówił, jak oni wszyscy. Wyciągał "mądre" wnioski i zachowywał się "odpowiedzialnie". Do tej pory Octavia nie wiedziała, że można myśleć z ironią.
 Ostatecznie stanęła przed Felixem, nie kryjąc rozczarowania.
 - Więc nie pomożesz mi? - spytała, nie kryjąc żalu.
 - Pomogę, ale nie tak. Gdy cię nie było, rozmawiałem z Vaillem. Powiedział mi, żebyśmy się w nic nie pakowali, bo źli ludzie są zazwyczaj mądrzejsi i bardziej doświadczeni niż dwoje nastolatków. Myślę, że miał rację.
 - Od kiedy to słuchasz czyichś nakazów?
 - Zrozum - to nie był żaden nakaz - tłumaczył cierpliwie. - On tylko prosił mnie, żebyśmy na siebie uważali i myśleli nad każdym ruchem. Musimy być odpowiedzialni.
 - Odpowiedzialni! - prychnęła ze złością.  - A zostawienie mojego taty na pastwę losu wliczasz w tę odpowiedzialność?
 - To nie tak...
 - Więc chodź i pomóż mi porozmawiać z Feleonem!
 - Dlaczego tak nagle uparłaś się, żeby rozmawiać z człowiekiem, który omal cię nie zabił? - spytał, tym razem ze złością. Jego cierpliwość też miała swoje granice.
 - Bo pani Clemort powiedziała mi, gdzie jest i że myślała, że będę próbowała go wypytywać. To znaczy, że on coś wie! Być może wie o kluczowych sprawach, może ma pojęcie o czymś, o czym nikt inny nie ma! - mówiła, będąc coraz bardziej rozgorączkowaną. Felixa interesowało jednak coś innego.
 - Clemort ci to powiedziała? Sama z siebie?
 - Czy to ważne? - przewróciła oczami. Nie to miało być najważniejsze w jej wypowiedzi.
 - Ważne. Nie uważasz, że to dziwne, że jedna jedyna Clemort, która w dodatku kłóciła się o coś z Lennarsem*, mówi co o czymś, co stwarza dla ciebie potencjalne zagrożenie?
  - Przesadzasz. Ona nie chciała mi o tym powiedzieć, to wyszło samo z siebie. Mówiła tylko o tym, że mistrzowie mówili jej, że...
 - Wiem, co ci mówiła. I nadal uważam to za podejrzane. Myślę, że ta cała Clemort nie jest czysta.
 - Brednie - skwitowała. - Kobieta, która niemal nie kontroluje własnych lekcji, ciągle się uśmiecha i jest cholernie roztargniona miałaby być na usługach Mauviasa? Szczerze wątpię. Poza tym myślę, że wymyśliłeś to sobie, bo wolisz siedzieć tu bezczynnie, niż zająć się tą sprawą.
 - Wolę tu siedzieć dlatego, że się o ciebie boję! Omal nie zginęłaś!
 - A mój tata jest narażony na śmierć każdego dnia!  - krzyknęła, tracąc resztki opanowania. - Masz rodzinę, znasz ich i pamiętasz, nigdy nie zrozumiesz co czuję. Nie oczekiwałam tego, chciałam tylko, żebyś  mi pomógł, ale nie! Tak właśnie można liczyć na przyjaciół.
 - Octavia, posłuchaj mnie...
 - Siedź sobie w tym swoim pokoju, ja zamierzam działać. I tak straciłam już zbyt dużo czasu. - To mówiąc, trzasnęła drzwiami i zaczęła schodzić po schodach niżej i niżej, aż wreszcie minęła parter i udała się do lochów.
Było tu wilgotno  i zimno, w żelaznych uchwytach na ścianie tkwiły płonące pochodnie. Niskie sklepienie dawało złudzenie tunelu bez końca, a Octavia bez strachy brnęła dalej, wsłuchując się jedynie w echo swoich kroków.
- Stać! - usłyszała za sobą głos strażnika. - Uczniom nie wolno przebywać w lochach, tu są więźniowie!
 - Naprawdę? - spytała, obracając się do niego. Była tak wściekła i zdeterminowana, że nie myśląc, co robi uderzyła mężczyznę z pięści w twarz. Być może złość, być może liczne godziny treningów sprawiły, że siła uderzenia wystarczyła, by strażnik padł na ziemię, jak długi. Nie spoglądając za siebie, puściła się biegiem naprzód. Mijała cele, puste i zajęte. Te puste były chyba jeszcze bardziej przerażające niż te z więźniami. Od strachu odwodziła ją tylko jedna myśl - więźniowie są właśnie tutaj, ponieważ król wiedział, że jest tu wielu mistrzów, że to najbezpieczniejsze miejsce. Nic więc nie może... nie powinno się stać.
Przy samym końcu tunelu znalazła go. Stanęła i przyjrzała się tej żałosnej postaci, skulonej na kamiennej posadzce pod ścianą.
 - Tak myślałem, że przyjdziesz - powiedział, uśmiechając się podle.  - Ktoś cię tu przysłał, czy to twój własny pomysł?
 - Co wiesz o moim ojcu? - spytała, bez żadnego wstępu.
 - A więc jednak twój. Co wiem o Titresie Conely? Że jest twardym zawodnikiem. Przeżyć tyle lat pod batem samego Mauviasa...
 - Gdzie on jest? - przerwała jego wywód, zaciskając mocno pięści. 
 - A gdzie znajduje się Zakon Feupeliadów? Na Noisang, głupia dziewucho. Jeśli sądzisz, że się tam dostaniesz, nie będę wyprowadzał cię z błędu - tak właśnie się stanie. Tyle, że nie wtedy, kiedy będziesz chciała i nie tak, jakbyś chciała. Pewnego dnia ktoś wreszcie cię dorwie i zaprowadzi przed oblicze Mistrza.
 - Tego podłego gnoja nazywacie Mistrzem? - zakpiła, nie mogąc ustąpić swojej nienawiści.
 - Ten podły gnój, jak go nazwałaś, to najpotężniejszy wojownik i mocarz we wszechświecie! Dopadnie cię i zniszczy.
 - Tak jak zniszczył i sponiewierał ciebie? - uniosła kpiarsko brwi, a uśmiech spełzł z twarzy Feleona. - Nazywasz swoim mistrzem i wielkim mocarzem kogoś, kto pozwala ci gnić w tym wstrętnym lochu, być przykutym do ściany, jak ostatnia ofiara? Twój mistrz musi o ciebie dbać...
 - Mój mistrz po mnie przyjdzie.
 - Mylisz się. Zostaniesz stracony, mistrz Feyrevey mi o tym powiedział. Jak sądzisz, zdąży przed egzekucją?
 - Nie będę słuchał tych bredni! - krzyknął, ale ona wiedziała już, że zasiała w nim ziarno bezradnego strachu. Strachu najgorszego do zniesienia. Strachu przed zbliżającą się śmiercią.
  - Mogę ci pomóc, Feleon, o ile ty pomożesz mnie. Powiesz mi wszystko, co wiesz o moim ojcu, a ja postaram się wpłynąć na mistrzów. Może nie zostaniesz uwolniony, ale cię nie zabiją.
 - Łżesz - skwitował krótko.
 - Nie. Próbuję się z tobą ułożyć. Tobie tak samo zależy na życiu, jak mnie na ojcu. Myśl logicznie - komu innemu zależy na tym, żebyś wyszedł stąd żywy? Nikomu. Tylko ja mogę zaoferować ci pomoc. To, czy oboje na tym skorzystamy, zależy tylko od ciebie.
 - Więc chcesz ugody... Jaką mam gwarancję, że mnie nie oszukasz?
 - Mam ci podpisać dokument własną krwią? - zakpiła.
 - Nie dam się oszukać!
 - Więc przyjmij do wiadomości, że to, jak bardzo zależy mi na życiu ojca jest wystarczającą gwarancją! Albo powiesz mi o wszystkim teraz, albo możesz zapomnieć o mojej propozycji. Dam sobie bez ciebie radę. - Rozegrała to po mistrzowsku. Feleon wiedział, że  jest jego ostatnią szansą i nie śmiał jej odrzucić.
 - Zbliż się - powiedział. Octavia rozejrzała się i upewniwszy się, że nie są podsłuchiwani przyłożyła ucho do krat celi. - Twój ojciec jest więziony na Noisang, w najwyższej wieży pałacu Mistrza Mauviasa. Jest pilnie strzeżony, tylko najzdolniejszy wojownik może pokonać straże.
 - Nie trzeba całej armii?
 - Cała armia nie przekroczy granicy Noisang. Strzegą jej szepczące demony.
 - Reveriany...
 - Tak. Są ślepe, ale potrafią...
 - Hipnotyzować. Wiem, miałam z nimi do czynienia podczas Wielkiej Selekcji.
 - Podczas Selekcji miałaś do czynienia z najsłabszymi demonami. Tymi, które nie służą Mauviasowi. To zaledwie namiastka tego, co czeka cię przy granicy Noisang. Jak więc mówiłem, demony są ślepe, ale potrafią hipnotyzować, a im więcej osób spotkają, tym większą hipnoza ma siłę. Dlatego musisz być sama.
 - Jak dostać się do pałacu Mauviasa? I do tej wieży?
 - Znajdziesz ją za trzecią strażą. - Nie do końca zrozumiała, ale miała jeszcze sporo pytań.
 - Wiem, że mój ojciec wie coś, o czym Mauvias bardzo chce wiedzieć. Dlatego więzi go tyle lat i dlatego mnie potrzebuje. Żeby go złamać. O co chodzi? Co wie mój ojciec?
 - Twój ojciec jest w połowie meglanem. Wie o Tajemnicy Griphe.
 - Co to... - chciała spytać, ale w tym momencie usłyszała hałas, czyjś głos i szybkie kroki, może nawet odgłos biegu. Obejrzała się i musiała zadać jeszcze tylko jedno pytanie.
 - Jak dostać się do tej krainy? MÓW!
 - Pasmort. Droga wiedzie przez krainę umarłych - zdążył jej wyjawić, nim nadbiegła ostatnia osoba, której Octavia się tu spodziewała. Alan od razu odciągnął ją od celi, obrzucając Feleona nienawistnym spojrzeniem. Potem przyparł dziewczynę do ściany i przytrzymał ją za ramiona. 
 - Dlaczego to zrobiłaś?  - spytał. Octavia nie chciała odpowiadać. Nie dlatego, że odpowiedź była oczywista, ale dlatego, że wciąż bała się patrzeć na Alana. Obawiała się magii jego pięknych oczu...
 Wyczuł to, ale nie odsunął się. Jakaś cholerna siła kazała mu tkwić przy niej, położyć rękę na policzku i pogładzić go lekko. Oddech dziewczyny momentalnie przyśpieszył.
 - Popełniamy ten sam błąd dwa razy - szepnęła.
 - Ty przed chwilą popełniłaś większy. Gdybym nie spotkał tego całego Felixa w holu, nadal nie wiedziałbym, że tu jesteś. Nie ufaj Feleonowi. To potwór, nie człowiek.
 - Powiedział mi wszystko.
 - A jeśli kłamał?
 - Nie kłamał - odpowiedziała - Tego jestem pewna.


___________________________
* Mowa o szarpaninie pomiędzy Lennarsem i panią Clemort, której świadkami byli uczniowie. Dla tych, ze słabszą pamięcią ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz